Marszałek powtarzał, że prawda zwycięży
Treść
Z bliskimi współpracownikami Krzysztofa Putry, prezesa Zarządu Okręgowego PiS w Białymstoku, rozmawia Adam Białous
Jaki wizerunek Krzysztofa Putry zostanie w Pana pamięci?
Dariusz Piontkowski, członek zarządu podlaskiego okręgu PiS, radny wojewódzki: - Krzysztof był przede wszystkim człowiekiem uczciwym, który zarówno w życiu publicznym, jak i prywatnym kierował się jasnymi zasadami. To był mój prawdziwy przyjaciel, który nigdy mnie nie zawiódł. Zawsze towarzyszyła mu dewiza: "Bóg, Honor, Ojczyzna". To przydawało mu powszechnego szacunku, szczególnie na prawicy sceny politycznej, ale nie tylko, również u osób z innej opcji. Miał rzadką umiejętność przekonywania do siebie ludzi, aby wspólnie z nimi działać dla dobra Polski. Potrafił tworzyć koalicje, które wygrywały wybory. Po prostu nas jednoczył. Bardzo nam go brakuje. Po przegranych walkach politycznych, np. wyborach, nigdy nie pozwalał nam się załamywać. Kiedy w ostatnich miesiącach trwała w mediach straszna nagonka na PiS, na prezydenta i na wszystko, co prawicowe, Krzysztof mówił nam: "Nie załamujcie się, prawda jeszcze zwycięży". I okazuje się, że to słowa - można powiedzieć - prorocze. Na naszych oczach następuje bowiem przemiana mentalności wielu ludzi owładniętych wcześniej nienawiścią. Do tego trzeba było, niestety, aż tak strasznej ofiary złożonej przez wiele wspaniałych osób.
Krzysztof Putra był ojcem pięknej i licznej rodziny...
Mariusz Kamiński, poseł, sekretarz podlaskiego Zarządu Okręgowego PiS: - Był wspaniałym ojcem licznej rodziny, z żoną Elżbietą mają ośmioro dzieci. Od najstarszego: Rafał, Sebastian, Katarzyna, Agnieszka, Kamil, Karol, Krzysztof, Paweł. Zawsze żałował, że obowiązki służbowe tak go pochłaniały, że dla rodziny często nie starczało czasu. Ale każdą wolną od służby państwowej chwilę przeznaczał właśnie rodzinie. Nawet te swoje sławetne wąsy tak naprawdę nosił, choć bywało, że chciał się z nimi rozstać, ponieważ jego żona i dzieci mówiły, że z wąsami wygląda najlepiej. A on ich słuchał. Kiedy urodził mu się syn Paweł, na pewien czas zrezygnował z ogólnopolskiej kariery politycznej. To było w roku 2001, on wtedy mógłby w wyborach spokojnie zostać wybrany na posła, ale uznał, że nie może zostawić żony samej z małymi dziećmi, i na pięć lat wycofał się z polityki ogólnopolskiej.
Jakie cechy osobowe marszałka wyróżniały go wśród innych polityków?
Rafał Rudnicki, radny miejski PiS, skarbnik podlaskiego Zarządu Okręgowego PiS: - Szef, bo tak zawsze nazywaliśmy Krzysztofa, tu, w Białymstoku, był człowiekiem bardzo skromnym. On nie lubił rozgłosu, blasku fleszy, robienia czegoś na pokaz. Tego całego PR, tak modnego obecnie w polityce. Nawet zakupy robił zawsze wieczorem, żeby się nie afiszować, ale i tak ludzie go rozpoznawali i "zaczepiali". On nigdy wówczas nikomu nie odmówił, choćby krótkiej rozmowy. Jemu nigdy władza i wysokie stanowiska nie przewróciły w głowie, był niezmiennie skromnym człowiekiem, otwartym na innych.
Mariusz Kamiński: - Jego ulubionym powiedzeniem było: "Jeśli nie wiesz, jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie". On sam tak właśnie się zachowywał i takiej postawy wymagał od innych. Dlatego tak wiele osób go szanowało. Ja darzyłem go wielkim szacunkiem, nawet jak chciał, byśmy przeszli na ty, nie potrafiłem - i dalej zwracałem się do pana Krzysztofa "szefie" lub "panie marszałku". Teraz bez niego czuję się jakby osierocony, bo on dla mnie był jak ojciec, tak nas wszystkich młodych traktował - po ojcowsku. Kiedy było trzeba - surowo, innym razem - z wyrozumiałością. Prowadził nas przez ciemny las współczesnej polityki. Będzie nam tego wspaniałego przewodnika bardzo brakować.
Dariusz Piontkowski: - Był niezwykle gorliwym katolikiem. Wiara w Boga była u niego na pierwszym miejscu. Mówił często: "Ja się boję tylko Pana Boga". Sprawy religii i Kościoła stawiał ponad wszystko. To było widać każdego dnia.
Jak marszałek spełniał swoje obowiązki jako poseł woj. podlaskiego?
Aleksander Orłowski, doradca śp. Krzysztofa Putry w Kancelarii Sejmu, prowadzący jego biuro poselskie w Białymstoku: - Odszedł mój przełożony i zarazem przyjaciel. Wiele osób przychodziło do jego biura, oczekując od niego pomocy w swoich sprawach, czasem bardzo zawiłych. On był dla wszystkich ludzi życzliwy, wszystkim chciał pomóc, niestety nie zawsze miał takie możliwości. Nikogo nie ignorował, nikomu nie odmówił choćby chwili rozmowy, każdemu podał pomocną dłoń. Jako poseł miał rekordowo dużo interpelacji do członków obecnego rządu, bo aż 196, oprócz tego miał mnóstwo zapytań poselskich. Interweniował szczególnie mocno w sprawie zagrożonej budowy sieci dróg w województwie podlaskim, również obwodnicy Augustowa i Wasilkowa. Bardzo leżała mu na sercu trudna sytuacja mieszkańców Łap, w których prawie jednocześnie zamknięto dwa największe zakłady pracy: cukrownię i zakład naprawy taboru kolejowego. Z jego inicjatywy - nikt inny z posłów nie podjął tego tematu - minister Michał Boni zorganizował 5 spotkań z mieszkańcami Łap.
Czy Panowie organizują pomoc materialną rodzinie marszałka, która pozostała bez swego chlebodawcy?
Rafał Rudnicki: - Robimy, co możemy, żeby nie zostawić rodziny marszałka bez pomocy. Zgłasza się do nas ogromna liczba ludzi chcących pomóc, czy to materialnie, czy w inny sposób. Te dary przekazujemy żonie pana marszałka. Były przejściowe kłopoty z dostępem żony marszałka do kont męża, ale poinformowano nas, iż banki już te przeszkody usunęły.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-04-20
Autor: jc