Ludzie zginęli, winnych nie ma
Treść
Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał wyrok uniewinniający byłego komunistycznego wicepremiera Stanisława Kociołka od zarzutu sprawstwa kierowniczego zabójstwa robotników podczas wydarzeń Grudnia ’70. A wobec dwóch emerytowanych wojskowych utrzymano nieduże kary w zawieszeniu.
Ten wyrok przeczy zwykłemu poczuciu sprawiedliwości. Nie ma przecież żadnych wątpliwości, że Stanisław Kociołek nakłaniał w telewizji 16 grudnia 1970 r. strajkujących stoczniowców w Gdyni do powrotu do pracy. A na drugi dzień do idących do pracy stoczniowców strzelało wojsko – zginęło kilkanaście osób i wydarzenia te nazwano potem „Czarnym Czwartkiem”. Nawet jeśli przyjmiemy za prawdziwą linię obrony Kociołka, że – wbrew twierdzeniom niektórych świadków – nie wydawał zgody na użycie przez wojsko broni wobec stoczniowców, to jednak jest odpowiedzialny za zabitych i rannych, gdyż ludzie posłuchali jego apelu i chcieli wrócić do pracy. Trudno uwierzyć, aby wicepremier Kociołek nie wiedział o tym, że wojsko zostało na ulicach i ma rozkaz użycia broni.
Jednak zdaniem sądu, nie ma powodu, aby były komunistyczny aparatczyk szedł do więzienia, bo nie znaleziono dowodu jego winy. Telewizyjny apel był więc dla sądu nic nieznaczącym epizodem. Z kolei łagodne wyroki wobec wojskowych oznaczają, że ich udział w tamtych tragicznych wydarzeniach potraktowano tak samo jak udział w zwykłej ulicznej bójce, jakich dziesiątki codziennie rozgrywają się w polskich miastach i wsiach. Tam też zapadają wyroki w zawieszeniu, ale oczywiście pod warunkiem, że kończy się tylko na niewielkich obrażeniach i nikt nie ginie. W grudniu 1970 roku było zaś wielu rannych i zabitych. Ludzie zostali zamordowani, ale „nie wiadomo, kto ich zabił”.
Trudno nie określić tego wyroku inaczej niż mianem kolejnej kompromitacji naszego wymiaru sprawiedliwości, który nie jest w stanie, a często po prostu nie chce osądzić sprawców komunistycznych zbrodni. Przykładem najbardziej wymownym są postępowania wobec Wojciecha Jaruzelskiego, które tak przedłużano, aż podsądny zmarł. Wymiaru sprawiedliwości nie musi się też obawiać Czesław Kiszczak i wielu jego towarzyszy. Może więc sąd uznał, że skoro takie byłe tuzy PRL nie odpowiedziały dotąd za swoje czyny, to nie ma sensu niepokoić Kociołka, który pełnił jednak mniej lukratywne funkcje. Byłaby w tym jakaś straszna logika.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 1 lipca 2014
Autor: mj