Ludzie chcą wrócić do domów, których już nie ma
Treść
Z Mariną Urbanowicz Wartimaszwili, mieszkającą od urodzenia w Tbilisi Gruzinką polskiego pochodzenia, rozmawia Marta Ziarnik Jak teraz wygląda sytuacja w Gruzji? - W samym Tbilisi sytuacja w miarę już się uspokoiła. Wśród ludzi nie ma już takiej paniki, jaka wcześniej panowała. Jest tu jednak bardzo dużo uchodźców, którzy są w nie najlepszym stanie fizycznym i psychicznym. Także wielu z nich ukrywa się jeszcze w lasach i górach, gdzie są odcięci od informacji. Czy miasta Gori i Tbilisi są mocno zniszczone? - Tbilisi nie jest zniszczone. Było ono bombardowane, nawet niedaleko mojego domu, ale nie odniosło poważniejszych zniszczeń. Największe straty są w miejscach strategicznych, m.in. na lotniskach i w fabryce produkującej samoloty. Z kolei Gori jest bardzo zniszczone i nie ma tam już prawie w ogóle mieszkańców. Chyba tylko najstarsi ludzie, którzy nie mieli jak uciekać, tam pozostali. Czy dociera do Państwa jakaś pomoc z zewnątrz? - Tak, szczerze mówiąc ta pomoc jest duża. Docierają do nas transporty z Włoch, USA i z Polski. W środę dotarł do nas samolot z darami i zabrał grupę 85 dzieci na odpoczynek do Polski. Są to głównie dzieci, które przeżyły bombardowania i znajdują się w nie najlepszym stanie psychicznym. Wraz z nimi poleciało dwóch gruzińskich psychologów, którzy będą czuwać nad ich samopoczuciem. Każdy stara się pomóc, jednak pomimo tego ludzie są w bardzo złym stanie. W niektórych ośrodkach mieszka po 1800 osób. W tej chwili współpracuję z polską misją medyczną i pomagam w porozumieniu pomiędzy lekarzami a uchodźcami, więc na co dzień widzę ten ogrom cierpienia. Trudno jest brać nam, Gruzinom, tę pomoc i trudno mówić otwarcie o wojnie i przeżyciach z nią związanych. Bardzo dużo osób wymaga natychmiastowej pomocy psychologicznej. Dlaczego Pani nie starała się wyjechać wraz z rodziną z miasta? - W chwili wybuchu wojny byłam nad morzem. Kiedy chciałam przejechać przez Gori, było to niemożliwe i stwierdziłam, że jednak zostanę. Bardzo chciałam być w domu, pod własnym dachem. Nie mam nikogo na wsi. Wszyscy bliscy i znajomi mieszkają tu, w Tbilisi. Chyba człowiek stara się w takich sytuacjach być blisko nich i jakoś im pomóc. Jak przedstawia się sytuacja w ośrodkach dla uchodźców? - Jest bardzo zła. Pomimo że dostajemy bardzo dużo łóżek, materacy, śpiworów, żywności itp., to nadal ich brakuje. Ludzie śpią na podłogach. W wielu miejscach brakuje bieżącej wody i prądu. Czy wśród uchodźców są sami Gruzini? - Oczywiście, że nie. Są między nimi także Ormianie, Osetyjczycy i Rosjanie. Nikt z nich nie chce wojny. Każdy stara się sobie nawzajem pomóc. Nie ma przy tym znaczenia ani obywatelstwo, ani pochodzenie. Wszyscy razem przeżywają taką samą tragedię. Jeśli już mówimy o pomocy z Polski, to głównie od jakich organizacji ona pochodzi? - Najwięcej z pewnością z Caritasu, choć zdarzają sie także dary pochodzące od prywatnych firm. Ile ośrodków dla uchodźców znajduje się na terenie samego Tbilisi? - Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć, gdyż dokładnej liczby nie znam - ona cały czas rośnie. W prawie każdej szkole, przedszkolu i budynku użyteczności publicznej znajdują się bezdomni i poszkodowani. O jakiej liczbie ofiar mówi się w samej Gruzji? Do nas docierają bardzo zróżnicowane informacje, z których nie można jednoznacznie wywnioskować faktycznego bilansu. - Też oglądam telewizję i na tym między innymi bazuję. Moim zdaniem, mówić należy o tysiącach ofiar. Kiedy rozmawiam z lekarzami pracującymi w szpitalach, to wynika z tego, że tych ofiar jest o wiele więcej, niż nam się wydaje. Żołnierze nie nadążają z grzebaniem ciał. Spotykają sie także z trudnościami w przetransportowywaniu zmarłych na cmentarze w Tbilisi. Sytuacja jest naprawdę tragiczna. Czy widać jakieś wyraźne oznaki wycofywania się wojsk rosyjskich z terytorium Gruzji? - Moi znajomi w środę wrócili z Gori i mówią, że dopiero teraz widać jakiekolwiek oznaki wycofywania. Jednak rosyjscy żołnierze nadal blokują drogi, sprawdzają paszporty itp. Duża ich liczna znajduje się na ulicach. Jak zachowują się rosyjscy żołnierze? Czy nie przejawiają zachowań agresywnych w stosunku do ludności gruzińskiej? - W czasie dnia jest spokojnie. Potwierdzają to nawet obcokrajowcy i dziennikarze. Rosyjscy żołnierze nie mogą na oczach cudzoziemców dokonywać gwałtów. Jednak w nocy często strzelają, grasują także bandyci. Nie wiadomo, kiedy to się skończy. Czy na terenach objętych walkami spotyka się jeszcze bojówki dokonujące grabieży, mordów i dewastacji? - W Gori często się je spotyka. Co do ich narodowości to faktycznie nic nie wiadomo. W telewizji pokazywane są obrazy, na których widać bojówki ubrane w gruzińskie kamizelki, na których wyszyte są nazwiska. Jednak po twarzach widać, że to nie są Gruzini. Po oczach, włosach i rysach twarzy widać, że są to Rosjanie. Mówią także po rosyjsku. Jaka jest atmosfera w samym Tbilisi? - Na razie w stolicy jest spokojnie, nie wiadomo tylko, jak będzie za jakiś czas. Nie wiemy też, jak długo ci uchodźcy będą tu przebywać. Na dzień dzisiejszy nie mają oni własnego mieszkania, pieniędzy i pracy. Bez pomocy nie dadzą sobie rady, a nie wiem, jak długo ta pomoc z zagranicy będzie jeszcze napływała. Każdy chce wrócić do swojego domu, jednak tych domów nie ma. Jak, z perspektywy mieszkańców Gruzji, faktycznie przedstawiał się konflikt rosyjsko-gruziński? - Gruzja nie była zainteresowana konfliktem z Rosją. My wiemy, że nie mamy siły przeciwko Rosji. Gruzja to malusieńki kraj i jesteśmy nie do porównania, więc nie mogliśmy tego zacząć. Nie mieliśmy także na kogo liczyć. Dopiero później dołączyły się do nas inne kraje, w tym Ameryka. Jestem pewna, że to nie Gruzja sprowokowała ten konflikt, gdyż nie miała sił do obrony. Dopiero w Gruzji odbudowywano wszystko do normalnego życia, po co więc byśmy mieli to wszystko niszczyć po tak krótkim czasie? Ale kiedy poprzednio były problemy z prądem i gazem i kiedy Gruzja oskarżała o to Rosję, wówczas Moskwa twierdziła, że sami sobie odcięliśmy prąd. A w to raczej trudno uwierzyć. Czy mieszkańcy Gruzji wierzą w szybkie zakończenie konfliktu, czy też spodziewają się dalszej interwencji Rosji? - To wszystko zależy od wsparcia zachodnich państw. Gdyby cała Europa i Ameryka pokazały Rosji, że takie działania są niedopuszczalne, to może by do tego nie doszło. Niestety, na tym etapie pokoju i miłości między naszymi krajami już nie będzie. Teraz potrzebne są pokolenia, aby o tym zapomnieć. Nikt w Gruzji nie spodziewał się, że ten konflikt może przybrać aż taką skalę. Uważam, że nie będzie łatwo szybko ten stan załagodzić. Rosjanie chcą pozostawić w Gruzji "siły pokojowe". Czy są one w Gruzji potrzebne? - Oczywiście, że nie. Gruzja nie potrzebowała żadnych sił pokojowych. Tym bardziej w Gori. Siły pokojowe nigdy nie strzelają do mieszkańców, kobiet, dzieci, nie bombardują szkół i szpitali. Natomiast te siły, które tu się znajdują, dokonywały tego wszystkiego. Teraz na szczęście jest już spokojniej. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-23
Autor: wa