Łagodne wskazówki dla Rosjan
Treść
Protokół wojskowy ujawnia niepublikowane dotąd słowa wypowiedziane przez osoby przebywające w kokpicie Tu-154M oraz na wieży kontroli lotów
Opublikowany wczoraj przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego tzw. protokół wojskowy dotyczący katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem we wnioskach nie odbiega od raportu ministra Jerzego Millera. Komisja zgodnie z zapowiedziami nie opublikowała ekspertyzy lotniczo-lekarskiej. Nie wskazała też, jakie dokumenty źródłowe posłużyły w jej opracowaniu.
Nowe kwestie nie zmieniają obrazu katastrofy znanego z raportu Millera, ale go uzupełniają. Pełne stenogramy pokazują jednak, jak wielu fragmentów nie udało się do dziś odczytać.
"O tragicznym finale lotu zadecydowały: niezgłoszenie zbliżania i osiągnięcia wysokości minimalnej, niereagowanie załogi na odchylenia od wymaganych parametrów lotu oraz sygnalizację TAWS i zignorowanie generowanych przez ten system alarmów PULL-UP" - czytamy w dokumencie. Wśród głównych czynników wpływających na katastrofę protokół wymienia: opieranie się załogi na wskazaniach z radiowysokościomierza oraz podjęcie próby odejścia na drugi krąg z wykorzystaniem automatycznego pilota. Dokument, podobnie jak raport Millera, stwierdza, że okolicznościami sprzyjającymi katastrofie były: niewłaściwa współpraca załogi, niedostateczne przygotowanie do lotu, niewłaściwy dobór składu załogi, jak również brak praktycznego przygotowania rosyjskich kontrolerów i sporadyczne zabezpieczanie przez nich lotów. W liczącym, wraz z ośmioma załącznikami, ponad tysiąc stron dokumencie KBWLLP szczegółowo opisała: wyszkolenie załogi i przebieg zdarzenia lotniczego, organizację lotów i szkolenia lotniczego, kierowanie lotami, technikę lotniczą i jej eksploatację, zabezpieczenie wysokościowo-ratownicze i ratownictwo lotnicze, zabezpieczenie meteorologiczne. Komisja ujawniła również pełny zapis odczytanej korespondencji pokładowej oraz z wieży na lotnisku Siewiernyj. Do dokumentów załączono wizualizację ostatniej fazy lotu.
Wyłączenia bez wpływu
na jakość?
Protokół zawiera więcej niż raport Millera szczegółów dotyczących badanych okoliczności. To na jego bazie powstał raport. Znalazły się w nim dokumenty, w oparciu o które komisja badała poszczególne obszary katastrofy. To m.in. dane meteorologiczne wraz mapami, fragmenty z osobistych dzienników członków załogi czy szczegółowy zapis rozmów prowadzonych zarówno w samolocie, jak i na smoleńskiej wieży sporządzony przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji.
Mimo swej szczegółowości protokół nie wskazuje osób odpowiedzialnych za katastrofę. Zachowuje on anonimowość nawet w przypadku załogi samolotu, choć personalia pilotów są znane. Taką formę uzasadniają przepisy o badaniu katastrof transportowych, w oparciu o które dokument został przygotowany.
Komisja przedstawiła ocenę przyczyn katastrofy i czynników sprzyjających jej zaistnieniu oraz wskazała na elementy, które należy poprawić w celu uniknięcia podobnych zdarzeń. To 45 rekomendacji dla instytucji cywilnych i wojskowych strony polskiej oraz dwie dla strony rosyjskiej dotyczące przekazywania informacji pogodowych.
Zgodnie z zapowiedziami nie ujawniono liczącego 60 stron załącznika 7 "Ekspertyza lotniczo-lekarska", zawierającego dane medyczne ofiar katastrofy. Zdaniem komisji zgon 96 ofiar katastrofy "nastąpił z powodu ciężkich wewnętrznych obrażeń wielonarządowych, powstałych w wyniku działania przeciążeń udarowych w trakcie zderzenia się samolotu z ziemią oraz niszczenia jego konstrukcji". W protokole nie znajdziemy jednak informacji o dokumentach, na bazie których dokonano tej oceny. Protokół został zatwierdzony 26 lipca 2011 roku przez 34-osobową komisję, której członkowie pod dokumentem złożyli własnoręczne podpisy. Zapoznanie się z protokołem potwierdził też szef 36. SPLT.
Wczoraj członkowie KBWLLP zaznaczali, że dokonane na wniosek Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wyłączenia fragmentów dokumentu nie wpływają na jego merytoryczną wartość. - Komisja korzystała z bardzo wielu różnych źródeł informacji. Jednym z nich były informacje gromadzone przez prokuraturę w trakcie prowadzonego postępowania. Tych informacji nie wolno publikować bez zgody prokuratury, ale dla komisji to było jedno ze źródeł - zaznaczył Maciej Lasek, członek KBWLLP. W jego ocenie utajnione fragmenty to "informacje nieistotne z punktu widzenia wyników prac komisji", m.in. wykreślenie niewielkiego fragmentu wskazującego, skąd dane informacje pozyskano. W protokole nie znalazły się też te informacje na temat lotów eksperymentalnych na samolocie Tu-154M o numerze bocznym 102, które potwierdzały oczekiwania komisji. Część wyników eksperymentów została uwzględniona w protokole.
Dokument zawiera za to kompletne stenogramy. Pokazują one, że biegli - mimo uzyskania lepszych niż w rosyjskim raporcie wyników - nie zdołali dotąd odczytać sporych fragmentów prowadzonych rozmów.
- Protokół wraz z załącznikami to dokument, którym zgodnie z obowiązującymi przepisami miała zakończyć się praca naszej komisji. W sumie liczy 1288 stron - powiedział płk Mirosław Grochowski, wiceprzewodniczący KBWLLP. Jak zasugerował, opublikowany wcześniej raport Millera przygotowano po to, by w sposób bardziej przystępny i mniej techniczny przedstawić opinii publicznej przyczyny katastrofy smoleńskiej.
Zawiodło meteo
Ujawniony wczoraj dokument potwierdza fatalne działanie służb meteorologicznych, co wcześniej podkreślał "Nasz Dziennik". Dokument wskazuje, iż z analizy rozmów rosyjskich kontrolerów wyraźnie wynika, że byli oni zaskoczeni pojawieniem się mgły na lotnisku i że rosyjskie służby nie przewidywały na 10 kwietnia 2010 wystąpienia mgły. Także przygotowane przez polskie służby dane zawierały błędne informacje w zakresie wysokości podstawy chmur i prognozowanej widzialności na lotnisku oraz wielkości zachmurzenia i prognozowanej widzialności na lotnisku, a także wielkości zachmurzenia. Znajdują one potwierdzenie również w niepublikowanych wcześniej, a odczytanych przez biegłych zapisach rozmów załogi. O 6:16:46.5 nawigator żalił się: "Wychodzi gdzieś mgła, a oni nie uwzględnili wcale tego". Później załoga wskazywała, że służby meteo liczyły na to, iż z czasem warunki będą się poprawiać. "A nasze (meteo?) się martwiło bardziej o jaka niż o nas, bo mówili, że ma być lepiej. Im później, tym lepiej" - wskazywał prawdopodobnie drugi pilot.
W czasie lotu padły też pytania o uroczystości katyńskie i pojawiły się wątpliwości, czy delegacja w przypadku wyboru innego lądowiska będzie miała wystarczająco dużo czasu, aby na nie zdążyć. Jednak piloci nie byli zdenerwowani tą sytuacją. Na pytanie drugiego pilota: "A jak nie wylądujemy, to co?", dowódca odrzekł: "To odejdziemy". Rozmowy potwierdzają, że załoga nie była zdeterminowana, by lądować w Smoleńsku. Biorący pod uwagę brak możliwości lądowania, dowódca mówił: "Zobaczymy. Podejdziemy i zobaczymy". Spotkało się to z akceptacją drugiego pilota: "Podejdziemy, zobaczymy. No". Prawdopodobnie lotnicy mieli nadzieję, że w miarę upływu czasu pogoda się poprawi i gdy dolecą nad Siewiernyj, być może uda się nawiązać kontakt wzrokowy z ziemią. Jak wskazywali lotnicy, podobną sytuację mieli w Gdańsku, podczas lotu samolotem Jak-40, wówczas "chmury przeszły".
Nieprawidłowości na wieży
Podobnie jak raport Millera, protokół wskazuje na nieprawidłowości w działaniach kierownika lotów (KL) na Siewiernym, który 10 kwietnia 2010 kierował podejściem do lądowania trzech samolotów: Jak-40, Ił-76 i Tu-154M, oraz sprawował nadzór nad działaniami podległego mu personelu. KL m.in. nie przekazywał zgodnie z obowiązującymi zasadami pełnych informacji załogom samolotów o warunkach atmosferycznych. Ponadto nie nakazał załogom samolotów (także Ił-76) podchodzących do lądowania potwierdzania wysokością komend kierownika strefy lądowania (KSL) o położeniu samolotu na ścieżce podejścia oraz nie reagował na łamanie zasad prowadzenia korespondencji radiowej przez KSL.
Kierownik lotów nie poinformował załóg polskich samolotów: Jak-40 i Tu-154M, o rodzaju obowiązującego na lotnisku podejścia do lądowania. Nie określił minimalnej wysokości zniżania 100 m dla załóg samolotów Jak-40 i Ił-76. Uczynił to tylko w przypadku Tu-154M, i to na polecenie zwierzchnika. Jak podaje protokół, KSL był odpowiedzialny za zabezpieczenie podejść do lądowania od czwartego zakrętu do nawiązania przez załogę wizualnego kontaktu ze "środowiskiem" progu pasa.
"KSL zabezpieczał podejścia samolotów, wykorzystując radiolokator typu RSP-6M2, o czym KL powinien poinformować załogi samolotów Jak-40 i Tu-154M" - podaje protokół. W tej sytuacji powinien informować załogi podchodzących samolotów o ich pozycji względem osi pasa i ścieżki zniżania oraz odległości od progu pasa. KSL nie miał prawa informować załogi samolotu Tu-154M o prawidłowym wykonywaniu procedury podejścia, ponieważ odchylenie samolotu od ścieżki zniżania i kursu wielokrotnie przekraczało dopuszczalne wartości. "Informowanie załogi Tu-154M przez KSL o prawidłowej pozycji samolotu komendą: 'na kursie i ścieżce', co było niezgodne z jego rzeczywistym położeniem, mogło utwierdzać załogę w przekonaniu o prawidłowym wykonywaniu podejścia i właściwej trajektorii lotu" - czytamy. Do tego komenda nakazująca przejście do lotu poziomego została przekazana przez KSL, gdy Tu-154M nie był już widoczny na wskaźnikach radiolokatora. "Sposób kierowania podejściem samolotu Tu-154M i jego sprowadzeniem do lądowania przez GKL mógł mieć wpływ na zaistnienie katastrofy. Kierowanie samolotem na ścieżce zniżania i przekazywanie informacji o prawidłowej pozycji na podejściu do lądowania mogło utwierdzać załogę w przekonaniu, że znajduje się na nakazanej ścieżce zniżania i utrzymuje właściwe parametry lotu" - uznano.
Mimo wytknięcia tych błędów w zaleceniach dla Federacji Rosyjskiej znalazły się jedynie wskazówki, by rozważyć możliwość uzupełnienia przepisów lotniczych obowiązujących na terenie Federacji Rosyjskiej o "informacje określające sposób planowania i wykonywania lotów poza przestrzenią sklasyfikowaną, w tym procedurę pozyskiwania niezbędnych informacji".
Nasz Dziennik 2011-09-06
Autor: au