Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Który generał był w zasięgu radiostacji "Korsarza"?

Treść

Kilka minut przed katastrofą na Siewiernym ze smoleńskiego "Korsarza" naprowadzającego polskiego Tu-154M pada: "Towarzyszu generale, podchodzi do trawersu...". Dalej rozmówca zapewnia: wszystko gotowe. Co ciekawe, z rosyjskiej transkrypcji zapisów korespondencji na wieży wynika, że te słowa zostały wypowiedziane w ramach korespondencji radiowej, a nie telefonicznej. Który generał był w zasięgu smoleńskiej radiostacji?
Po konferencji przedstawicieli polskiej komisji, na której ujawniono część rozmów kontrolerów lotów ze Smoleńska, MAK zapowiedział opublikowanie całości zapisów na swojej stronie internetowej, co nastąpiło w późnych godzinach wieczornych. Temu oświadczeniu towarzyszyła cytowana przez rosyjskie agencje wypowiedź anonimowego eksperta, krytykująca polskie władze: "Wyrywając z kontekstu oddzielne frazy z rozmów w wieży kontrolnej, strona polska nie rekonstruuje wydarzeń, lecz je wypacza" - oznajmił. Oskarżenie to jest o tyle dziwne, że Polacy od początku domagali się (bezskutecznie) przekazania tychże właśnie nagrań. Nasza komisja dysponuje tylko jednym wykonanym w Smoleńsku nagraniem, z którego naszym specjalistom udało się odczytać i tak więcej niż dysponującym trzema taśmami i możliwością kopiowania w warunkach laboratoryjnych ekspertom z MAK.
Opublikowany na stronie internetowej Komitetu materiał liczy 83 strony. Obejmuje zapis z mikrofonu w pomieszczeniu kontrolerów, nagranie rozmów telefonicznych oraz korespondencji radiowej. Informacja jest oczywiście bardziej kompletna, ale trudno wskazać przykłady "wyrywania z kontekstu" wypowiedzi. Natomiast w rosyjskiej transkrypcji brakuje niektórych fragmentów odtworzonych przez Polaków lub są przypisywane innym osobom.
W materiale MAK możemy znaleźć wiele informacji, a nawet ciekawostek. Jak się okazuje ppłk Plusnin jednak trochę znał język angielski, starał się w nim zwracać do załogi naszego Jaka-30. Potem z kimś ćwiczy potrzebne wyrażenia, myli przy tym czasowniki "go" ("iść") i "call" ("wołać, dzwonić"). Pułkownik Krasnokutski z kolei prosi przełożonego o dzień wolny. Później już nie ma na takie rzeczy czasu. - Ja już nie wyrabiam - mówi do oficera dyżurnego w centrum dyspozycyjnym. Podczas kolejnych nerwowych rozmów telefonicznych usiłuje "załatwić" dla polskiego samolotu lotnisko zapasowe. Początkowo decydują się na podmoskiewskie Wnukowo, później okazuje się, że zgodnie z planem lotu tupolew odejdzie raczej do Witebska lub Mińska na Białorusi (oba miasta są znacznie bliżej, ale w innym państwie).
Podczas godziny od pierwszego kontaktu z moskiewską "Logiką" dochodzi do zmiany nastawienia pułkownika. Coraz bardziej naciska na podjęcie próby sprowadzenia polskiego samolotu. Mówi do Plusnina: "Do 100 metrów i bez dyskusji". Wreszcie na kilka minut przed katastrofą informuje: "Towarzyszu generale, podchodzi do trawersu...", i zapewnia, że wszystko jest gotowe. Co ciekawe, według Rosjan, te słowa zostały wypowiedziane w ramach korespondencji radiowej, a nie telefonicznej. Który generał był w zasięgu smoleńskiej radiostacji? Być może wciąż chodzi o Władimira Sypkę, dowódcę bazy w Twerze, z którym przede wszystkim kontaktował się Krasnokutski. Były to jednak rozmowy telefoniczne, a Twer jest za daleko, żeby używać standardowej radiostacji do porozumiewania się. Podczas tych rozmów pułkownik wyraźnie wchodzi w rolę kierownika lotów, a nawet pyta "O co chodzi?", gdy ktoś wyraźnie dopytuje się o ppłk. Plusnina.
Zasadnicze znaczenie mają także zdania wypowiedziane w kabinie tupolewa. Zupełnie w innym świetle, niż stara się to narzucić MAK, stawiają one kwestię zachowania załogi i obecności w kabinie innych osób.
Udało się odtworzyć kompletną rozmowę z osobą, która na około kwadrans przed katastrofą weszła do kokpitu. Niemal na pewno był to dyrektor Protokołu Dyplomatycznego MSZ śp. Mariusz Kazana. W prosty, rzeczowy sposób dowódca załogi wyjaśnia mu, że najprawdopodobniej nie uda się wylądować i informuje o lotniskach zapasowych. Śp. mjr Arkadiusz Protasiuk jest wyraźnie nastawiony na to, że trzeba będzie przerwać to lądowanie. Kolejne zdania wypowiedziane przez inną osobę padają ponad cztery minuty później. Znajdująca się w kabinie osoba pyta m.in. o wysokość. Trudno sobie wyobrazić, żeby to pytanie zadał doświadczony pilot, generał Andrzej Błasik, który zobaczyłby interesujące go informacje na odpowiednich wskaźnikach. Najprawdopodobniej dyr. Kazana jest ciągle w kabinie i zastanawia się nad wyborem lotniska zapasowego i całą sytuacją, gdyż zaraz padają też z jego ust słowa: "musimy to lotnisko wybrać". Wreszcie, gdy nawigator podaje wysokość "100", następuje chwila milczenia, słychać słowa "nic nie widać". Zapewne chodzi o brak widoczności pasa. Zatem za chwilę pada komenda dowódcy do odejścia, powtórzona przez drugiego pilota. Dopiero trzy sekundy później, gdy samolot zniża się już gwałtownie, na to samo decyduje się kontroler. Z niewyjaśnionych dotąd powodów to odejście się nie udało...
Piotr Falkowski

Nasz Dziennik 2011-01-20

Autor: jc