Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kto zapali znicz?

Treść

W nocy z piątku na sobotę polskiego czasu rozpocznie się ceremonia otwarcia zimowych igrzysk. Ma być piękna, niepowtarzalna i przy okazji bardzo swojska, nie zakłóci jej kapryśna aura i zapowiadany na ten czas deszcz. Nieujawnioną przez organizatorów do samego końca największą tajemnicą jest nazwisko ostatniego uczestnika sztafety z olimpijskim ogniem. Czy okaże się nim Wayne Gretzky, przekonamy się.
Ceremonie otwarcia zawsze były podniosłe, zawsze pokazywały charakter i specyfikę kraju-gospodarza, zawsze odnosiły się też do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej na całym świecie. Najważniejszym ich punktem było uroczyste zapalenie znicza. Pierwszy raz towarzyszyło igrzyskom w 1920 roku w Antwerpii (zimowym, co ciekawe, dopiero w 1952 r. w Oslo. Ogień wzniecono - nie jak nakazuje tradycja - w greckiej Olimpii, tylko w norweskiej miejscowości Telemark). Wtedy również - po raz pierwszy - wypuszczono gołębie jako symbol pokoju. Na maszt wciągnięto flagę olimpijską, na której znalazło się pięć splecionych ze sobą kół, symbolizujących pięć kontynentów. Kto zapali znicz w Vancouver? To zawsze jest otoczone tajemnicą do samego końca. Niemal wszystkie media i komentatorzy już teraz podają konkretne nazwisko - Gretzky'ego. To legendarny hokeista, jeden z najlepszych w historii, a Kanada jest kolebką tego sportu. Któż zatem miałby być bardziej godny? Czy te przypuszczenia się potwierdzą, zobaczymy. Cztery lata temu w Turynie zaszczyt ten spotkał włoską biegaczkę narciarską Stefanię Belmondo, w 2002 r. w Salt Lake City amerykańską drużynę hokejową - mistrzów olimpijskich z 1980 roku.
Ceremonii na pewno nie zakłóci pogoda. W Vancouver płata co prawda figla, zamiast mrozu i śniegu raczy uczestników plusowymi temperaturami i deszczem (co na atmosferę nie wpływa najlepiej), ale uroczystość odbędzie się pod dachem stadionu BC Palace. Nie przeszkodzą zatem zapowiadane akurat na ten czas obfite opady.
Pisk
Nasz Dziennik 2010-02-12

Autor: jc