Kokpit zniknął nie tylko z raportu
Treść
Raport MAK nie wspomina o użyciu na miejscu katastrofy na Siewiernym śmigłowca transportowego. Do czego była potrzebna maszyna? Według jednego z naszych rozmówców, który pracował w Smoleńsku - śmigłowcem, z charakterystycznymi żółtymi linami o udźwigu do 3 ton, 11 kwietnia został przetransportowany kokpit tupolewa. Dokąd? Nie wiadomo. Na pewno nie na betonową wylewkę, na której "zrekonstruowano" wrak polskiej maszyny.
Relacje świadków oraz nieliczne zdjęcia i filmy zarejestrowane przez przypadkowe osoby znajdujące się w okolicach lotniska Siewiernyj 10 kwietnia 2010 roku pozwalają sądzić, że w wyniku uderzenia w ziemię kokpit wprawdzie został zniszczony, ale nie w takim stopniu, by nie był on rozpoznawalny. W samym raporcie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego uznano, że przednia część kadłuba z kabiną załogi została całkowicie zniszczona. Relacje osób przybywających tuż po zdarzeniu pozwalają sądzić, że kabina pilotów, której nie widać na żadnej fotografii przedstawionej w raporcie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), nie została całkowicie zniszczona, a z pewnością nie została rozbita na "małe trudno identyfikowalne fragmenty" - jak uznał MAK. Jeszcze 2 września 2010 roku podczas konferencji prasowej prokurator Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej, mówił, że widział kokpit, ale z uwagi na empatię nie chciał szerzej rozwinąć tematu. - Jeżeli chodzi o stan kokpitu, to ja widziałem kokpit, natomiast państwo pozwolicie, że z pewnych względów, kierując się empatią i pewną wrażliwością, pozwolę sobie nie wypowiadać się na ten temat - mówił prokurator Szeląg. Powodem takiej powściągliwości był zapewne zakres zniszczeń kabiny, jednak - jak się okazuje - identyfikowalnej dla osoby niebędącej ekspertem lotniczym.
Prokurator Szeląg zapewnił wówczas, że prokuratura otrzymała protokoły miejsca zdarzenia wraz z dokumentacją fotograficzną, i stan ten jest udokumentowany.
W ocenie pełnomocników osób poszkodowanych w katastrofie takie zapewnienie prokuratora było na wyrost. Ich zdaniem, do Polski dotarła jedynie część protokołów, a dokumentacji fotograficznej praktycznie nie ma albo nie została ona udostępniona. - Nie chcę oceniać, jakimi materiałami dysponuje prokuratura, ale ja takiej dokumentacji nie widziałem - zaznaczył mec. Bartosz Kownacki. Na brak takiej dokumentacji wskazywali też polscy eksperci w uwagach do raportu MAK. Jak zaznaczono, Rosjanie nie udostępnili stronie polskiej dokumentacji fotograficznej i filmowej wraku samolotu z miejsca zdarzenia przedstawiającej przebieg przemieszczania szczątków i przebieg rekonstrukcji wraku samolotu. Polscy eksperci z dokumentacją "fotograficzną miejsca zdarzenia, w tym zdjęć wykonanych bezpośrednio po zaistnieniu katastrofy oraz filmów z miejsca katastrofy" mogli zapoznawać się tylko w siedzibie MAK.
Spostrzeżenia prokuratora Szeląga dotyczące faktu istnienia kokpitu znajdują potwierdzenie w relacji dr. płk. rez. Antoniego Milkiewicza, pilota i głównego inżyniera wojsk lotniczych, specjalisty z zakresu badań wypadków lotniczych, który w pierwszych dniach po katastrofie pracował w Smoleńsku. Milkiewicz w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" przyznał, że "kokpit, czyli kabina samolotu, którą zajmują piloci, leżał zmiażdżony na powierzchni ziemi" w pobliżu centropłatu samolotu. W jego ocenie, ta część samolotu została zabrana z miejsca katastrofy wraz z pozostałymi fragmentami następnego dnia po katastrofie. Nieco inaczej tę kwestię opisuje MAK, który w raporcie zaznaczył, iż "w okresie od 13.04.2010 do 16.04.2010 zostało wykonane przeniesienie fragmentów samolotu na przygotowany plac i rozłożenie elementów konstrukcji samolotu w rzeczywistym obrysie (rysunek 37), rozkładanie oprzyrządowania pilotażowego i radioelektronicznego według systemów, rozkładanie elementów systemu sterowania samolotem".
Z pewnością zarys kabiny pilotów można także zaobserwować na filmach wykonanych przez świadków katastrofy bezpośrednio po zdarzeniu - 10 kwietnia 2010 roku. Co się z nią stało później? Nie wiadomo. Amatorskie analizy filmów wskazują na obecność nad miejscem tragedii helikoptera wyposażonego w mocne liny umożliwiające podnoszenie dużych ciężarów, o udźwigu do 3 ton. Raport MAK o użyciu takiego sprzętu podczas akcji ratowniczej nie wspomina. Mając na uwadze relację dr. Milkiewicza, który pracował w Smoleńsku od 11 kwietnia 2010 roku, można założyć, że kokpit został wywieziony, ale w pierwszym dniu po zdarzeniu. Dokąd? Tej kwestii raport MAK nie podejmuje. Co więcej, Rosjanie uznali, że kabina pilotów samolotu Tu-154M została całkowicie zniszczona. W ocenie MAK, "w następstwie tego, że samolot zderzył się z ziemią, w odwróconym położeniu względem do osi podłużnej, nosowa owiewka kadłuba samolotu, oszklenie kabiny załogi, górna część kadłuba od wręgi 4-tej do 67A zostały zniszczone całkowicie, rozbite na małe trudno identyfikowalne fragmenty". MAK, opisując rozmieszczenie elementów samolotu, uznał też, że "przednia część kadłuba z kabiną załogi jest całkowicie zniszczona. Fragment nosowej części kadłuba z przednią golenią podwozia znajduje się w odległości 397 m od progu pasa startowego". Taki opis Rosjanie podparli zdjęciami elementów nosowej części samolotu oraz wraku, który został odtworzony na płycie lotniska z rozrzuconych fragmentów. Na żadnym z nich kokpitu nie widać.
W ocenie Ignacego Golińskiego, byłego członka Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, publikowane zdjęcia wraku Tu-154M sugerują, że kokpit samolotu został całkowicie zniszczony w czasie katastrofy. Jednak - jak przyznał - doświadczenie podpowiada, że nawet jeśli samolot spada na dziób, to zachowują się pewne elementy kokpitu nadające się do analiz, jak np. prędkościomierz, wysokościomierze itp. - Wierzę, że kabina pilotów została w czasie wypadku mocno zniszczona, ale z drugiej strony nie sądzę, by nic z niej nie pozostało - ocenił. Ponadto gdyby kabina pilotów rozpadła się na "trudno identyfikowalne fragmenty", to nasuwa się pytanie, na jakiej podstawie Rosjanie uznali, że w chwili katastrofy w kabinie pilotów był obecny gen. Andrzej Błasik i skąd pochodzą oraz jakie są na to dowody. Goliński zgodził się z tezą, iż w czasie katastrofy poszycie samolotu w miejscu kabiny pilotów zostało mocno zniszczone, a już po wypadku z kabiny pilotów wyciągnięto wszelkie urządzenia w celu dokonania ich badań. Jednak w takim wypadku powinien powstać protokół opisujący wykonane czynności. To, czy w pierwszej kolejności zostanie wykonana pełna rekonstrukcja wraku, a następnie wybrane będą elementy do badań, zależy od przyjętej przez kierującego badaniami metodologii. - Na pewno przy wyciąganiu poszczególnych elementów z wraku samolotu powinno się spisać protokół, co i w jakim celu zostało wyjęte. Trzeba tu jednak pamiętać, że zanim przystąpi się do jakichkolwiek prac, należy wykonać, bez ruszania elementów samolotu, dokładną dokumentację fotograficzną i filmową miejsca katastrofy - podkreśla Goliński.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-03-28
Autor: au