Kempa i Wassermann zamiast Rycha i Zbycha
Treść
Śledczy z Platformy Obywatelskiej po raz kolejny wczoraj dowodzili, że nieprędko - jeśli w ogóle - zajmą się rzetelnym wyjaśnieniem afery hazardowej w rządzie Donalda Tuska. Zamiast podjęcia przynajmniej próby rozwikłania, jakie to interesy na cmentarzu robił z lobby hazardowym Zbigniew Chlebowski, zaserwowali kolejny temat zastępczy, próbując odwrócić uwagę opinii publicznej od sedna sprawy i w dalszym ciągu kpiąc sobie ze społeczeństwa. Z wypowiedzi polityków PO wynika, że po przesłuchaniu przez śledczych Beata Kempa i Zbigniew Wassermann nie wrócą już do komisji.
Jeszcze chyba długo na krześle przeznaczonym dla świadków komisji hazardowej nie zobaczymy polityków PO, których nazwiska padają w kontekście afery hazardowej: byłego szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego, byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, byłego wicepremiera, a teraz szefa klubu PO Grzegorza Schetyny czy też biznesmena branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka, znajomego całej trójki polityków PO, który próbował załatwić u kolegów korzystne dla siebie zapisy w ustawie hazardowej. Długo też poczekamy na przesłuchanie byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego. Jeśli w ogóle się tego doczekamy. Jako świadek komisji śledczej miałby prawo do swobodnej wypowiedzi przed komisją. Obawa przed przesłuchaniem Kamińskiego może oznaczać, że to, co były szef CBA mógłby powiedzieć, musi w szeregach Platformy budzić ogromne przerażenie.
Zamiast przesłuchania Mira, Rycha i Zbycha Platforma zaserwowała nam przesłuchanie polityków Prawa i Sprawiedliwości: Zbigniewa Wassermanna i Beaty Kempy. Oboje zostali wcześniej wyrzuceni z komisji śledczej głosami jedynie posłów Platformy. Następne przesłuchania mają się odbyć dopiero, kiedy Prawo i Sprawiedliwość zgłosi nowych członków do komisji. Kandydatami PiS mają być ponownie Kempa i Wassermann. Przewodniczący komisji śledczej Mirosław Sekuła (PO) już jednak tłumaczył, że po złożeniu przez nich zeznań przed komisją, nie widzi ich z powrotem w szeregach śledczych, choć - jak zastrzegł - o wszystkim zdecyduje Sejm. Bardziej stanowczy był Jarosław Urbaniak (PO), który stwierdził, iż nikt nie wyobraża sobie, by Kempa i Wassermann mogli do komisji wrócić. Wiceprzewodniczący komisji Bartosz Arłukowicz (Lewica) poinformował, że do śledczych trafiła opinia Biura Analiz Sejmowych, że świadek komisji nie może być później jej członkiem.
W ramach dalszego odwlekania i torpedowania prac komisji możemy być świadkami kolejnego spektaklu Platformy, która będzie wskazywać, kogo opozycja może zgłosić do komisji.
To nie ten Zbycho!
Śledczy z Platformy argumentowali, że posłów PiS chcą przesłuchać, gdyż jako członkowie rządu opiniowali projekt ustawy hazardowej. Politycy PiS domniemywali z kolei, że ich wykluczenie z komisji, a później przesłuchanie, to akt zemsty m.in. za to, że domagali się, by komisja wystąpiła o zabezpieczenie billingów rozmów polityków Platformy, którzy w jakiś sposób zamieszani są w aferę hazardową. - Nie mam się czego wstydzić i tak naprawdę nie mam się z czego tłumaczyć. Wykonywałem swoje obowiązki jako minister koordynator służb specjalnych. Funkcja ta nakładała na mnie prawny obowiązek opiniowania projektów ustaw w zakresie i w sferze bezpieczeństwa. I to czyniłem - mówił wczoraj przed komisją Zbigniew Wassermann. Oceniał, że fakt, iż pracował nad ustawą hazardową, nie jest wystarczającym uzasadnieniem, by wyrzucać go z komisji, a komisja nie miała powodów, by to robić. - Dopiero zarzut naruszenia bezstronności może być podstawą do wykluczenia. Nie może być tak, że wykonuje się obowiązek nałożony przez państwo Konstytucją czy ustawą i jest się wyrzucanym za drzwi - dodał Wassermann. Posłowi Prawa i Sprawiedliwości komisja poświęciła na przesłuchanie, jak nikomu dotychczas, aż siedem godzin, jakby był kluczowym świadkiem w badanej sprawie. Być może błyskotliwi śledczy z Platformy chcieli przekonać opinię publiczną, że to Zbigniew Wassermann, a nie Zbigniew Chlebowski był tym Zbychem, który wraz z Rychem z branży hazardowej załatwiał jakieś tajemnicze interesy na cmentarzu.
Ten "cmentarz" bardzo musi Platformę Obywatelską dręczyć i dlatego politycy tej partii robią, co tylko mogą, by afery hazardowej w swoim rządzie nie wyjaśnić. Po tym, jak Wassermann wspomniał o spotkaniu Chlebowskiego z Sobiesiakiem na cmentarzu, pierwsze pytanie Sławomira Neumanna (PO) brzmiało: "Czy ma pan jakiś problem z cmentarzem?".
Z powodu długiego przesłuchania śledczym nie wystarczyło już czasu na przesłuchanie Beaty Kempy. Przełożono je na 5 stycznia.
Odpowiadając na pytania śledczych, Wassermann mówił m.in. o opiniach, które poszczególne nadzorowane przez niego służby specjalne standardowo formułowały do projektu ustawy hazardowej. Poinformował, że część uwag na temat ustawy, które trafiły do niego z CBA, uznał za bezzasadne. Sam wnioskował na przykład, aby nadzór nad rynkiem hazardowym był sprawowany nie tylko przez ministra skarbu, ale także przez ministra finansów. Wassermann wyjaśniał, że tamte konsultacje były prowadzone na bardzo wczesnym etapie prac nad ustawą, a uwagi nie były dla ministra finansów wiążące. Tłumaczył, że sam jako minister koordynator nie miał nawet możliwości, by "mieszać" przy ustawie i to wcale nie minister koordynator pisał ustawę hazardową; za tę sferę odpowiedzialny był minister finansów. Według Wassermanna, w procedurze opiniowania projektu uczestniczyły 32 podmioty (urzędy centralne, ministerstwa). Śledczy pytali Wassermanna m.in. o jego byłego współpracownika Zbigniewa Macioszka. Macioszek pracował w kancelarii premiera, gdy Wassermann był ministrem koordynatorem służb specjalnych. Poseł PiS musiał się tłumaczyć z tego, że po zakończeniu pracy w kancelarii premiera Macioszek znalazł zatrudnienie jako członek zarządu spółki Skarbu Państwa Casinos Poland, gdzie pracuje do tej pory.
Do szczególnie ostrych starć słownych dochodziło między Wassermannem i Urbaniakiem. Urbaniak zarzucił posłowi PiS, że ma wątpliwości co do jego prawdomówności w czasie całego wczorajszego przesłuchania. Wassermann zapowiedział, że w sprawie wypowiedzi Urbaniaka złoży wniosek do sejmowej Komisji Etyki Poselskiej.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2009-12-29
Autor: wa