Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kasperczak znów w Wiśle

Treść

To bodaj najbardziej sensacyjne doniesienie z trenerskiej giełdy - Henryk Kasperczak zastąpił wczoraj Macieja Skorżę w roli szkoleniowca piłkarzy krakowskiej Wisły. Sensacyjne, ale nie jedyne, bo w poniedziałek zmiana nastąpiła także na ławce Piasta Gliwice, na której zasiadł Ryszard Wieczorek. Zastąpił Waldemara Fornalaka. Jeszcze w niedzielę włodarze Legii Warszawa podziękowali za pracę Janowi Urbanowi, powierzając drużynę Stefanowi Białasowi. Karuzela ruszyła, kto będzie następny?
Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki - w przypadku Kasperczaka to powiedzenie się nie sprawdziło, bo był on już trenerem Wisły, a jakby tego było mało, żegnał się z nią skonfliktowany i w atmosferze skandalu. Przypomnijmy: pod jego wodzą drużyna zdobywała mistrzostwo Polski i w porywającym stylu wygrywała w Pucharze UEFA z Parmą i Schalke 04 Gelsenkirchen. Tąpnięcie nastąpiło w 2004 roku, gdy odpadła z pucharów w pojedynku z Dynamem Tbilisi. Nie pomogły nawet znakomite występy w lidze - trener został zdymisjonowany. Wtedy rozpoczął się spektakl, bo Kasperczak domagał się wypłaty pieniędzy należnych z tytułu kontraktu. Wisła je płaciła, ale gdy objął reprezentację Senegalu, przestała to robić. Wtedy sprawa trafiła do sądu, bo Kasperczak nadal żądał 900 tysięcy złotych. Wymiar sprawiedliwości przyznał rację klubowi, a na linii Wisła - trener niesamowicie iskrzyło. Gdyby wtedy ktoś powiedział, że Kasperczak wróci jeszcze na Reymonta, zostałby wyśmiany. Gdyby ktoś powiedział to wczoraj w południe, reakcja byłaby identyczna. Dlatego pojawienie się szkoleniowca na konferencji prasowej było prawdziwą sensacją. Szokiem! - Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Przyjąłem to stanowisko z wielkim zaangażowaniem i odpowiedzialnością. Zawsze wychodziłem z założenia, że nie dokończyłem w Krakowie swojej pracy - powiedział, dodając, że wszystkie niejasności i nieporozumienia z właścicielem Wisły wyjaśnił. Teraz postawił przed sobą jeden konkretny cel: doprowadzić drużynę do mistrzostwa Polski. - Na razie będziemy pracowali nad kombinacjami ofensywnymi, konstrukcją gry i wykańczaniem akcji. Ważne, by drużyna dostała impuls i odzyskała skuteczność - przyznał. Kasperczak podpisał kontrakt do końca sezonu 2011/2012.
Zastąpił Skorżę, który pracował pod Wawelem od 13 czerwca 2007 roku. Rozpoczął fantastycznie, w pierwszym sezonie doprowadzając zespół do mistrzostw Polski w imponującym stylu, deklasując rywali. Piłkarze byli zachwyceni młodym szkoleniowcem, tym, jak odbudował ich po wcześniejszych niepowodzeniach i trudnym roku. Wydawało się wówczas, że może być tylko lepiej, a "Biała Gwiazda" ze Skorżą wreszcie trafi na europejskie salony i awansuje do wymarzonej Ligi Mistrzów. Tak się nie stało ani wtedy, ani w kolejnym sezonie, również zakończonym na pierwszym miejscu. Najpierw na drodze krakowianom stanęła Barcelona, czyli nikt nie rozdzierał szat po niepowodzeniu, potem Levadia Tallin. To już była klęska, bo porażka z Estończykami nawet nie wchodziła w rachubę. Nie była rozpatrywana, wydawała się czymś nierealnym. I mniej więcej tak też wyglądała przygoda Skorży z Wisłą. Dostarczała emocji i efektownych zwycięstw, by po chwili zaszokować katastrofą. Z biegiem czasu zespół zgubił gdzieś rozmach i styl. Mimo obecności wielu gwiazd w składzie dysponujących ponadprzeciętnymi jak na polskie warunki umiejętnościami technicznymi, Wisła grała piłkę bardzo słabą, schematyczną i nudną aż do bólu. Nie potrafiła narzucić swych warunków nawet teoretycznie dużo słabszym, wygrywała dzięki indywidualnym akcjom Pawła Brożka, Andraża Kirma, Patryka Małeckiego czy Marcela. Czy brało się to ze zblazowania zawodników, którym się nie chciało grać, czy też z błędów trenera, fatalnie przygotowującego swych podopiecznych, to już inna sprawa. Wiosnę Wisła rozpoczynała ze wszystkimi atutami w ręku, by błyskawicznie je stracić. W trzech meczach zdobyła zaledwie punkt, nie strzeliła bramki i grała żałośnie słabo. Dymisja Skorży wydawała się przesądzona, nie było jednak pewne, czy trener straci posadę teraz, czy dopiero latem. Wczoraj okazało się, że włodarze klubu nie zamierzają czekać, i podziękowali trenerowi za współpracę. Przesądziły zarówno ostatnie mecze, jak i fakt, że w tym sezonie krakowianie przegrali wszystkie kluczowe i prestiżowe spotkania - z Levadią, Lechem, Legią i Cracovią. - Szanuję decyzję władz klubu, rozumiem, że drużyna gra słabo, nie strzela bramek. Argumentem były kiepskie wyniki - powiedział Skorża, dodając, że rozstanie nastąpiło w kulturalnej atmosferze, bez niedomówień. Sam jednak przekonywał, że przyczyną takich a nie innych rezultatów nie było złe przygotowanie. - Mieliśmy problem ze zgraniem, wielu ważnych zawodników dopiero co wyleczyło kontuzje. Liczyłem, że szybciej złapiemy rytm, tak się jednak nie stało. Jestem jednak całkowicie pewien, że drużyna zrobiła wiosną wszystko, co mogła - przyznał. Skorża uciął też już pojawiające się pogłoski, jakoby wkrótce miał zostać trenerem... Legii. - Na razie udam się na urlop, chcę najbliższe tygodnie, a może nawet miesiące poświęcić rodzinie. Nie czuję potrzeby, aby od razu wracać na ławkę - powiedział.
Teraz jeszcze nie, ale może latem były trener Wisły faktycznie obejmie stery w Legii. Białas, który zastąpił Urbana, podpisał umowę tylko do końca sezonu, choć jeśli uda mu się zrealizować wszystkie cele, być może ją przedłuży. - Wierzę, że to możliwe. Sytuacja jest ciężka, ale piłkarze grający w Legii nie trafili do niej przez przypadek. Planuję porozmawiać z każdym z nich, mam nadzieję, że to pozwoli mi wprowadzić pewne korekty do ustawiania - powiedział wczoraj. A te cele to nie tylko mistrzowski tytuł, ale i Puchar Polski.
Nowego trenera ma także Piast. Pożegnał się z nim Fornalak, zastąpił go Wieczorek. Gliwiczanie po nadspodziewanie dobrym początku sezonu z każdym meczem równali w dół, tracili punkty, od 11 (!) kolejek nie zaznali smaku zwycięstwa. Po ostatniej porażce z Odrą Wodzisław trener był tak zażenowany, że przepraszał za postawę swych zawodników. Jego dymisja wydała się wtedy pewna.
Urban, Skorża, Fornalak - kto będzie następny? Czy w ich ślady pójdzie choćby José Maria Bakero, którego Polonia Warszawa właśnie spadła na dno ligowej tabeli?
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-03-16

Autor: jc