Karani za oszczędnoś
Treść
Pakiet energetyczno-klimatyczny i aukcyjny system handlu emisjami CO2 zaproponowany przez Komisję Europejską pozbawi naszą gospodarkę konkurencyjności, zablokuje inwestycje w energetyce, uniemożliwi Polsce wykorzystanie naturalnego bogactwa, jakim jest węgiel. Ponadto radykalnie zwiększy bezrobocie i emigrację oraz podkopie budżety domowe polskich rodzin. Energetyka i przemysł naciskają rząd, aby mocniej stawiał nasze interesy w negocjacjach z Unią Europejską. Polska w latach 90. i tak dokonała poważnej redukcji emisji CO2, znacznie większej niż państwa zachodnie, a teraz Bruksela chce zmusić nasz kraj do kolejnych oszczędności kosztem naszego rozwoju gospodarczego. Negocjacje dotyczące systemu handlu emisjami CO2 wkroczyły w lipcu w fazę politycznych targów w Parlamencie Europejskim. Dla Polski propozycje Komisji Europejskiej - zakupu limitów CO2 na ogólnoeuropejskich aukcjach - są nie do przyjęcia, ponieważ doprowadziłyby do drastycznego wzrostu cen energii elektrycznej, upadku wielu gałęzi gospodarki, zahamowania inwestycji w energetyce, nowej fali bezrobocia i masowej emigracji z kraju. - Walczymy o życie - mówią jednym głosem przedstawiciele energetyki i zagrożonych branży przemysłu, którzy zwarli szeregi, aby skłonić Brukselę do uwzględnienia interesów Polski. - Nie jesteśmy bierni - zapewnił dr Olaf Kopczyński, drugi sekretarz Stałego Przedstawicielstwa Polski przy UE, główny negocjator ds. CO2 na spotkaniu z reprezentacją energetyki i przemysłu zorganizowanym w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej. - Nie jesteśmy przeciwko Pakietowi CO2, ale zabiegamy, by był on zrównoważony i nie obciążał drastycznie Polski - zadeklarował. Komisja Europejska pozostaje głucha na polskie postulaty, do tego stopnia, że były minister środowiska Jan Szyszko zmuszony był wnieść na nią skargę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Jednocześnie Polska szuka sojuszników w UE dla swego stanowiska. Obecnie popiera nas około dziesięciu państw. Minister środowiska Maciej Nowicki przedstawił KE propozycje łagodniejszego sposobu osiągnięcia wyznaczonych standardów CO2, polegające na stopniowym, rozłożonym w czasie wchodzeniu w system aukcyjny. Zdaniem szefa resortu środowiska, wprowadzenie systemu zakupu uprawnień do emisji CO2 przez przemysł elektroenergetyczny już od 2013 r. dla Polski, która 90 proc. energii uzyskuje z węgla, oznaczałoby podwojenie cen prądu i gospodarczą katastrofę. Poprawkę do projektu forsowanego przez KE zgłosił były premier Jerzy Buzek, eurodeputowany z ramienia PO. Przewiduje ona, że poszczególne kraje będą wchodziły w nowy system handlu emisjami stopniowo - w pierwszym roku tylko te, które mają najmniejszy udział węgla w produkcji energii, takie jak Francja i Szwecja. Według tych propozycji - Niemcy przystąpiłyby do systemu w piątym roku jego obowiązywania, Polska zaś - w dziesiątym (czyli w 2021 r.). Kontrpropozycją dla tego rozwiązania jest poprawka przewidująca wspólną odpowiedzialność finansową państw UE za redukcję CO2 (np. w postaci utworzenia funduszu solidarnościowego energetyki). - Cieszę się, że Jerzy Buzek nareszcie dostrzegł, że Konwencja Klimatyczna wraz z Protokołem z Kioto jest niezwykle ważną konwencją gospodarczą. Kiedy byłem ministrem w jego rządzie, a później pełnomocnikiem rządu - w ogóle tego problemu nie dostrzegał i wciąż powtarzał, że "trzeba poczekać, co zrobi Komisja Europejska, a wtedy my się do tego dostosujemy". Tymczasem to my, a nie Piętnastka, byliśmy krajem sukcesu, który z powodzeniem obniżał emisje gazów cieplarnianych, a więc powinniśmy za wszelką cenę ratyfikować protokół z Kioto przed Unią Europejską. To by znakomicie podniosło nasz międzynarodowy prestiż. Niestety, zrobiliśmy to dopiero osiem miesięcy po ratyfikowaniu go przez Unię... - zauważa prof. Jan Szyszko z sejmowej komisji ochrony środowiska, minister w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. - Teraz, po akcesji Polski do Unii, Komisja Europejska usiłuje przypisać całej Unii nasze wcześniejsze sukcesy w redukcji emisji CO2, co naraża nas na poważne straty. Cieszę się, że pan premier zaczyna nareszcie dostrzegać, że to są sprawy niezwykle doniosłe gospodarczo. Poprawka do dyrektywy o handlu emisjami, którą proponuje, to jest jakaś pozycja wyjściowa. Ale sądzę, że 10 lat na dostosowanie dla Polski to okres stanowczo za krótki - wskazuje Jan Szyszko. I dodaje, że poprawienie dyrektywy o handlu emisjami nie rozwiązuje podstawowej kwestii: węgiel musi być naszym gwarantem bezpieczeństwa energetycznego, w związku z tym musimy rozwijać czyste technologie spalania. - To jest nasza przyszłość. Nie wolno pod żadnym pozorem zgadzać się na blokowanie węgla, między innymi przez tzw. CCS (carbon capture and storage), czyli wyłapywanie dwutlenku węgla i magazynowanie w starych sztolniach pod ziemią, bo to także jest jeden ze sposobów na blokowanie węgla - podkreśla poseł Szyszko. Projekt trafił do dwóch komisji PE - gospodarki i środowiska, ale komisją wiodącą w pracach nad nim jest komisja środowiska, toteż przebicie się przedstawicieli naszej gospodarki z polskim stanowiskiem będzie wyjątkowo trudne. Ponadto KE chce, aby zasady handlu emisjami przyjęte zostały w tzw. trybie komitologii, przy którym każde państwo może przedłożyć swoje stanowisko, a KE decyduje, czy je zaakceptować, czy odrzucić. Zdaniem prof. Krzysztofa Żmijewskiego, przewodniczącego Społecznej Rady Konsultacyjnej Energetyki, Polska powinna zabiegać o przyjęcie tzw. trybu kodecyzji, który wymaga współpracy KE z Radą Europejską. Blokada na węgiel Polska ma największe złoża węgla w Europie, toteż właśnie węgiel jest podstawą naszej energetyki. Uzyskiwanie energii z węgla wiąże się ze stosunkowo wysoką emisją CO2. Tymczasem przyjęty przez Unię Pakiet Klimatyczny przewiduje redukcję emisji CO2 o 20 proc. w skali całej wspólnoty. Prezydent Lech Kaczyński podpisał go wraz z innymi przedstawicielami państw członkowskich w marcu ubiegłego roku. Według Komisji Europejskiej, wdrożenie pakietu pochłonie 70 mld euro. Spór w UE o podział emisji jest w istocie sporem o to, jak te koszty rozdzielić pomiędzy poszczególne kraje. Sposób podziału zaproponowany przez KE powoduje, że koszty poniesione przez Polskę będą nieproporcjonalnie wysokie w porównaniu z tymi, jakie poniosą najbogatsze kraje UE. Pula emisji, jaką KE przydzieliła Polsce, jest zbyt niska, a zakup brakującej części w ramach aukcyjnego systemu handlu emisjami drastycznie podniesie koszty energii elektrycznej w naszym kraju (szacunki mówią o 50-150-procentowym wzroście cen). Limitowanie emisji CO2 obowiązuje już teraz i odbywa się w ten sposób, że KE rozdziela limity emisji na poszczególne państwa, a te przydzielają je bezpłatnie swoim przedsiębiorstwom w zakresie określonym tzw. historycznymi potrzebami. Dopiero brakujące kwoty emisji firmy muszą kupować na wolnym rynku od innych przedsiębiorstw. Mimo że margines wolnego obrotu jest jeszcze stosunkowo niewielki - już pojawiły się na rynku firmy spekulacyjne, które nic nie produkują, a żyją wyłącznie z handlu emisjami. Od 2013 r. dotychczasowy system ma być zastąpiony systemem zakupu limitów emisji na paneuropejskich aukcjach, przy dopuszczeniu do udziału w licytacji wszelkich podmiotów, w tym spekulantów finansowych. Nietrudno wyobrazić sobie, jak wywinduje to ceny praw do emisji CO2, a co za tym idzie także cen energii elektrycznej w Europie. Przedsiębiorstwa wrażliwe energetycznie, które z racji charakteru produkcji mogłyby wskutek wzrostu cen energii wyprowadzić swoją działalność poza granice Unii - potraktowane zostały ulgowo, a mianowicie będą musiały kupować na aukcji tylko kilka procent emisji, na resztę otrzymają przydział. Dotyczy to hut żelaza, aluminium, cementowni, przemysłu szklarskiego. Natomiast energetyka praktycznie w całości będzie zaopatrywała się na aukcjach, co podniesie koszty wytwarzania energii. Najwyższy wzrost kosztów, nieporównywalny z innymi, dotknie energetyki opartej na węglu, ponieważ emituje ona dużo CO2, a skoro tak, to kraje oparte na energetyce węglowej - Polska, Estonia, Bułgaria i Grecja - czeka drastyczny wzrost cen prądu i ciepła. Odczują to zarówno mieszkańcy, jak i przemysły energochłonne w tych krajach, przede wszystkim hutnictwo, przemysł chemiczny, szklarski, cementowy. Hutom grozi wręcz zamknięcie. System aukcyjny w połączeniu z zaniżeniem przydziału dozwolonych emisji uderzy szczególnie mocno w Polskę, uniemożliwiając nam wykorzystanie naszego naturalnego bogactwa naturalnego, jakim jest węgiel. Dostaniemy po kieszeni - Państwa silnie nawęglone zanotują kilkudziesięciokrotnie większą podwyżkę cen energii niż państwa słabo nawęglone. Wzrostowi cen sprzyjać będzie otwarty charakter aukcji i brak jakiejkolwiek regulacji poziomu cen za emisje. Na końcu zapłacą za to konsumenci - podkreśla prof. Żmijewski. Ostrzega też, że system ten może doprowadzić do kumulacji deficytu w kilku najsilniej nawęglonych państwach UE, które staną przed dylematem - albo zaprzestać produkcji, albo płacić ogromne kary za niedozwolone emisje. Opracowany w tym roku Raport 2030 dla Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej podaje, że polityka klimatyczna UE kosztować będzie Polskę rocznie od 2 mld zł w roku 2010 do 8--14 mld zł w latach 2020-2030, utratę PKB w wysokości od 154 mld zł (2020 r.) do 503 mld zł (w 2030 r.) oraz znaczny spadek tzw. dochodów rozporządzalnych gospodarstw domowych i wzrost udziału kosztów energii w budżetach domowych z 11 proc. w 2005 r. do 14,4 proc. w latach 2020-2030 (w UE poziom 10 proc. uznawany jest za kryterium "ubóstwa energetycznego"). - Ekologiczny podatek podymny wyniesie około 75 zł miesięcznie na gospodarstwo domowe, bezrobocie zwiększy się o 500 tys., a blisko 2 mln osób wyemigruje - ocenił prof. Żmijewski. Zauważył też, że propozycje UE nie mają nic wspólnego z zakładanym "zrównoważonym rozwojem". - Nie godzimy się, aby biedni bogacili się wolniej, a bogaci szybciej - podkreślił profesor. Zdaniem Tomasza Chruszczowa z Forum CO2 Branżowych Organizacji Gospodarczych, Polska powinna domagać się przyznania dodatkowo dużych środków w budżecie UE na lata 2014-2020 oraz poluzowania zasad udzielania pomocy publicznej. Uzyskane środki powinny być przeznaczone na technologiczny postęp w energetyce, zmniejszenie energochłonności gospodarki oraz termomodernizację budynków. Małgorzata Goss "Nasz Dziennik" 2008-07-22
Autor: wa