Juncker w opałach
Treść
Luksemburg nie ma szczęścia do szefów Komisji Europejskiej. W latach 80. KE kierował były premier tego kraju Gaston Thorn i jego urzędowanie niczym szczególnym się nie wyróżniło. Dekadę później na czele Komisji stanął kolejny premier Luksemburga Jacques Santer i niestety po czterech latach (1999 rok) odszedł z Brukseli nie w chwale, ale w atmosferze ogromnego korupcyjnego skandalu, którego bohaterami byli niektórzy komisarze. Teraz unijnym rządem zaczął kierować trzeci Luksemburczyk, też były premier Jean-Claude Juncker i od razu znalazł się w sporych opałach. Europejskie media wyśledziły bowiem, że w czasie kiedy Juncker był szefem rządu, Luksemburg zawarł z kilkuset dużymi zagranicznymi firmami tajne porozumienia, dzięki którym nie zapłaciły one wielu miliardów euro i dolarów podatków w Europie, USA i Japonii. W Luksemburgu zapłaciły tylko część, ale dla księstwa oznaczało to i tak ogromne zyski. Teraz może to się jednak odbić Junckerowi czkawką.
Niemcy, Francja, ale także wiele innych państw, są strasznie czułe na punkcie działalności rajów podatkowych, a Luksemburg do nich się zalicza. Zachodnie rządy, gdyby tylko mogły, to chętnie by wszystkie te raje zlikwidowały, zwłaszcza teraz, gdy kryzys finansowy pogłębił ich problemy z deficytem budżetowym i długiem publicznym. I za sprawą ujawnienia praktyk rządu w Luksemburgu zyskali kolejne argumenty. Niejednego premiera i ministra finansów do szewskiej pasji doprowadziły informacje, że w czasie, gdy oni starali się z wielkich koncernów – krajowych i zagranicznych – wycisnąć jak najwięcej podatków, to Jean-Claude Juncker pomagał przedsiębiorstwom uniknąć konieczności płacenia większości tych danin. Nikt przecież nie uwierzy w to, że ówczesny premier Juncker nie wiedział nic o tych układach. Nikt z wielkich unijnych decydentów nie pokusi się oczywiście o refleksję, że gdyby w ich krajach fiskalizm nie był tak dotkliwy, to mało kto decydowałby się na jakieś układy podatkowe z innymi rządami.
Nie wiemy jeszcze, jak ta sprawa się zakończy, ale nie można wykluczyć i tego, że Juncker zostanie zmuszony do dymisji. Nie musi to nastąpić od razu, może stać się to za pół roku, za rok, bo z pewnością ta afera „jest rozwojowa” i jeszcze niejedna publikacja w europejskich mediach na ten temat się ukaże. Jeśli jednak Juncker zachowa stanowisko, to i tak jego pozycja będzie osłabiona. Unijni przywódcy chętnie go „przytemperują”, bo Juncker już zaczął się kreować na „silnego człowieka UE”, który będzie dążył do budowania federacji europejskiej. Z naszego punktu widzenia, to nawet lepiej, bo szef KE będzie musiał powściągnąć swoje ambicje i zwolnić bieg ku ściślejszej unijnej integracji.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 10 listopada 2014
Autor: mj