Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jerzy Buzek szefem Parlamentu Europejskiego na 2,5 roku

Treść

Jerzy Buzek już w pierwszym głosowaniu został nowym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, zdobywając 555 na 644 ważnych głosów. Jego skrajnie lewicowa kontrkandydatka Eva Britt Svensson (GUE/NGL) uzyskała 89 głosów poparcia. Na wybór Buzka znaczący wpływ miała decyzja Mario Mauro o wycofaniu swojej kandydatury, którą nowo wybrany przewodniczący nazwał "wspaniałym gestem". Tymczasem jeżeli Mauro obejmie stanowisko przewodniczącego komisji spraw zagranicznych PE, gdyż - jak się mówi w kuluarach - taka miała być cena za rezygnację ze stanowiska przewodniczącego PE, może prowadzić politykę zgodną z rosyjskimi interesami. To natomiast może oznaczać większe wsparcie dla gazociągu Nord Stream oraz South Stream, w który zaangażowani są Włosi.
- Chcę pracować z wami wszystkimi, bez względu na państwa przekonania polityczne - powiedział Jerzy Buzek, przemawiając po ogłoszeniu wyników głosowania. - Czuję się reprezentantem wszystkich tych krajów, które nie poddały się [sowieckiemu] systemowi - oświadczył. Podkreślił, że czuje odpowiedzialność wobec obywateli. - Dziękuję ci za wielki szacunek dla naszej izby, za kulturę i klasę w polityce - zwrócił się do Hansa Gerta Poetteringa, wręczając mu na pamiątkę wykonaną z bryły węgla figurę św. Barbary.
- Gdyby to był prawdziwy parlament, dokonalibyśmy dzisiaj rzeczywistego wyboru, a nie potwierdzili ustalenia grup politycznych - komentował eurodeputowany Nigel Farage, przewodniczący grupy Europa Wolności i Demokracji. Wcześniej między grupami socjalistów i demokratów (SD) oraz chrześcijańskich demokratów (EPP) zostało zawarte porozumienie techniczne pozwalające na uzyskanie większości przychylnej dla kandydatury Jerzego Buzka. W wydanym tuż przed głosowaniem oświadczeniu Joseph Daul (EPP) i Martin Schulz (SD) potwierdzili stanowiska swoich grup.
- Dajemy Irlandczykom gwarancje, które nie są warte papieru, na którym są zapisane. Jeżeli będzie pan ignorował wolę Irlandczyków oraz innych narodów, doprowadzi pan do przekształcenia tego parlamentu w taką samą instytucję jak ta, którą pan zwalczał - wytknął przewodniczącemu Nigel Farage, nawiązując do zaangażowania Buzka w opozycję antykomunistyczną. - Walka o prawa człowieka i obywatela była moją podstawową zasadą działania - wcześniej mówił o sobie polski kandydat na przewodniczącego PE, przemawiając na forum parlamentu tuż przed rozpoczęciem głosowania, jednocześnie podkreślając swoje powiązania z NSZZ "Solidarność".
Martin Schulz, nie kryjąc zadowolenia z wyniku głosowania, nazwał wybór Buzka momentem historycznym, oceniając, iż demokracja staje się rzeczywistością, kiedy tacy politycy jak Jerzy Buzek wcielają ją w życie. Guy Verhofstadt, gratulując Buzkowi zwycięstwa, zwrócił uwagę na konieczność dalszej integracji europejskiej. - Niemcy upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu - ocenił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" eurodeputowany PiS Konrad Szymański, zwracając uwagę, że wybór Polaka rozwiąże wiele problemów wewnątrz EPP. - Zapewne CDU zależy na wspieraniu bardziej łagodnej i umiarkowanej polityki wewnątrz Platformy Obywatelskiej. Z drugiej strony polski kandydat stanowi konieczną przerwę między niemieckimi kandydatami na to stanowisko - tłumaczył.
W nieoficjalnych rozmowach eurodeputowani zwracają uwagę, że Mario Mauro na czele komisji zagranicznej PE byłby przez stronę niemiecką o wiele lepiej widziany. Problem w tym, że szefostwo komisji dla Włocha oznacza forsowanie rosyjskich i niemieckich interesów. Otwarte pozostaje zatem pytanie, czy walka o stanowisko przewodniczącego PE zamiast kluczowych unijnych komisji była dobrym ze strategicznego punktu widzenia posunięciem. Pojawia się też pytanie, czy Buzek nie stanie się niewolnikiem grup politycznych, które udzieliły mu poparcia.
Na agitację każdy czas jest dobry
Jerzy Buzek, zwracając uwagę na region Morza Śródziemnego, Partnerstwo Wschodnie i strategiczny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, nie omieszkał, zarówno przed głosowaniem, jak i po ogłoszeniu jego wyników, agitować na rzecz ratyfikacji traktatu reformującego UE. - Aby to osiągnąć, musimy wprowadzić traktat lizboński - stwierdził. Jego zdaniem, przyjęcie traktatu lizbońskiego umożliwi nam realizację priorytetów: programu bezpieczeństwa energetycznego, projektu Partnerstwa Wschodniego oraz walkę z kryzysem ekonomicznym i tzw. zmianami klimatycznymi. - Te wszystkie wymienione sprawy są też naszymi priorytetami na najbliższą kadencję. Tkwimy w kryzysie i nasi obywatele oczekują, że się z tymi problemami uporamy. Temu wszystkiemu możemy zaradzić tylko wtedy, jeśli będziemy mieli przyjęty traktat z Lizbony, to nas uczyni sprawnymi, umożliwi działania na arenie międzynarodowej - przekonywał przed głosowaniem.
- Traktat lizboński daje nam nadzwyczajne narzędzie do realizacji priorytetów - dodał, nie pokusił się jednak o wytłumaczenie, w jaki sposób przyjęcie tego dokumentu miałoby wpłynąć na realizację unijnych priorytetów. Zakrawa na paradoks, iż jednocześnie wspomniał o przejrzystości wypowiedzi eurodeputowanych, zwracając uwagę, że "ludzie często nie rozumieją, co ich reprezentanci w PE do nich mówią".
Buzek zdeklarował się przy tym jako zwolennik dalszego rozszerzenia UE, za "wielki sukces UE" uznając demokratyczne i gospodarcze przemiany w aspirujących do członkostwa krajach bałkańskich. Opowiedział się też za jak najszybszym zatwierdzeniem przez PE ubiegającego się o reelekcję przewodniczącego Komisji Europejskiej José Manuela Barroso. To ostatnie tymczasem stało się elementem gry eurodeputowanych z największych krajów członkowskich, w tym Niemiec, obliczonej na uzyskanie maksymalnych profitów z udzielenia poparcia dotychczasowemu przewodniczącemu KE. W opinii niektórych konserwatywnych eurodeputowanych, właśnie temu celowi służyć mają pojawiające się wypowiedzi o braku poparcia dla Barroso.
Jerzy Buzek nie wycofał się za to ze skandalicznych wypowiedzi z przedwyborczej ankiety "Gościa Niedzielnego", w której wyraził gotowość wsparcia deklaracji Brukseli w sprawie zrównania statusu par homoseksualnych z małżeństwami, pozbawiając je jedynie prawa do adopcji dzieci. Co więcej, Buzek potwierdził wczoraj swoje "postępowe" poglądy, komentując zorganizowanie niewielkiej demonstracji przez homoseksualistów pod polskim Sejmem.
Wraz z odejściem brytyjskich posłów Partii Konserwatywnej największą grupą polityczną będzie w tej kadencji parlamentu grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci), natomiast socjaliści i demokraci będą zrzeszeni w grupie Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów. Nową formacją jest grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), w skład której wchodzą brytyjska Partia Konserwatywna, czeska ODS oraz polska Prawo i Sprawiedliwość. W ECR doszło wczoraj do pierwszego poważnego napięcia w kwestii wyboru kandydata na wiceprzewodniczącego PE. Grupa zdecydowała się wystawić kandydaturę Michała Kamińskiego (PiS) na jednego z 14 wiceprzewodniczących w PE, tymczasem jeden z brytyjskich eurodeputowanych samowolnie zgłosił swoją kandydaturę, doprowadzając do sytuacji, w której głosowanie nie było - tak jak w poprzednich latach - jedynie formalnym zatwierdzeniem dokonanego wcześniej wyboru, gdyż jedna osoba z listy będzie musiała odpaść. Michał Kamiński, który począwszy od pierwszej tury głosowania, tracił do McMillana-Scotta kilkadziesiąt punktów, przegrał w trzeciej turze, uzyskując zaledwie 174 głosy poparcia, najmniej wśród wszystkich kandydatów. Poprzednim dwóm kandydatom nie udało się bowiem uzyskać większości bezwzględnej, koniecznej do objęcia fotela wiceprzewodniczącego. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że McMillan-Scott został już usunięty z szeregów ECR. Wśród deputowanych frakcji pojawiają się głosy, iż McMillan-Scott, przeciwnik powstania grupy konserwatywnej, działał z inspiracji EPP i ALDE w celu "rozsadzenia" ugrupowania.
Ponadto działalność zainaugurowała wczoraj także międzyfrakcyjna grupa SOS dla Demokracji, skupiająca przeciwników traktatu lizbońskiego. Jest to nieformalne grono pracujące nad utrzymaniem dotychczasowego kształtu Unii Europejskiej i sprzeciwiające się tendencjom federalistycznym. Wśród zagadnień, z jakimi zmierzą się eurodeputowani tej kadencji, znajdą się: wydłużenie urlopów macierzyńskich, zmiany w przepisach nadzoru sektora bankowego, zacieśnienie kontroli nad rynkiem finansowym na poziomie wspólnotowym poprzez ustanowienie unijnego organu nadzoru. Przez kolejnych pięć lat PE, zajmując się zmianami klimatycznymi, będzie tak naprawdę zajmował się "pogonią za króliczkiem". Sprawy te zostały niejako odziedziczone po parlamencie poprzedniej kadencji. Szczególnie istotna wydaje się kwestia urlopów macierzyńskich, wymiaru których nie udało się ustalić ze względu na zbyt duże różnice zdań między grupami politycznymi. Projekt został pod koniec poprzedniej kadencji odesłany do komisji parlamentarnej.
Anna Wiejak, Bruksela
"Nasz Dziennik" 2009-07-15

Autor: wa