Jeden strzał wystarczył...
Treść
Trener Franciszek Smuda był pod wielkim wrażeniem gry Roberta Lewandowskiego, cieszył się ze zwycięstwa nad wyżej notowanym w światowym rankingu rywalem, ale nie sposób uciec od wrażenia, że oglądanie towarzyskiego spotkania reprezentacji Polski i Norwegii było męczarnią. Jeśli miało być próbą możliwości drużyny budowanej na Euro 2012, to zbyt dużo odpowiedzi na pytania o potencjał Biało-Czerwonych nie dało.
W niedzielę Polacy pokonali w najskromniejszych rozmiarach Mołdawię, a w środę wynik 1:0 powtórzyli w starciu z Norwegią. Ważniejszy był ten drugi mecz, rozgrywany w oficjalnym terminie FIFA, dzięki czemu Smuda mógł w nim wystawić skład najsilniejszy z możliwych. A ponieważ trener od pewnego czasu przekonywał, że kończy selekcję na mistrzostwa, oczekiwaliśmy go z tym większym zainteresowaniem. Wszak na boisku mieli się pojawić gracze, którzy w zdecydowanej większości będą stanowić trzon drużyny na Euro 2012. I jak wypadli? Dość przeciętnie. Mieli ogromne problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych, przyczajeni, nastawieni na kontry rywale dokładnie pilnowali skrzydeł i odcinali od podań błyskotliwego Ireneusza Jelenia. Napastnik Auxerre opuścił boisko po godzinie, a Smuda oczekiwał od niego więcej. - Potrzebuje czasu, by po kontuzji dojść do formy - skomentował. Na szczęście w naszej drużynie był człowiek, który potrafił wziąć na siebie ciężar gry i w odpowiednim momencie zadać decydujący cios. To Lewandowski, zdobywca jedynej bramki, aktywny nie tylko w ataku, ale i nieraz wspomagający kolegów w obronie. - Rozegrał naprawdę bardzo dobre spotkanie, był wszędzie, walczył i to mnie najbardziej cieszy - powiedział selekcjoner, i trudno nie przyznać mu racji. Trzeba jednak też zauważyć, że uderzenie, po którym Lewandowski strzelił gola, było pierwszym i zarazem ostatnim (!) celnym uderzeniem reprezentacji Polski w meczu. Pod tym względem nasi mieli ogromne kłopoty, stosujący mało wyszukane metody Norwegowie skutecznie uprzykrzali im życie. - Ale nie dziwmy się, pokonali Portugalię, prowadzą w swej grupie eliminacyjnej. Jednak faktycznie nie graliśmy tak płynnie jak we wcześniejszych spotkaniach. Mecz nie był ładny, ale takie starcia też trzeba umieć wygrywać - zauważył Smuda, podkreślając jednocześnie poprawny występ swych defensorów. - Szczególnie Glik udowodnił, że w Serie A uczynił postęp - dodał.
Pozytywy? Wynik i gra Lewandowskiego. Tak naprawdę środowy mecz zbyt wiele jednak nie wniósł, bo rywale nie potraktowali go specjalnie poważnie. Nie walczyli zażarcie, unikali ostrzejszych starć, przez większą część spotkania nie forsowali tempa. Smuda kiedyś powiedział, że zależy mu, aby w każdym spotkaniu towarzyskim jego podopieczni grali i "bili się" tak, jakby to był finał wielkiej imprezy. Pierwsze w 2011 roku spotkania narodowej drużyny zdecydowanie bardziej przypominały jednak lekkie sparingi niż poważną grę. Być może to wina miejsca i atmosfery, bo bieganie przy kilkudziesięciu kibicach na trybunach nie jest chyba szczytem marzeń piłkarzy.
Pisk
Nasz Dziennik 2011-02-11
Autor: jc