Jak powołać komisję, która nic nie wyjaśni
Treść
Najpierw Platforma Obywatelska odrzucała pomysł powołania komisji śledczej, która zbadałaby aferę hazardową. Potem, na skutek wyników sondaży, gdy okazało się, że Polacy chcą takiej komisji, zmieniła zdanie. Ale Polacy naiwnie uwierzyli wtedy, że rządowi i PO rzeczywiście zależy na wyjaśnieniu tej afery, w którą zamieszani są jedni z najważniejszych do niedawna polityków Platformy. Byliśmy naiwni, wierząc w dobre intencje rządzącej partii, a z tych złudzeń skutecznie powinna nas odrzeć uchwała w sprawie komisji śledczej forsowana w Sejmie przez PO. To wręcz klasyczny przykład stosowania taktyki: jak sprawę wyjaśnić, żeby nic nie udało się wyjaśnić.
Dlaczego PO tak upierała się przy zapisach uchwały, które wedle opozycji i nawet prawników sejmowych są niezgodne z Konstytucją? Przecież w tej sytuacji wystarczy, że jeden poseł zaskarży uchwałę do Trybunału Konstytucyjnego, a TK podzieli jego zdanie i komisja zostanie rozwiązana. Tak już raz było - w poprzedniej kadencji z uchwałą o bankowej komisji śledczej. Kto by teraz na takiej decyzji Trybunału skorzystał? Tylko PO.
Dlaczego PO chciała zawężenia kręgu osób przesłuchiwanych przed komisją do "członków rządu, podległych im funkcjonariuszy i posłów pracujących przy nowelizacji" oraz do "funkcjonariuszy publicznych, którzy badali proces opracowywania projektów nowelizacji ustawy" (w tym przypadku chodzi o działania Centralnego Biura Antykorupcyjnego)? To by oznaczało, że przed komisją nie stanie słynny już Ryszard Sobiesiak, który załatwiał ze Zbigniewem Chlebowskim sprawy projektu ustawy hazardowej. Bo przecież Sobiesiak nie jest żadnym urzędnikiem ani funkcjonariuszem publicznym. Tak samo zresztą jak drugi z przedsiębiorców z branży hazardowej nagrany przez CBA - Jan Kosek. A jeśli się okaże, że CBA nagrało jeszcze innych biznesmenów od hazardu, którzy kontaktowali się z parlamentarzystami lub urzędnikami państwowymi?
Jeszcze bardziej jednak szkodliwe dla wyjaśnienia tej sprawy jest ścisłe określenie terminu prac komisji śledczej. Ma ona ogłosić raport końcowy najpóźniej 28 lutego 2010 roku. Przecież to nierealne! To ledwie nieco ponad trzy miesiące, a materia wbrew pozorom jest bardzo rozległa, bo dotyczy także poprzednich dwóch kadencji Sejmu. Komisja rywinowska, uważana przez wielu za najsprawniejszą do tej pory sejmową komisję śledczą, która zajmowała się kwestiami "pisania na zamówienie" tylko jednej ustawy - medialnej - pracowała od stycznia 2003 r. do kwietnia 2004 r., a i tak nie udało się jej ujawnić wszystkich machinacji i przekrętów. A ile czasu pracują komisje śledcze powołane w tej kadencji Sejmu? Dłużej niż trzy miesiące i o ich końcowych raportach jakoś nie słychać. Mamy więc wierzyć naiwnie, że teraz posłowie zamkną sprawę w trzy miesiące, skoro w każdej kadencji Sejmu były podobno jakieś nieprawidłowości przy kolejnych nowelizacjach ustaw hazardowych?
Wolne żarty... W tym czasie to można będzie tylko omówić część wątków. Chyba że nierealnie założymy, iż komisja będzie się zbierać codziennie, także w soboty, niedziele i święta, i debatować po kilkanaście godzin dziennie. Taktyka PO jest jednak bardzo czytelna: dogłębnie komisja da radę omówić co najwyżej prace nad ustawami hazardowymi za czasów rządów SLD i PiS. Gdy przyjdzie pora na przesłuchanie Chlebowskiego, Drzewieckiego i innych polityków PO, komisji zostanie już na to tak mało czasu, że pod pretekstem przyspieszenia prac, aby do końca lutego powstał raport, wątki te będą omawiane szczątkowo. A zresztą pracami komisji można tak pokierować, aby zamiast podjąć dyskusję o roli polityków PO, badać "spisek" CBA przeciwko rządowi. Posłowie PO w komisji już o to zadbają w razie potrzeby. Komisja powstanie, ale raczej niewiele wyjaśni, bo tych wyjaśnień nie chce Platforma Obywatelska troszcząca się tylko i wyłącznie o swoje sondaże przed wyborami w 2010 i 2011 roku.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2009-11-05
Autor: wa