IPN nie zbada wysiedleń
Treść
Sprawa wypędzania z domów przez komunistów po II wojnie światowej Polaków z Gdyni i okolic nie będzie nawet badana przez pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej. Sąd Rejonowy w Gdyni oddalił skargę Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych.
Sąd przyznał rację Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku, która uznała, że komuniści działali zgodnie z ówcześnie obowiązującym prawem. - To są wybiegi interpretacyjne, aby zmiękczyć politykę odpowiedzialności władz komunistycznych za podstawowe naruszenia praw człowieka i za zbrodnie komunistyczne - ocenia mecenas Piotr Ł. Andrzejewski.
Jak ustalił "Nasz Dziennik", Sąd Rejonowy w Gdyni kilka dni temu oddalił skargę złożoną przez Benedykta Wietrzykowskiego, prezesa Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych, na decyzję Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku. Sąd utrzymał w mocy stanowisko komisji, która odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie tzw. drugich wysiedleń, a więc tych dokonywanych przez komunistyczne władze PRL w latach 1946-1952. SGW zwróciło się do komisji w 2011 roku. Przekazało też listę ponad 400 nazwisk Polaków wysiedlonych z Gdyni w latach 1946-1956.
Wchodząca w skład gdańskiego oddziału IPN komisja zdecydowała, że nie może uznać powojennych wysiedleń mieszkańców Gdyni i okolic za zbrodnię komunistyczną i wszcząć śledztwa w tej sprawie, ponieważ w jej ocenie komuniści działali zgodnie z ówcześnie obowiązującym prawem, ustanowionym jeszcze przed wojną. - W 1945 r. obowiązywało jeszcze rozporządzenie prezydenta RP o ochronie granic z 1927 roku oraz przepisy o postępowaniu administracyjnym z 1928 roku. Przewidywały one możliwość wysiedlania ludności bez uzasadnienia - tłumaczy prokurator Leszek Czarnecki z OKŚZpNP w Gdańsku, który odmówił wszczęcia śledztwa w tej sprawie.
Prokurator przyznaje, że w II Rzeczypospolitej przepisy te wprowadzono z całkowicie odmiennych względów, były mianowicie motywowane chęcią zabezpieczenia Gdyni przed infiltracją Niemców i groźbą przejęcia przez nich kontroli nad miastem. Po wojnie komuniści wykorzystali te regulacje przeciwko Polakom, m.in. rodowitym mieszkańcom Gdyni, uznanym za wrogów władzy ludowej. Jak tłumaczy prok. Czarnecki, aby udowodnić, że wysiedlenia wyczerpują znamiona zbrodni komunistycznej, komisja musiałaby - zgodnie z ustawą o IPN - wykazać, że dokonano ich wbrew tym przepisom albo omijając je. - Niestety, decyzje, o których mowa, zapadały na podstawie obowiązującego wówczas prawa - przekonuje prokurator. - Może bulwersować, że te działania nie spotykają się z reakcją karną na tę niegodziwość, ale takie są przepisy - tłumaczy powody bezsilności Komisji.
Stare przepisy w nowych granicach
Takie stanowisko kwestionuje Benedykt Wietrzykowski, prezes Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych. Wskazuje, że przepisy, na które powoływali się komuniści, dotyczyły granic Polski w innym kształcie, gdy istniała potrzeba zabezpieczenia przed Niemcami wąskiego, 140-kilometrowego morskiego pasa granicznego. - Tymczasem po wojnie morska granica PRL poważnie została wydłużona. Przed wojną dotyczyła ona województwa pomorskiego, a po wojnie województwa gdańskiego, a decyzje o wysiedleniach Polaków wydawał wtedy wojewoda gdański - wskazuje prezes SGW.
Jednak także te argumenty nie przekonały sądu. Jego decyzja jest ostateczna. - W tej sytuacji nie przysługuje odwołanie - ucina wiceprezes Sądu Rejonowego w Gdyni Krzysztof Koczyk.
- IPN dobrze wie, że powojenne wysiedlenia Polaków z Gdyni i okolic przez komunistów wyrządziły ogromne krzywdy moralne i materialne wielu ludziom, co odczuli zwłaszcza ci, którzy już raz zostali wcześniej wyrzuceni z domów przez Niemców w latach 1939-1940. Zamiast wykorzystać to, że żyją jeszcze osoby wysiedlone i pamiętające tę tragedię, IPN odmawia w ogóle zajęcia się tą sprawą - ocenia Wietrzykowski.
Prezes SGW zaznacza, że wciąż żyją także beneficjenci tych wysiedleń i niektórzy z nich nadal korzystają z przywilejów nadanych im po wojnie właśnie dlatego, że byli zaufanymi komunistycznej władzy, rozdającej im własność wysiedlanych Polaków. Wietrzykowski dodaje, że były wśród nich osoby, które w okresie okupacji podpisywały folkslistę, najpierw wysługując się hitlerowcom, a po zakończeniu II wojny światowej - komunistom.
Element represji
Polacy poszkodowani przez dwa totalitarne reżimy, wyrzucani z domów, pozbawiani mienia i skazywani na tułaczkę blisko 70 lat od zakończenia II wojny światowej nadal nie mogą doczekać się sprawiedliwości.
Zaskoczenia decyzją sądu oraz IPN nie ukrywa mec. Piotr Ł. Andrzejewski, konstytucjonalista. - Niezależnie od tego, jakimi przepisami się posługiwano, sam sposób realizacji i cel wysiedlania ludzi wybranych jako "element niepewny" dla reżimu komunistycznego w strefie nadgranicznej był elementem represji łamiących podstawowe prawa człowieka. Było to więc prześladowanie określonej grupy ludzi ze względu na jej poglądy polityczne - podkreśla znany prawnik i działacz "Solidarności".
Oburzenia postawą OKŚZpNP oraz postanowieniem sądu nie kryje też poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PiS). - Nie można usprawiedliwiać grzechów okresu PRL, powołując się na prawo przedwojenne. Ten wyrok grozi tym, że osoby poszkodowane nie doczekają się sprawiedliwości - podkreśla. - Takie sytuacje wskazują na nieudolność państwa albo na sytuację, w której liczy ono, że jakieś oddolne inicjatywy lokalnych grup wyręczą je w załatwianiu ważnych dla społeczeństwa spraw. To organy państwa polskiego same powinny zauważać taką niesprawiedliwość i odpowiednio na nią reagować - wskazuje.
Arciszewska-Mielewczyk wystosowała w tej sprawie interpelację poselską do ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Przedstawiciele resortu przekierowali tę sprawę do Prokuratury Generalnej, która - po oddzieleniu funkcji ministra sprawiedliwości od funkcji prokuratora generalnego - nadzoruje działalność prokuratorów OKŚZpNP działających w strukturach IPN.
Mariusz Bober
Nasz Dziennik Wtorek, 5 czerwca 2012, Nr 130 (4365)
Autor: au