Instruktor nie wystarczy
Treść
Siły Powietrzne dysponują zaledwie jednym pilotem instruktorem z uprawnieniami na Tu-154M. Brak załogi nie jest jednak jedynym problemem do rozwiązania, jeśli maszyna na potrzeby wojskowej prokuratury miałaby wzbić się w powietrze. Przebazowanie samolotu do Mińska Mazowieckiego odbywało się z udziałem technika lecącego "na rozkaz". Żołnierz nie miał aktualnych uprawnień.
Oficjalnie Naczelna Prokuratura Wojskowa nie informuje, czy rozważane są eksperymentalne loty na samolocie Tu-154M. Wiadomo jedynie, że zespół biegłych pracujących nad kompleksową opinią na temat okoliczności katastrofy smoleńskiej chce "przeprowadzić badania z wykorzystaniem Tu-154, bliźniaczej maszyny do tej, która rozbiła się 10 kwietnia 2010 roku".
W ocenie lotników, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", niechęć prokuratury do ujawniania szczegółów zaplanowanych badań z wykorzystaniem Tu-154M jest zrozumiała. - Proszę pamiętać, że samolot nie jest na co dzień eksploatowany, został zabezpieczony, a piloci zapewne już utracili uprawnienia do pilotowania tej maszyny. Gdyby prokuratura ogłosiła, że planuje loty na tym samolocie, a następnie coś by nie wyszło, byłaby to kompromitacja - ocenia jeden z pilotów, były dowódca na Tu-154M. Jak dodaje, tego rodzaju trudności mogą spowodować, że badania biegłych na Tu-154M mogą mieć charakter statyczny. Nie można jednak wykluczyć, że Tu-154M na potrzeby prokuratury jednak wzbije się jeszcze w powietrze. Gdyby tak się stało, to - jak ustaliliśmy - rzeczywiście konieczne będzie uzupełnienie uprawnień załogi. - Obecnie w Siłach Powietrznych uprawnienia do wykonywania lotów na samolocie Tu-154M posiada dowódca załogi. Drugi pilot do realizacji tego zadania musi wykonać lot pod nadzorem instruktora - poinformował nas ppłk Sławomir Gąsior, rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych. Jak dodał, dowódca ma uprawnienia instruktorskie. To jednak nie koniec problemów z obsadą załogi składającej się dodatkowo z nawigatora i technika pokładowego. Jak usłyszeliśmy nieoficjalnie, już jesienne przebazowanie samolotu do Mińska Mazowieckiego miało odbywać się z udziałem technika lecącego "na rozkaz" (nie miał aktualnych uprawnień). Jak zaznaczają piloci, z którymi wczoraj rozmawiał "Nasz Dziennik", trzeba też pamiętać, że Tu-154M przez długi okres nie latał i powinien przed lotem przejść dokładny przegląd. A w obecnej sytuacji niełatwo będzie skompletować personel naziemny, który przygotowałby maszynę do zadania. Jak zauważają, w takiej sytuacji nie można wykluczyć, że w grę mogłaby wchodzić nawet wymuszona wizyta samolotu w Federacji Rosyjskiej.
Warto przypomnieć, że problemy z uprawnieniami pilotów na Tu-154M były już przerabiane we wrześniu 2010 roku. Piloci - wówczas jeszcze pracujący w obecnie rozformowanym 36. SPLT - stracili uprawnienia na ten samolot. W efekcie maszyna o numerze burtowym "102" po remoncie w rosyjskiej Samarze została sprowadzona do kraju przez rosyjskich lotników. Dopiero później rozpoczęły się szkolenia na trenażerach oraz z udziałem rosyjskiego pilota instruktora. Wcześniej polskich pilotów nie szkolono, bo z jednej strony nie było samolotu, a z drugiej także losy maszyny nie były przesądzone. Na początku 2011 r. na "102" przeprowadzane były eksperymenty na potrzeby komisji ministra Jerzego Millera. Samolot odbył lot HEAD dopiero w maju 2011 r. Jednak "102" właściwie nie wrócił do latania z VIP-ami, którzy wybierali czarterowane embraery. W końcu października 2011 r. Tu-154M został przebazowany do Mińska Mazowieckiego, na lotnisko 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego. Jak tłumaczono, niewykorzystywana maszyna, przygotowywana do przekazania Agencji Mienia Wojskowego i sprzedaży, zajmowała na Okęciu miejsce potrzebne do obsługi przylatujących samolotów.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik Czwartek-Piątek, 5-6 stycznia 2012, Nr 4 (4239)
Autor: au