Hybryda programowa
Treść
Z dr Hanną Karp, medioznawcą, wykładowcą Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, rozmawia Joanna Kozłowska Nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji wprowadza dwa nowe podmioty regulujące cały rynek mediów w Polsce - Urząd Komunikacji Elektronicznej i ministra Skarbu Państwa. - I to jest kluczowa sprawa. Te podmioty w przyszłości będą wpływać na cały ład mediów w Polsce. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jako trzeci regulator została wepchnięta do kąta, na wzór piątego koła u wozu. Kompetencje KRRiT zostają praktycznie sprowadzone do kontroli programowej przekazu płynącego z publicznych stacji radiowych i telewizyjnych. Zaś nowe wymogi wynikające z nowelizacji, które będą musieli spełniać kandydaci na członków Krajowej Rady - chodzi o rekomendacje uczelni albo stowarzyszenia (twórców lub dziennikarzy), będą usankcjonowaną fikcją. Stowarzyszenia dziennikarskie są bowiem bardzo słabym punktem w systemie rekomendacji i będą po prostu niereprezentatywne. To będzie tylko zasłona dymna, która przykryje wszelkie poczynania strony rządowej. Minister skarbu będzie mógł odwoływać członków zarządu mediów publicznych. - Oznaczać to będzie skrajną polityzację telewizji publicznej. Minister będzie mógł wpływać na obsadę szefów poszczególnych stacji radia i telewizji. Można odnieść wrażenie, że całe zamieszanie wynika także z potrzeby zmiany członków zarządu Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Dotychczasowe zapisy to uniemożliwiają. Od kilku miesięcy mamy do czynienia z krytyką instytucji abonamentu... - Alternatywą dla abonamentu w myśl koncepcji Platformy Obywatelskiej ma się stać fundusz misji publicznej, który ma być zasilany przez budżet, ale i nadawców komercyjnych, pod warunkiem, że TVP i PR miałyby ograniczone prawo do nadawania reklam, np. nie emitowałyby ich w czasie najwyższej oglądalności czy w weekendy. A ważnym kryterium przydzielania funduszu byłyby koszty realizacji projektów. Wszystko to rokuje raczej fatalnie. Pojawia się więc pytanie, dlaczego nie potrafiono rozwiązać sprawy finansowania mediów publicznych? Po 1989 roku było wiadomo, że ta kwestia wcześniej czy później wypłynie. Nie podejmowano jednak żadnych działań przede wszystkim dlatego, że ten temat był niewygodny i dla tych, którzy rządzili państwem, i dla tych, którzy kierowali mediami publicznymi. Układ dotychczas panujący jest dosyć wygodny, ponieważ dostarcza środków finansowych z abonamentu oraz z reklam. Obecnie przychód telewizji publicznej w 70 proc. płynie z reklam. I to oznacza, że mamy do czynienia z hybrydowym, a więc komercyjno-publicznym systemem finansowania mediów publicznych. Jest to hybryda, nie tylko od strony finansowej, ale i programowej. Jest bowiem wielce wątpliwe, czy płatnicy abonamentu są zadowoleni z programów, za które płacą. Nieliczne programy misyjne możemy nierzadko oglądać po północy lub na krótko przed północą. Wielu płatników abonamentu zastanawia się, jak wykorzystywane są ich pieniądze. Bo programy w rodzaju "Gwiazdy tańczą na lodzie" są wątpliwej jakości. Jakby tego było mało, 5 maja prezes telewizji Andrzej Urbański podczas dyskusji o mediach publicznych w redakcji "Rzeczpospolitej" zapowiedział, że na antenę wraca program kabaretowy Olgi Lipińskiej i "7 Dni - Świat" Andrzeja Turskiego. Czy to kolejny ukłon w stronę Platformy? Podobno Platforma chce sprzedać jeden z kanałów telewizji publicznej. - Propozycje Platformy Obywatelskiej dotyczące sprzedaży kanału telewizji publicznej są krytykowane zarówno przez stowarzyszenia dziennikarskie, opozycję, jak i widzów. Taki handel byłby wielkim nieporozumieniem. Podobnie jak przekazanie telewizji regionalnych w zakres kompetencji samorządów. W eterze powstał związany z tym szum informacyjny, być może chodzi o to, by w tym chaosie niektórzy mogli jak najwięcej ugrać. Słusznie poseł Elżbieta Kruk zauważyła, że obecna debata o mediach jedynie podważyła uzasadnienie istnienia mediów publicznych i wydaje się, że rzeczywiście wszystko w tę stronę zmierza. Platforma zaś swoje koncepcje trzyma w jak największej tajemnicy i dziś wciąż nie wiemy, jakie cuda na nas czekają. W środowiskach dziennikarskich przeważają opinie, że abonament jest nie do utrzymania. - Opinie takie wygłaszają osoby związane z mediami komercyjnymi. Ich zdaniem, trudno wymagać od obywateli, by przekazywali na abonament swoje pieniądze. Uważają oni, że należy stworzyć parapodatki dla finansowania mediów. W ten sposób wzmacniają wypowiedzi rządu o "haraczu", jakim jest rzekomo abonament. Jeżeli cała ta sytuacja potrwa jeszcze jakiś czas, to nastąpi "naturalna" zapaść mediów publicznych i nie będzie już czego ratować. Rozwiązania abonamentowe są stosowane w wielu krajach Europy. - Tak dzieje się we Francji, Niemczech, Belgii, Grecji, Włoszech, Portugalii, Danii. Na abonamencie opierają się Wielka Brytania, Szwecja, Finlandia. Dlaczego w tych krajach nikt nie myśli o likwidacji abonamentu? Jest oczywiste, że jeśli media publiczne są własnością obywateli, to oni chcą je finansować. Istnieje wtedy poczucie zależności między odbiorcą a programem. Widz płaci za realizacje programów i ma prawo oczekiwać, że otrzyma to, za co zapłacił. Następuje więc pozytywna stymulacja mediów publicznych. Poza tym pieniądze znajdują się poza bezpośrednią kontrolą polityków. Jeśli nastąpiłaby likwidacja abonamentu, to finanse nadal będą publiczne, ale będą pochodzić z podatków. Pojawią się podmioty pośredniczące, które będą te pieniądze wyszarpywać z budżetu po to, by wydać je w inny sposób. Do 2012 roku winna dokonać się w Polsce tak zwana cyfryzacja mediów. W jaki sposób zmieni to sytuację na rynku mediów? - Oznacza to, że pojawi się miejsce na dziesiątki nowych programów. Digitalizacja i cyfryzacja mediów oznaczać będzie redefinicję mediów elektronicznych w ogóle. Pojawią się nowe możliwości przekazu telewizyjnego, w tym naziemna i satelitarna interaktywna telewizja cyfrowa, video na żądanie, Triple Play, web TV, webcasting i simulcasting, telewizja internetowa IP TV. Jest pytanie, kto tym wielkim, wielomiliardowym rynkiem będzie gospodarował? Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-09
Autor: wa