Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Hojniejszy niż NFZ

Treść

Zdjęcie: arch. K. Lenkiewicz./ -

Z Katarzyną Lenkiewicz, pacjentką prof. Bogdana Chazana, dyrektora Szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie, rozmawia Izabela Borańska-Chmielewska

W jaki sposób trafiła Pani pod opiekę profesora Bogdana Chazana?

– Mamy czworo dzieci, najstarsze ma siedem lat, wszystkie ciąże prowadził pan profesor Bogdan Chazan. Mój teść jest chirurgiem dziecięcym i pracował z profesorem w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. Kiedy zaszłam w ciążę, podjęliśmy decyzję, że będziemy ją prowadzić u profesora, tylko już wtedy w szpitalu na Madalińskiego. Tak się zaczęło, od pierwszej chwili wiedziałam, że to dobry człowiek, nigdy nie chciałam zmieniać swojego lekarza prowadzącego.

To wzór lekarza. Bardzo kompetentny, dokładny, zawsze wszystko mi wyjaśniał. Zawsze patrzył na człowieka, nie przychodziło się do niego jak do warsztatu po polecenia, takie i takie badania. Kobieta w ciąży często ma mnóstwo dylematów, zawsze miał czas na rozmowę, nigdy nie zdarzyło się przez te osiem lat, żeby był niemiły czy nieuprzejmy. Przy tysiącach swych dyrektorskich obowiązków znajdował czas na wyjaśnienie i wysłuchanie. Dawał swoim pacjentkom swój numer telefonu i zawsze zapewniał, że przy jakichkolwiek niepokojach i problemach jest w kontakcie. Jedna ciąża skończyła się u nas poronieniem i opieka również w tym momencie była cudowna. Zaproponowano nam pogrzeb naszego dzieciątka, pożegnanie z nim. W Szpitalu im. Świętej Rodziny jest specjalny pokój, gdzie można się ze swoim zmarłym w czasie ciąży dzieckiem pożegnać. Wszystko odbywa się z wielkim szacunkiem i godnością. My nasze dziecko sami pochowaliśmy, ale wiem, że szpital ma kwaterę na cmentarzu służewskim, gdzie takie dzieciątka są chowane. Potem kolejna ciąża była już bardziej stresująca, kobieta się boi, szczególnie jeśli wcześniej poroniła. Potrafiłam do profesora zadzwonić z drobnostką, ale profesor sam zachęcał, żebym dzwoniła co kilka dni, nawet wtedy, kiedy nic się nie dzieje. Zawsze podziwiałam, że jest on w stanie zapamiętać wszystkie swoje pacjentki i to, czym każda się martwiła. Wizyty nie trwały 5 minut, profesor zawsze poświęcał dla mnie tyle czasu, ile potrzebowałam, nie miałam poczucia, że czas wizyty się kończy i muszę wyjść.

Pani mąż mógł uczestniczyć w konsultacjach lekarskich?

– Oczywiście. Podczas pierwszej ciąży mój mąż był na wielu konsultacjach ze mną. Nawet sam profesor Chazan, jeśli widział mojego męża na korytarzu, zawsze zapraszał go ze mną do gabinetu. Potem w trakcie następnych ciąż z przyczyn zawodowych bywał ze mną rzadziej. Nigdy nie było z tym problemu, zawsze profesor wszystko nam tłumaczył, nie było jakiegoś odrzucenia.

Dlaczego Szpital im. Świętej Rodziny przyciąga tak wiele kobiet w ciąży?

– Nie mam doświadczeń z innymi szpitalami, ale mogę powiedzieć, że szpital na Madalińskiego jest jak mój drugi dom. Ja martwiłam się już wcześniej, co będzie, jeśli profesor przejdzie na emeryturę, gdzie wtedy będą rodziły się nasze dzieci. Profesor scalił szpital, personel jest bardzo zgrany, wszyscy są uprzejmi, mili, skoncentrowani na pacjentach, pomagają, jak mogą. Infrastruktura szpitala bardzo się zmieniła, wcześniej wyglądał on jak większość placówek medycznych w Polsce, warunki były średnie. Po modernizacji aż przyjemnie było chodzić na wizyty, miło było nawet wypić herbatę w holu.

Jak Pani ocenia fakt, że przez odmowę zabicia chorego dziecka profesor Chazan stracił stanowisko dyrektora szpitala?

– Jest mi strasznie przykro. Nie wiem, jak można skrzywdzić człowieka, który tak wiele zrobił dla kobiet i dzieci. Mam poczucie ogromnego żalu i niesprawiedliwości. Z drugiej strony, patrząc oczami wiary, myślę, że jakieś dobro z tego wypłynie. My z profesorem przez te osiem lat bardzo się zżyliśmy. Zaprosiliśmy pana profesora na chrzciny naszej najmłodszej córeczki Basi, przyszedł z przyjemnością, nikt nie czuł się skrępowany. Jest dla nas jak członek rodziny. Wiele moim koleżanek, które są jego pacjentkami, ma podobne odczucia.

Dziękuję za rozmowę.

Izabela Borańska-Chmielewska
Nasz Dziennik, 8 sierpnia 2014

Autor: mj