"Henryk Stokłosa funduje"
Treść
Ulotki z nazwiskami krytyków poczynań Henryka Stokłosy, wizerunkami trumien z dopiskiem "Henryk Stokłosa funduje" i symbolem "świętej pamięci" rozrzucono wczoraj pod drzwiami mieszkańców Śmiłowa, którzy w mediach opowiadali się przeciwko zwolnieniu z aresztu kontrowersyjnego biznesmena. Za kilkanaście dni prokuratura będzie musiała zadecydować, czy złoży wniosek o przedłużenie aresztu wobec wpływowego przedsiębiorcy, a grupa jego najbliższych współpracowników rozpoczęła działania, które mają stworzyć wrażenie "masowego poparcia dla Stokłosy". Mieszkańcy powiatu pilskiego, którzy od lat wskazywali na łamanie prawa przez Stokłosę, obawiają się, że te działania - koordynowane przez najbliższych współpracowników byłego senatora - mają stworzyć prokuraturze swoisty parawan pozwalający na nieprzedłużenie aresztu wobec niedawnego klienta Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Cztery pogrzebowe krzyże, symbole, jakie standardowo umieszcza się na nekrologach, trumny i nazwiska wraz z fotografiami mieszkańców Śmiłowa, którzy w mediach krytycznie oceniali działalność kontrowersyjnego biznesmena i sprzeciwiali się podejmowanym przez rodzinę i współpracowników Stokłosy działaniom mającym na celu wymuszenie na wymiarze sprawiedliwości zwolnienia z aresztu Henryka Stokłosy, rozrzucono wczoraj pod drzwiami sporej grupy mieszkańców tej podpilskiej miejscowości, w której swój zakład HS Farmutil ulokował Henryk Stokłosa. Czy ulotki z pogróżkami to próba zastraszenia tych, którzy nie godzą się na prowadzenie przez grupę osób związanych ze Stokłosą akcji mającej na celu stworzenie wrażenia "masowego poparcia" dla biznesmena-aferzysty? Wszystko wskazuje na to, że tak. Tym bardziej że na ulotce znalazł się napis "Farmutil broni Stokłosy". A jak mówią mieszkańcy Śmiłowa w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" - wśród zatrudnianych przez Stokłosę są "specjaliści" z organów ścigania w okresie PRL. - Dotąd spotykałyśmy się z groźbami słownymi, gestami nieprzyzwoitymi oraz grożącymi podcinaniem gardła. Teraz przyszedł czas na namacalny dowód, kogo Henryk Stokłosa uznał za swoich wrogów - mówi Jolanta Koper. - Ulotki do ręki nie dostałam, natomiast zauważyłam ją wiszącą w gablocie w szkole, w której mieści się nasze biuro - mówi Irena Sienkiewicz, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej. - Zawiadomiliśmy policję - dodaje. Podobne pogróżki zdarzały się już wcześniej. Za każdym razem jednak zawiadomiona o nich policja ukręcała łeb sprawie. Niekiedy tłumacząc to kuriozalnie. I tak, kiedy w maju 2006 r. Jolanta Koper zawiadomiła policję o groźbach "poderżnięcia gardła", starszy aspirant Dariusz P. odmówił wszczęcia śledztwa w tej sprawie wobec braku formalnego "wniosku o ściganie". Ten sam formalny powód podał w czerwcu 2006 r. starszy sierżant Sławomir H. z posterunku w Białośliwiu. Decyzje o odmowie wszczęcia postępowania były zatwierdzane przez Prokuraturę Rejonową w Chodzieży. W ubiegłym roku wszczęte po publikacji "Naszego Dziennika" postępowanie kontrolne wykazało, że jedna trzecia spraw kierowanych przeciwko Stokłosie do tej prokuratury była umarzana lub kończyła się odmową wszczęcia postępowania - w sposób bezzasadny. Nie może też dziwić marazm organów ścigania wobec informacji o groźbach. - Przed kilkoma laty pilscy policjanci odznaczyli Henryka Stokłosę medalem "Zasłużony dla NSZZ Policjantów", zaś on sam zasponsorował bankiet z tej okazji. Nieprzypadkowo również zapewne wybrano czas przygotowywania ulotek, które mają na celu zastraszenie osób niechętnych Stokłosie. W najbliższych bowiem dniach Prokuratura Okręgowa w Warszawie będzie musiała podjąć decyzję o ewentualnym złożeniu wniosku o przedłużenie aresztu wobec Henryka Stokłosy. Od kilkunastu dni małżonka byłego senatora, Anna Stokłosa, oraz grupa jego najbliższych współpracowników przygotowuje akcję mającą na prokuratorze i sądzie - to bowiem od sądu zależy, czy areszt zostanie przedłużony - wywarcie wrażenia "masowego poparcia społeczeństwa dla Henryka Stokłosy". - Docierają do nas sygnały, że akcja nie jest tak całkiem spontaniczna, że być może ktoś wpadł na pomysł, żeby stworzyć prokuraturze "podkładkę", która pozwoli wścibskim dziennikarzom wytłumaczyć, dlaczego zwolniono z aresztu niedawnego klienta ministra sprawiedliwości, pana Ćwiąkalskiego. "Presja opinii publicznej" to świetne wytłumaczenie. Obyśmy się mylili - mówi nasz rozmówca, jeden z członków ekologicznego Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej, które od lat wskazywało na łamanie prawa przez Stokłosę. Akcja "nacisku opinii publicznej" przygotowywana jest z rozmachem. Dzisiaj w Śmiłowie, pod budynkiem przedsiębiorstwa Stokłosy, ma odbyć się "spontaniczna manifestacja" osób popierających aresztowanego biznesmena. Do udziału w manifestacji nawołują plakaty i ogłoszenia zamieszczone przez należącą do Stokłosów gazetkę. Nie brakuje też akcentów politycznych, mających wskazać na rzekomą odpowiedzialność za "prześladowanie Stokłosy" polityków PiS. "Spotkanie będzie miało na celu zamanifestowanie solidarności z największym pracodawcą w regionie, który w wyniku politycznych nacisków ze strony członków poprzedniej ekipy rządzącej krajem został zatrzymany i tymczasowo aresztowany". Wcześniej, o czym informowaliśmy na łamach "Naszego Dziennika", zainicjowano akcję "Listu społeczności Śmiłowa w obronie Stokłosy". Organizatorzy akcji planowali wysłanie do sądu i prokuratury pisma w imieniu mieszkańców Śmiłowa - tyle że pod dokumentem podpisało się zaledwie 19 osób z liczącej około tysiąca osób społeczności. Specjalną uchwałę przyjęła więc rada gminy, która zaapelowała o zwolnienie Stokłosy z aresztu. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-03-06
Autor: wa