Gra va banque
Treść
W lipcu czeka nas nowelizacja budżetu, ponieważ już po pierwszym kwartale rządowi kończą się pieniądze. Deficyt sięgnął 84 proc. zakładanego na cały rok. Cięcia wydatków budżetowych mogą wprowadzić nas w "pętlę schładzania gospodarki", w której spirala kryzysu nakręca się już sama, pogłębiając spadek dochodów budżetowych. Tymczasem rząd zamiast pomagać polskiej gospodarce i rodzinom, wspiera zagraniczny sektor finansowy.
Rzeczywistość zweryfikowała oparte na ekonomicznej fikcji twierdzenie, że "kryzys nas nie dotknie". A jednak dotknął i zaczął od razu od kasy państwa.
- Struś chował głowę w piasek przed kryzysem, a ten mu ją uciął - żartobliwie komentują ekonomiści.
Jednak nikomu nie jest do śmiechu. Spadek dochodów budżetowych to tylko wierzchołek góry lodowej. Pod nim kryją się tysiące podmiotów gospodarczych i pojedynczych podatników, których dochody i podatki spadły, już ogarniętych kryzysem.
Słabnąca polska gospodarka na gwałt potrzebuje kredytu na rozruch, ale banki - w większości zagraniczne - nie kwapią się podejmować ryzyka w trudnych czasach, choć, jak ktoś to zgrabnie ujął - "siedzą na pieniądzach". Część z nich - np. należący do Amerykanów AIG czy hiszpański Santander - zamierza wycofać swoje kapitały z naszego kraju.
- Brak aktywnych działań rządu w ostatnim półroczu stawia nas przed podwójnie trudnym zadaniem: po pierwsze stworzenia pakietu stymulującego gospodarkę, po drugie - sfinansowania go, gdy dochody budżetowe wskutek kryzysu uległy już skurczeniu - twierdzi dr Cezary Mech, doradca prezesa NBP Sławomira Skrzypka. Pakiet musi uwzględniać nie tylko obecny kryzys gospodarczy i finansowy, ale także kryzys demograficzny, który depcze mu po piętach, grożąc całkowitą zapaścią finansów państwa - uważa dr Mech. - Z tego drugiego kryzysu możemy już nie wyjść - ostrzega finansista.
Co to oznacza w praktyce? Po pierwsze, musimy roztropnie adresować do gospodarki pomoc publiczną, aby pobudzić aktywność przedsiębiorstw, nie zadłużając państwa ponad miarę. Po drugie, adresatem pomocy muszą być rodziny z trójką i więcej dzieci, bo to w nich dorastają obywatele, którzy to zadłużenie będą spłacać.
Niestety, z trudem wygospodarowane w Polsce środki publiczne, zamiast do rodzin i realnej gospodarki - skierowano... do instytucji finansowych. Banki, a nie rodziny, są rzeczywistymi beneficjentami programu "Rodzina na swoim", opiewającego w tym roku na 2,2 mld zł środków publicznych. Program zatrzymał spadek cen mieszkań, więc "nabywcy z dopłatą" niewiele skorzystają, a niewykluczone, że w ostatecznym rachunku zapłacą więcej. Popłyną też do banków pieniądze z Funduszu Pracy jako "pomoc bezrobotnym w spłacie kredytów mieszkaniowych" (ile to będzie kosztować - na razie nie wiadomo). A przecież Fundusz Pracy służyć powinien temu, żeby bezrobotnych było mniej. Bank Gospodarstwa Krajowego będzie gwarantował kredyty zaciągane przez przedsiębiorstwa w bankach komercyjnych, co przenosi ryzyko ich spłaty na podatników. Czyli banki prywatne będą zarabiać na kredytach, a złe kredyty spłacać będziemy wszyscy. Decyzja Rady Polityki Pieniężnej o obniżeniu rezerwy obowiązkowej przekazała do dyspozycji banków kolejne miliardy złotych, bez żadnych gwarancji wykorzystania pomocy publicznej na akcję kredytową w Polsce. Instytucje finansowe mogą równie dobrze skierować te środki do Afryki czy za ocean, możliwości transferów są prawie nieograniczone.
- Jeśli chcemy pobudzić kredytowanie naszej gospodarki, pomoc publiczna powinna być kierowana kanałem publicznym, tj. przez należący do państwa PKO BP - twierdzi dr Mech. Jednocześnie należy naciskać zagraniczne instytucje finansowe w Polsce, aby ściągały środki od swych zagranicznych właścicieli na akcję kredytową. Wspomaganie ich pieniędzmi podatników ma skutek przeciwny - nie tylko uwalnia zagranicznych akcjonariuszy od konieczności zasilania spółek-córek w Polsce, ale może skierować strumień finansowy w kierunku przeciwnym.
W odróżnieniu od sektora bankowego - z pomocą realnej gospodarce idzie nam znacznie gorzej - wystarczy wspomnieć perturbacje ustawy o opcjach walutowych, która najpewniej wyjdzie z parlamentu, gdy będzie już po wszystkim, bo przedsiębiorstwa padną. O pomocy dla rodzin lepiej nie wspominać. Próby zamrożenia na kolejne lata progów uprawniających do pomocy społecznej czy zasiłków rodzinnych mówią same za siebie.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-06-03
Autor: wa