Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gotowi na wszystko

Treść

Choć wielu z nich to weterani irackiej misji, którzy po raz drugi czy trzeci znajdą się w bazach "Echo" i "Delta", żołnierze dziewiątej zmiany polskiego kontyngentu nie kryli w sobotę przed odlotem z krakowskich Balic, iż nadal towarzyszy im pewien niepokój i przypływ adrenaliny. Minister obrony Aleksander Szczygło, który uczestniczył w uroczystym pożegnaniu części kontyngentu (całość będzie liczyć około 900 żołnierzy), nie powiedział, ile jeszcze takich zmian wyślemy do Iraku. Stwierdził jedynie, iż żołnierze dziesiątej już się do wyjazdu szkolą. - Musimy być przygotowani na każdą decyzję, jaką podejmie na wniosek rządu prezydent - mówił. Nie odpowiedział jednak jednoznacznie na pytanie "Dziennika Polskiego", czy będzie także zmiana jedenasta. Wiele zależy od konsultacji z naszymi sojusznikami. Minister Szczygło potwierdził, iż także o irackiej misji będzie rozmawiał z prezydentem Bushem w lipcu w Waszyngtonie prezydent Kaczyński. Według szefa MON misja iracka, choć skomplikowana, "nie jest ponad siły dobrze przygotowanych żołnierzy". - Udział w niej nobilituje - stwierdził Aleksander Szczygło. Do Iraku jadą głównie żołnierze 1. Dywizji Zmechanizowanej z Warszawy, 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego, 49. Pułku Śmigłowców Bojowych i 10. Brygady Logistycznej z Opola. Dowódcą jest gen. Tadeusz Buk. Jechali całą noc Bliskich, którzy żegnali żołnierzy, nie było w Balicach wielu. Niektórzy jednak jechali całą noc z odległych miejscowości, by zobaczyć syna, brata czy męża. Chorąży sztabowy Marek Kępiński z 100. Batalionu Łączności z odległego Wałcza doczekał się wyjątkowo licznej rodzinnej reprezentacji. Rodzice - Halina i Bolesław, a także siostra Edyta z dzieckiem, kuzyn, jego żona i dzieci wyjechali z Kętrzyna nad Odrą w piątek o godz. 20, by w sobotę o godz. 4 dotrzeć do Krakowa. Żona chorążego i dwie córki zostały tym razem w domu, ale i one przeżywają wyjazd weterana, bo Marek Kępiński był już w Iraku dwukrotnie. - To zawsze wyjątkowe przeżycie - mówiła pani Edyta, żona kuzyna chorążego. Właśnie dlatego warto zdobyć się na taką rodzinną mobilizację, nawet jeśli droga powrotna znowu zajmuje wiele godzin. Ruszającego do Iraku po raz pierwszy kapitana Jana Jastrzębskiego z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich żegnały żona Wioletta i dwie córki - 13-letnia Izabella i dwa lata młodsza Gabriela. Rodzinna reprezentacja - wzmocniona męskim ramieniem kuzyna oficera - Pawła z Katowic, była bardzo przejęta uroczystością, nawet jeśli kapitan służył już wcześniej w Kosowie. Pół roku rozłąki to sporo, dlatego tata udzielał córkom przed wyjazdem ostatnich "wskazówek dyscyplinujących". M.in. radził, by nie rozmawiały za często przez telefon komórkowy. Czeka trzech synów Jedna z zaledwie kilku wylatujących w sobotę do Iraku pań - starszy chorąży Grażyna Mucha z 10. Opolskiej Brygady Logistycznej - rusza na Bliski Wschód już po raz trzeci. Pełni w Iraku niezwykle ważną funkcję - zajmuje się wypłatą pieniędzy. W domu w Opolu czeka na nią trzech synów - 20-, 13- i 10-letni. Choć przyzwyczaili się już do myśli o wyjeździe mamy, najmłodszy bardzo się niepokoi - nie kryła pani chorąży. Ona sama przez osiem lat służby wojskowej przywykła do trudnych zadań i uśmiech niemal nie znikał z jej twarzy. W dobrych nastrojach byli też zastani przy stole z ostatnią przed wylotem grochówką chorążowie z 25. Brygady Kawalerii Powietrznej - Marian Rzeszutek, Marek Olczyk i Waldemar Chmielewski. Dla żadnego z nich Irak to nie pierwszyzna. Choć przyznają, że każda zmiana jest nieco inna, więc na wszystko nie można się z góry przygotować. Pytani przez "Dziennik Polski", czy wybraliby się pewnego dnia z równą ochotą do Afganistanu, nie złożyli jednak takich deklaracji. (EŁ) "Dziennik Polski" 2007-07-09 Fot. Prywatna

Autor: wa

Tagi: irak