Gorzkie żale, przybywajcie do teatru
Treść
Co się dzieje? Teatry w Polsce chyba oszalały w tych wyścigach wystawiania sztuk o tematyce żydowskiej i prześciganiu się, kto ukaże bardziej krwiożerczy, bardziej okrutny portret Polaka jako antysemity. Teatry są dziś wręcz zarzucone takimi sztukami. Jest ich tak dużo, że można dostać oczopląsu, mylą się już tytuły przedstawień, tytuły sztuk, które notabene jacyś dziwni pisarczykowie wciąż "skrobią". Jeśli ktoś myśli, że ten desant monotematyczny skończy się wraz z końcem obchodów 40-lecia Marca, to się głęboko myli. Wiem, że jest jeszcze cała pula nowych sztuk "w tym temacie" zgłoszonych na konkurs Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Tak więc chyba nie pomylę się, jeśli powiem, iż repertuary teatralne w Polsce są już z góry "obstawione" w tematyce antysemickiej co najmniej na parę lat. Nikt nie zastanawia się nad wartością intelektualną i artystyczną tych sztuk, że nie wspomnę już o mijaniu się z prawdą historyczną ich autorów. Ale tu teatr może mieć wymówkę, iż przecież nie jest IPN i ma prawo do kreowania na scenie rzeczywistości fikcyjnej. Nikomu nie przeszkadza grafomania tych tekstów i miernota ich realizacji, bo ważny jest cel propagandowy: pokazać Polaków jako rzekomych sprawców zbrodni przeciw Żydom! A jeśli dodamy tu jeszcze codzienne bombardowanie nas tą samą tematyką we wszystkich telewizjach, w radiu, prasie, w filmach, na wystawach, plakatach, billboardach, w książkach ze "Strachem" Grossa na czele, nie mówiąc już o uroczystościach i nieustannych konferencjach prasowych poświęconych ciągle tej samej sprawie stosunków polsko-żydowskich, gdzie Polacy to zawsze ci źli - jawi się jakiś szalony obraz rzeczywistości, którego nie wymyśliłby nawet Orwell. Można jednak mieć nadzieję, iż ten ciągle przedstawiany fałszywy obraz Polaków powoli będzie odkłamywany dzięki nieustannym wysiłkom IPN, który w dniach 11-12 marca organizuje w Rzeszowie bardzo ciekawą konferencję naukową pt. "Z dziejów stosunków polsko-żydowskich 1939-1989". W tym schlebianiu bowiem tzw. poprawności politycznej zajęte zostały właściwie wszystkie przestrzenie życia publicznego i nie pozostało już miejsca na nasze polskie sprawy. Ważne sprawy. Ile czasu antenowego i miejsca przeznaczono na przykład na przypomnienie zbrodni katyńskiej? A 5 marca minęła właśnie kolejna rocznica podpisania na Kremlu w 1940 roku przez Stalina, Mołotowa, Berię i innych tajnego aktu prawno-politycznego skazującego na śmierć polskich oficerów, o czym przypomniał Józef Szaniawski w znakomitym artykule zamieszczonym w "Naszym Dzienniku". A oto inna sprawa, dla której też zabrakło miejsca. Zbliżamy się do najważniejszych dla chrześcijan Świąt Wielkiej Nocy. Te czterdzieści dni Wielkiego Postu poprzedzające święta to czas szczególny dla nas, chrześcijan, czas zastanowienia się nad własnym życiem, czas wyciszenia i duchowego doskonalenia się, czas medytacji nad tematem pasji i śmierci. W przestrzeni teatralnej nie ma prawie śladu tego tematu. Jeśli nawet pojawia się gdzieś wyjątek, to i tak nie zmienia to postaci rzeczy. A przecież jesteśmy krajem katolickim. Jak to więc się dzieje, że w kraju, gdzie większość Polaków deklaruje się jako katolicy, w przestrzeni publicznej (nie stricte sakralnej) nie znajdujemy odzwierciedlenia czasu Wielkiego Postu, w jakim się znajdujemy? Już nawet pomijając fakt, czy ktoś jest wierzący, czy też nie, to przecież czas Wielkiego Postu jest uświęcony wielowiekową tradycją i wspaniałym, nieocenionym wręcz dorobkiem kulturalnym, w którym nie brakuje arcydzieł (malarstwo, misteria, zabytki literatury, sztuki). Mamy wspaniałe dziedzictwo kulturalne, polski teatr ma z czego czerpać inspiracje, a nawet brać dosłownie i w całości gotowe utwory. Zawsze, kiedy oglądam na scenie obce, przywiezione do nas gościnnie spektakle pokazujące elementy narodowej kultury wpisanej w dziedzictwo kulturalne danego kraju, dziwi mnie, że mając takie arcydzieło jak powstała we wczesnym średniowieczu (niektórzy wskazują nawet na XI wiek) "Bogurodzica", nie sięgamy po nie w celach artystycznych (o wykorzystaniu tej pieśni niedawno w spektaklu warszawskiego Teatru Studio "Bitwa pod Grunwaldem" wolę nie wspominać, bo była to obrzydliwa profanacja "Bogurodzicy"). Dobrze więc się stało, że warszawskie Centrum Myśli Jana Pawła II wespół z Centralnym Basenem Artystycznym (tak się teraz nazywa Teatr Montownia) zorganizowało "Gorzkie Żale. Projekt 2008". Jak napisali w programie organizatorzy, idea tego projektu zrodziła się z niepokoju, z potrzeby postawienia pytań o współczesny model duchowości, o sens cierpienia, o istotę śmierci, o zło. Prezentowany w całym okresie Wielkiego Postu projekt obejmuje nie tylko spektakle teatralne zawierające tematy pasyjne, ale i spotkania z twórcami, koncerty, wystawy. Wszystkim tym prezentacjom towarzyszy nadrzędne pytanie: czy dzisiaj sztuka uczestniczy lub może uczestniczyć w przygotowaniu nas do śmierci? "Gorzkim Żalom 2008" patronuje myśl Jana Pawła II wynikająca z jego nauczania, dotycząca głębokiego wymiaru cierpienia oraz wskazania źródła nadziei w obliczu śmierci. Znakomicie mieści się w tak rozumianym nurcie prezentacji (do których jeszcze będziemy wracać) doskonały, bardzo piękny, uduchowiony spektakl "Bruzda" wybitnego artysty Leszka Mądzika, założyciela i szefa Sceny Plastycznej KUL. "Bruzda" to credo Leszka Mądzika. Tak zresztą jak jego wcześniejsze spektakle. Artysta w krótkiej, bezsłownej formie, przeprowadzając człowieka przez życie i wprowadzając go za bramę doczesności, pokazał, iż wiara i nadzieja nadają sens życiu i są silniejsze aniżeli lęk przed śmiercią, który choć jest bardzo ludzki, to w sytuacji, kiedy wierzymy, nie przytłacza nas. Temida Stankiewicz-Podhorecka "Nasz Dziennik" 2008-03-09
Autor: wa