Głośniki nie działały
Treść
Tegoroczne obchody Święta Wojska Polskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza w opinii uczestników niewiele różniły się od poprzednich. Zawiodła jednak organizacja. Część zgromadzonych narzekała na słabe nagłośnienie, wskutek czego ludzie nie zauważyli pominięcia w Apelu Poległych całego dowództwa Wojska Polskiego, które zginęło w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem. Zaskoczeni tym faktem są natomiast kombatanci.
Nazwiska naczelnych dowódców Wojska Polskiego: m.in. gen. Franciszka Gągora, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych RP, gen. Tadeusza Buka, dowódcy Wojsk Lądowych RP, i wielu innych oficerów poległych w katastrofie smoleńskiej nie zostały wymienione w Apelu Poległych. Kombatanci, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", nie kryją zaskoczenia. - Powinni być wymienieni. Przecież to jest tragedia - podkreśla pułkownik w stanie spoczynku Stanisław Monarski, żołnierz Armii Krajowej ps. "Parvus". - Zastosowano formę Apelu Poległych i nie uznano ich widocznie za poległych. Więc wyraźnie uznano, że są to ofiary wypadku, bo w ten sposób mówił później prezydent Bronisław Komorowski - zauważa Jerzy Bukowski z Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych. Według niego, takie zakwalifikowanie ofiar katastrofy samolotu rządowego z 10 kwietnia nie służy niczemu dobremu. - Pomijając kwestie przyczyn katastrofy, jednak w tym wyjątkowym wypadku powinno się ich wywołać do Apelu. Podobnie jak złożyliśmy 4 sierpnia ziemię z miejsca tragedii smoleńskiej w kopcu Piłsudskiego w Krakowie, pomimo że nie była to bitwa lub kaźń. Ale jest to na tyle wielkie wydarzenie i ogromna ofiara krwi, że należało to zrobić. Nic by się nie stało, gdyby zostali wywołani jako: "tragicznie zginęli" - ocenia Bukowski.
Ludzie obserwujący uroczystości przed Grobem Nieznanego Żołnierza nie dostrzegli jednak "przeoczenia", a to z powodu... m.in. słabego nagłośnienia. I o ten fakt mieli największą pretensję. - Bardzo źle oceniam te obchody. Chciałem usłyszeć przemówienie prezydenta, ale to się nie udało. Tak dostrojono mikrofony, że gdy staliśmy pod hotelem Victoria, nic nie rozumieliśmy. Podejrzewam, że zrobiono to złośliwie, bo wiedziano, iż dużo ludzi przyjdzie na uroczystości. Nie wiem, co prezydent powiedział - twierdzi pan Zbigniew. Nie ukrywa, że jest "totalnie zawiedziony".
Podobnie ocenia obchody Święta Wojska Polskiego pani Monika. - Nie czuje się w ogóle tego święta. Jestem kompletnie zawiedziona. I to przemówienie... - wzdycha pani Monika. Jej zdaniem, w poprzednich latach profesjonalnie organizowano obchody Bitwy Warszawskiej i święta oręża polskiego. - Oczywiście, że wtedy było lepiej - zaznacza. - Przemówienia były naprawdę czytelne, skierowane do Narodu i wojska, mówiły o naszej historii. A tutaj nic, kompletnie, ani słowa nie zrozumiałam - wskazuje pani Monika.
Problem wystąpił również z rozplanowaniem terenu imprezy. Osoby starsze, zmęczone słońcem przenosiły się do parku Saskiego, by odpocząć w cieniu drzew. Tutaj jednak oczekiwała ich niespodzianka w postaci odgrodzonego ogromnego terenu, zza którego nie można było w ogóle obserwować uroczystości. - Takiego święta to jeszcze nie widziałam. Żeby tak się odgrodzić od społeczeństwa - komentowali warszawiacy. Władze RP przywiązały jednak dużą wagę do przekazu medialnego, m.in. na Krakowskim Przedmieściu ustawiono gigantyczne telebimy rejestrujące przebieg imprezy. Problem w tym, że obojętnie przechodzili obok nich bywalcy restauracji i kawiarni, nawet się pod nimi nie zatrzymując.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2010-08-16
Autor: jc