Fundusze wysokiego ryzyka
Treść
Leszek Balcerowicz z ministrem finansów Jackiem Rostowskim podczas telewizyjnej debaty porozmawiali sobie jak byli współpracownicy i pozostali przy swoich zdaniach. A jeśli któryś z widzów nieorientujący się w szczegółach rządowych planów zmian w systemie emerytalnym liczył na to, że dowie się czegoś o meritum problemu, to się srodze pomylił, a w głowie może mieć tylko jeszcze większy mętlik.
Rząd już dawno zdecydował, w jaki sposób zmieniony ma zostać system emerytalny. Jeszcze w tym tygodniu ustawa, która usankcjonuje ograniczenie wysokości składki emerytalnej przekazywanej do otwartych funduszy emerytalnych, zostanie uchwalona, a do końca marca podpisana przez prezydenta. Szumnie zapowiadana debata Jacka Rostowskiego z Leszkiem Balcerowiczem - najostrzejszym krytykiem proponowanych przez rząd zmian w systemie emerytalnym - była już więc musztardą po obiedzie. Transmitowana przez telewizję publiczną mogła jednak, w pewnym stopniu - dzięki zaprezentowaniu poglądów różniących się zdaniem osób - spełnić rolę edukacyjną, jak i informacyjną. Ci, którzy przed debatą niewiele wiedzieli o propozycjach rządu w sprawie emerytur i liczyli, że po wysłuchaniu Balcerowicza i Rostowskiego wzbogacą swoją wiedzę, po dyskusji nadal nie wiedzieli, o co chodzi. Nie tylko dlatego, że dyskutanci używali zbyt hermetycznego języka, w wyniku czego nie zdołali przełożyć swoich myśli na "ludzki" język, ale także z powodu chaotycznego prowadzenia debaty.
Przy tej okazji pojawia się dodatkowy problem, dotyczący argumentów - za przeprowadzanymi zmianami - formułowanych przez reprezentantów strony rządzącej, który merytoryczność tych argumentów osłabia. Otóż wszelkie tabelki, słupki i inne wykresy prezentowane przez ministrów rządu PO - PSL "muszą" - ze względów propagandowych - potwierdzać słuszność rządowych propozycji zmian w systemie emerytalnym, niezależnie od tego, czy rząd rzeczywiście ma rację, forsując proponowane zmiany, czy też jej nie ma.
A warto przypomnieć, że kwestia ograniczenia wysokości składki przekazywanej do OFE nie pojawiła się na forum publicznym dlatego, że nagle, po trzech latach rządów Donald Tusk doznał olśnienia i stwierdził, że trzeba ulżyć przyszłym emerytom, bo fundusze fatalnie inwestują powierzane im składki. Reforma w systemie emerytalnym jest prowadzona dlatego, że jej przeforsowanie pozwoli Polsce poprawić na papierze statystykę wyliczanego nam przez Komisję Europejską zadłużenia kraju. A wyznaczony nam przez Komisję Europejską termin na drastyczne ograniczenie długu sektora finansów publicznych do poziomu poniżej 3 proc. PKB mija już w 2012 roku. Gdyby rząd Donalda Tuska poważnie traktował obywateli, zasadne byłoby przeprowadzenie debaty nie o tym, czy reforma emerytalna z 1997 roku była dobra, czy zła, lecz jakie należy podjąć działania w reakcji na żądania Komisji Europejskiej i czy może jednym z tych działań nie powinno być właśnie - co teraz proponuje rząd - zreformowanie systemu emerytalnego.
Odrębną kwestią jest sprawa efektywności działania OFE. Członkowie rządu, a zwłaszcza minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak, do politycznych celów wykorzystując forsowane zmiany w systemie emerytalnym, puszczają do wyborców oko i przekonują: "Dobraliśmy się do skóry tym złym funduszom emerytalnym, które tak źle inwestują wasze składki". Prawda jest jednak taka, że przy okazji prowadzenia zmian w systemie emerytalnym rząd praktycznie nie zrobił nic, aby w przyszłości OFE lepiej inwestowały nasze pieniądze. Jest wręcz przeciwnie. Rząd, ograniczając wysokość składki, która trafia do funduszy emerytalnych, zabiera praktycznie tę jej część, za którą OFE i tak kupowały rządowe obligacje, pozostawia natomiast tę, która była przeznaczana na inwestycje w akcje. Jednocześnie ze strony rządu, ze względu na redukcję składki, płyną propozycje w sprawie znaczącego podniesienia limitów inwestycji OFE w akcje. Tym samym rząd zdaje się mówić: "Bierzemy, co nasze, a z resztą róbcie sobie, co chcecie". Dodatkowo już wkrótce Europejski Trybunał Sprawiedliwości może wydać wyrok korzystny dla towarzystw emerytalnych, który pozwoli im na inwestowanie - bez limitów - środków ze składek emerytalnych także za granicą. Niewykluczone, że w konsekwencji działań rządu OFE staną się funduszami wysokiego ryzyka. Już nawet lobby powszechnych towarzystw emerytalnych - dokonując właściwej oceny sytuacji - przestało w pewnym momencie oponować przeciw rządowym propozycjom zmian w systemie emerytalnym, wiedząc, że im żadna krzywda się nie stanie.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2011-03-23
Autor: au