Formuła 1 - dramat Kubicy, radość Hamiltona
Treść
- Popełniliśmy w ten weekend za dużo błędów i wszystkie zaowocowały takim, a nie innym wynikiem - przyznał Robert Kubica po wyjątkowo dla niego i zespołu BMW Sauber nieudanym wyścigu o Grand Prix Brazylii. Polak nie zdołał obronić trzeciego miejsca w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata i choć zewsząd otrzymywał komplementy za znakomity cały rok, musiał być rozczarowany. Dramaturgia finału sezonu przerosła nawet najśmielsze scenariusze, tytuł wywalczył Brytyjczyk Lewis Hamilton - dosłownie na ostatnich metrach. Jeśli ktoś uważa, że Formuła 1 to sport niezbyt ciekawy i przewidywalny (a takich głosów nie brakuje), po niedzielnym wyścigu mógł i musiał zmienić zdanie. Przed jego rozpoczęciem niby wszystko zdawało się być jasne. Przewaga Hamiltona nad jedynym kierowcą, który mógł mu odebrać tytuł, czyli Brazylijczykiem Felipe Massą z Ferrari, wynosiła siedem punktów, co powinno gwarantować mu spokój. Także Kubica, trzeci w klasyfikacji, miał na koncie sześć punktów więcej od Fina Kimiego Raikkonena (Ferrari) i podium w garści. Tymczasem cały weekend sporo zmienił, a mógł przynieść trzęsienie ziemi. Niestety - zmiana dotknęła Polaka, który stracił swe doskonałe trzecie miejsce. Złe były już piątkowe treningi, bardzo złe kwalifikacje, a sam wyścig okazał się sumą błędów i wpadek. - Popełniliśmy ich za dużo i to rezultat. Wystartowaliśmy na oponach przeznaczonych na suchą nawierzchnię, ponieważ otrzymaliśmy złe informacje na temat warunków panujących na torze. Podczas wyścigu na zbyt długi okres utknąłem za Adrianem Sutilem, udało mi się awansować o kilka miejsc dopiero na ostatnich okrążeniach, ale było już za późno - powiedział Kubica. Polak cały czas skarżył się na zachowanie i przyczepność bolidu, podobnie jak to miało miejsce dwa tygodnie temu w Chinach. W tych dwóch wyścigach nasz reprezentant przegrał podium, które wydawało się pewne. Raikkonen, wcześniej zagubiony i popełniający sporo błędów, w Szanghaju i Sčo Paulo był trzeci i dzięki temu zdołał wyprzedzić Kubicę. Krakowianinowi pozostały żal, rozczarowanie i świadomość straconej szansy. Nie ma co się oszukiwać, choć przez cały (niemal) sezon Kubica spisywał się świetnie, większość fachowców i kolegów z toru określiła go mianem kierowcy roku, strata podium na samym finiszu musiała zaboleć. - Za nami dobry rok i nie zmienia tego nawet wynik ostatniego wyścigu. Oczywiście wszyscy chcielibyśmy o nim jak najszybciej zapomnieć, w przypadku Roberta zaryzykowaliśmy na starcie z oponami, niestety tor był zbyt mokry, musiał zjechać do pit-stopu, znalazł się na końcu stawki. Tam niewiele mógł już zdziałać - przyznał Willy Rampf, dyrektor techniczny BMW Sauber. Niepowodzenie Polaka było wydarzeniem ważnym, dla nas najważniejszym, ale cały świat Formuły 1 żył ekscytującym starciem Hamiltona z Massą. I choć pozornie się wydawało, że karty są rozdane, rozstrzygnięcie nastąpiło dopiero w samej końcówce, na ostatnich metrach. Dosłownie. Brazylijczyk był na doskonale sobie znanym obiekcie poza konkurencją. Wygrał kwalifikacje, wygrał wyścig, nie dając rywalom szans. Brytyjczyk pojechał spokojniej, kontrolując sytuację na bezpiecznej, czyli gwarantującej mu sukces, piątej pozycji. Tymczasem na dwa okrążenia przed metą spadł na szóstą, wyprzedzony genialnym manewrem przez Niemca Sebastiana Vettela z Toro-Rosso. Gdy Massa mijał metę, był mistrzem świata, bo Hamilton był w tym momencie szósty. W zespole Ferrari zapanowała euforia, po chwili zamieniona w rozpacz, niedowierzanie. Na ostatniej sekwencji zakrętów (!) kierowca McLarena wyminął Niemca Timo Glocka z Toyoty i to zadecydowało o końcowych wynikach całego sezonu. - To był najbardziej dramatyczny wyścig w całym moim życiu, nie potrafię nawet powiedzieć, co czuję. Przebyłem długą drogę, ale na każdym jej etapie miałem wsparcie rodziny, zespołu i kibiców. Długo jechałem spokojnie, skupiałem się tylko na tym, aby nie popełnić błędów. Gdy zaczęło padać, nie chciałem ryzykować, ale niespodziewanie wyprzedził mnie Sebastian. Nie mogłem w to uwierzyć. Na szczęście tuż przed metą odzyskałem swoją pozycję. Nie byłem jednak pewien, krzyczałem przez radio: "Zdobyłem to, zdobyłem?". Wtedy zespół przekazał mi informację, że jestem mistrzem. Niesamowite - przyznał Hamilton. - To był jeden z najbardziej niezwykłych finałów w historii sportu - dodał Ron Dennis, szef McLarena. Brytyjczyk został najmłodszym mistrzem w historii Formuły 1: w niedzielę miał dokładnie 23 lata, 9 miesięcy i 26 dni. Do tej pory to miano przysługiwało Hiszpanowi Fernando Alonso z Renault, który - gdy sięgał po pierwszy w karierze tytuł - miał 24 lata, miesiąc i 27 dni. Massa, wielki triumfator zmagań w Sčo Paulo, okazał się tym samym ich największym... przegranym. Choć zrobił, co w jego mocy, pojechał genialnie, ustąpił Hamiltonowi o zaledwie jeden, jedyny punkt. - Ale taki jest sport i muszę to zaakceptować. Za mną sezon wzlotów i upadków, popełniliśmy sporo błędów, z których udało nam się wyciągnąć wnioski. Nie zdobyłem tytułu, ale zespół wygrał klasyfikację konstruktorów, na czym bardzo nam zależało - powiedział. Sezon 2008 jest już historią, kolejny rozpocznie się 29 marca przyszłego roku tradycyjnym wyścigiem o Grand Prix Australii. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-11-04
Autor: wa