Epatowanie dzieci erotyką ukrócone
Treść
Skuteczną interwencję w bulwersującej sprawie wymieszania treści edukacyjnych z pornograficznymi na stronach internetowych z grami przeznaczonymi dla dzieci, o której pisaliśmy we wtorkowym "Naszym Dzienniku", podjął portal Dyżurnet.pl, monitorujący zawartość witryn internetowych. A rzecznik praw dziecka, którego o tym procederze zaalarmowaliśmy w pierwszej kolejności, mimo że takie zabiegi ocenia jako "wysoce negatywne", konkretnych działań chyba nie przewiduje. Najważniejsze, że właściciel strony usunął z serwisu demoralizujące gry. Ale zostawił link, który umożliwia dzieciom przejście na stronę z erotyką w wersji animowanej.
Internetowe przemycanie erotycznych i pornograficznych przekazów oraz kierowanie ich do dzieci nie jest niestety zjawiskiem sporadycznym. - Klasyfikacja, jaką się posługujemy, zalicza takie zgłoszenie do klasy "Pornografia dostępna dla dzieci". Przez cztery lata działalności otrzymaliśmy 125 takich zgłoszeń. Piętnaście z nich dotyczyło serwisów z grami, w tym siedem zgłoszeń w ciągu ostatniego roku - informuje Marek Dudek, kierownik Dyżurnet.pl, punktu kontaktowego działającego przy Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej, który przyjmuje zgłoszenia dotyczące nielegalnych treści w internecie.
- Tej konkretnej strony nie znam, przyznaję, że jestem na niej pierwszy raz - mówi Marek Dudek, analizując witrynę, której nazwy celowo nie podajemy. - Ale mamy dosyć dużo zgłoszeń dotyczących gier internetowych. I czasem się zdarza, że gra erotyczna jest oznakowana jako gra dla dzieci. Pojawiają się również takie przypadki jak ten, że na stronach dziecięcych są gry ewidentnie niedozwolone, jednak są to sporadyczne przypadki, o których wiemy - relacjonuje Dudek. I dodaje, że z doświadczenia Dużyrnet.pl wynika, iż serwisy z grami, z których przede wszystkim korzystają dzieci, są w ogóle dosyć słabo zabezpieczone. Nierzadko zdarza się, że np. na stronie startowej od razu jest kategoria "gry dla dorosłych". - Jeżeli w jednym serwisie są gry erotyczne dla dorosłych i gry polecane dla dzieci, to moim zdaniem jest to niewłaściwe. Chociaż wiadomo, że administratorom jest łatwiej reklamować jeden serwis niż dwa: osobny dla dzieci, osobny dla dorosłych. Tym bardziej że jest szereg gier, które są przeznaczone i dla dorosłych, i dla dzieci, niewymagających żadnego rozgraniczenia wiekowego - podkreśla kierownik Dudek.
Zapytany, jak ocenia skuteczność interwencji w takich przypadkach, zaznacza, że często kończą się sukcesem. - Od strony technicznej wygląda to w ten sposób, iż przeważnie kontaktujemy się z administratorem, jeśli jest on uwidoczniony na stronie. Natomiast w przypadku, gdy takich danych nie ma, wówczas kontaktujemy się z właścicielem serwera (informacje są zamieszczone w bazach ogólnie dostępnych np. RIPE), który powinien posiadać jakieś dane odnośnie do swojego klienta - tłumaczy szef Dyżurnet.pl. W sprawie zgłoszonej przez "Nasz Dziennik" reakcja była błyskawiczna. - Skontaktowaliśmy się z administratorami serwera, zgłoszenie jest przez nich analizowane - powiedział nam już przedwczoraj Marek Dudek. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Erotyczne gry z przeznaczonego dla dzieci portalu zostały zdjęte. Pozostał jednak link do witryny zawierającej takie gry, więc dzieci niekoniecznie są bardziej bezpieczne...
Czy odpowiedzialni za umieszczenie szkodliwych treści poniosą odpowiedzialność? Namierzenie właściciela portalu nie jest proste z uwagi na nieaktualność personaliów podanych w rejestrze domen. - Moim zdaniem, jeśli mamy do czynienia z naruszeniem sfery ochrony praw dziecka - a niewątpliwie te strony, o których rozmawiamy, ją naruszają - należałoby zawiadomić prokuraturę, domagając się wszczęcia postępowania karnego, oraz zawiadomić rzecznika praw dziecka - stwierdza Paweł Śliwa, adwokat. I dodaje, że w przypadku, kiedy nie wiadomo, kto jest właścicielem strony, oraz jeżeli okazuje się, że jest to inna osoba niż figuruje w rejestrze domen, to również ten fakt stanowi naruszenie prawa. Podkreśla ponadto, iż w sytuacji kiedy zostaje naruszone dobro ogólne, bo nie mamy do czynienia z konkretną pokrzywdzoną osobą, tylko z hipotetycznym zespołem osób, które mogłyby być narażone na oddziaływanie tego portalu, do właściwości rzecznika praw dziecka należy podjęcie wszelkich dostępnych mu kroków, żeby zbadać daną sytuację.
Skontaktowaliśmy się z Markiem Michalakiem od kilku miesięcy piastującym to stanowisko. Niestety, z jego odpowiedzi wynika, że chociaż bardzo dobrze rozumie zagrożenia, jakie czyhają na najmłodszych w internecie, nie deklaruje zajęcia się tą konkretną sprawą. "Bacznie przyglądam się wirtualnej rzeczywistości, która coraz bardziej staje się ważnym elementem życia codziennego. Prezentowanie na stronach internetowych treści mogących mieć szkodliwy wpływ na psychiczny, fizyczny jak i moralny rozwój dzieci oceniam wysoce negatywnie" - stwierdza rzecznik. "Poprzez pomoc w indywidualnych sprawach, pomoc prawną oraz poparcie dla inicjatywy Telekomunikacji Polskiej SA mającej na celu stworzenie Kodeksu Etyki Internetu, staram się z jednej strony zmieniać Internet, a z drugiej utrwalać wśród dzieci oraz rodziców i opiekunów wiedzę na temat cyberzagrożeń" - dodaje, poprzestając na wysokim stopniu ogólności.
Zbadanie i ewentualne przekazanie sprawy prokuraturze zapowiada Fundacja Kidprotect zajmująca się m.in. zapewnianiem dzieciom bezpiecznego korzystania z internetu. - Niewątpliwie zajmiemy się tą stroną i sprawdzimy, czy są wyczerpane znamiona przestępstwa. Jeśli zajdzie taka potrzeba, niezwłocznie zgłosimy to do prokuratury - deklaruje Jakub Śpiewak, szef fundacji. Równocześnie wskazuje na pewną niekonsekwencję w polskim prawie: według kodeksu karnego nie wszystkie ewidentnie niemoralne i szkodliwe treści podpadają pod konkretne paragrafy. Dlatego uważa, że najważniejsze, aby rodzice nie tylko kupowali dzieciom komputery, ale także interesowali się, z jakich stron one korzystają. - Z każdą niewłaściwą rzeczą trzeba walczyć, ale nie zlikwidujemy wszystkiego złego w internecie, to jest niewykonalne. Dlatego mówimy rodzicom: musicie się interesować tym, co robią wasze dzieci, bo tak jak dbamy o bezpieczeństwo dziecka w świecie realnym, tak trzeba o nie dbać w świecie wirtualnym - konkluduje Jakub Śpiewak.
Maria S. Jasita
Wypowiedź Marka Michalaka, rzecznika praw dziecka
W ostatnich latach obserwujemy dynamiczny rozwój internetu oraz zwiększanie się dostępności do tego medium. Nowe technologie najlepiej trafiają do ludzi młodych, tym samym nie dziwi jego popularność wśród dzieci i młodzieży. Dostrzegam jednak szereg problemów i zagrożeń, które wiążą się z korzystaniem z sieci. Bacznie przyglądam się wirtualnej rzeczywistości, która coraz bardziej staje się ważnym elementem życia codziennego.
Prezentowanie na stronach internetowych treści mogących mieć szkodliwy wpływ na psychiczny, fizyczny, jak i moralny rozwój dzieci oceniam wysoce negatywnie.
Powszechnie obowiązujące przepisy prawa w znacznej mierze zapewniają środki do walki z zakazanymi zachowaniami i treściami w internecie, do których należą m.in. publiczne prezentowanie treści pornograficznych, w sposób mogący narzucić ich odbiór osobie, która sobie tego nie życzy, czy prezentowanie małoletniemu poniżej lat 15 treści pornograficznych lub ich rozpowszechnianie w sposób uniemożliwiający małoletniemu zapoznanie się z nimi. Osoby małoletnie są objęte ochroną przewidzianą przez polskie regulacje prawne. Należy jednak podkreślić, że zakres tej ochrony nie jest w pełni wystarczający.
Poprzez pomoc w indywidualnych sprawach, pomoc prawną oraz poparcie dla inicjatywy Telekomunikacji Polskiej SA mającej na celu stworzenie Kodeksu Etyki Internetu staram się z jednej strony zmieniać internet, a z drugiej utrwalać wśród dzieci oraz rodziców i opiekunów wiedzę na temat cyberzagrożeń.
not. MSJ
"Nasz Dziennik" 2009-01-09
Autor: wa