Energetyczna kiełbasa
Treść
Komentarz
Kampania wyborcza to okres składania pięknych obietnic, które gdyby zostały zrealizowane, zapewniłyby nam pewnie dostatnie i wygodne życie. Oczywiście część tych obietnic da się zrealizować, ale wiele ma charakter wyłącznie populistyczny i ich autorzy zapewne dzień po wyborach o nich zapomną. Za czystej wody populizm należy uznać z pewnością projekt posłów PSL, aby do prawa energetycznego wprowadzić zapis, że w trakcie zimy – czyli od 1 grudnia do 1 marca – nie można wyłączyć dostaw gazu i prądu niepłacącym odbiorcom. Ludowcy zastrzegają, że takie uprawnienia będą przysługiwały tylko najuboższym gospodarstwom domowym, tzw. odbiorcom wrażliwym, czyli tym, którzy już teraz od gmin otrzymują dodatki energetyczne.
Pomysł wydaje się na pierwszy rzut oka racjonalny, tyle że jak mu się bliżej przyjrzeć, to od razu pojawiają się podejrzenia, że chyba nawet sami autorzy nie wierzą w jego skuteczność. Załóżmy na chwilę, że wprowadzimy prawo w wersji proponowanej przez PSL. Tylko jaką korzyść z tego będzie miała biedna rodzina, której co prawda gazu nie odetną zimą, ale w marcu dostanie jeszcze wyższy rachunek za poprzednie miesiące, gdy nie płaciła? Czy wiosną będzie ją stać na uregulowanie rachunków? W żadnym wypadku – ci ludzie nadal nie będą mieli na to pieniędzy i państwo im nie pomoże, a popadną w jeszcze większe długi i będzie im w dodatku groziła nie tylko blokada dostaw energii od wiosny, ale jeszcze i egzekucja komornicza.
Nie ma żadnych wątpliwości, że trzeba wspierać ubogie rodziny, które nie ze swojej winy nie są w stanie płacić rachunków za gaz lub za prąd. I powinno to robić państwo, czyli rząd i samorządy. Tylko że nasze państwo kiepsko się z tych powinności wywiązuje. Mamy już od dłuższego czasu system dodatków energetycznych, które trafiać mają właśnie do ubogich rodzin. Co z tego, skoro stawki tych dodatków są żałośnie niskie, bo wynoszą od około 11 do 19 zł miesięcznie. To kpina – państwo udaje tylko, że pomaga ludziom będącym w potrzebie. Projekt nowej ustawy to taka kolejna przedwyborcza kiełbasa. Gdyby bowiem posłowie zgłosili wniosek o zwiększenie dodatków energetycznych, to miałoby większy sens i byłoby realną pomocą dla biednych Polaków. Tyle że pewnie zaraz zaprotestowałby minister finansów i rząd, bo trzeba by wyłożyć na dodatki więcej pieniędzy, a przecież „nas na to nie stać”.
Krzysztof LoszNasz Dziennik, 28 października 2014
Autor: mj