Emerytalne alibi prezydenta
Treść
Kandydat na prezydenta Bronisław Komorowski podczas zwycięskiej dla siebie kampanii prezydenckiej w debacie z Jarosławem Kaczyńskim deklarował, że nie widzi potrzeby podnoszenia wieku emerytalnego. Co się zmieniło?
Teraz, już jako prezydent, Komorowski niemal w przededniu złożenia swojego podpisu pod ustawą o wydłużeniu wieku emerytalnego na siłę szuka usprawiedliwienia faktycznej zmiany stanowiska, dołączając tym samym do manipulującego społeczeństwem rządu.
Za chwilę będziemy świadkami ostatniego aktu podnoszenia wieku emerytalnego w Polsce. Po podstępnym (gdyż rządzący nie zapowiadali przed wyborami wydłużenia czasu pracy przed emeryturą) wprowadzeniu do realizacji projektu podniesienia wieku emerytalnego, przeprowadzeniu w tej sprawie karykaturalnych konsultacji społecznych (te najistotniejsze koalicja rządząca zorganizowała sama ze sobą) i błyskawicznym trybie prac nad ustawą emerytalną w parlamencie - efekt prac rządu trafił do podpisu na biurko Bronisława Komorowskiego.
Pan prezydent dbający o obywateli swojego kraju, bo, jak mówił w poniedziałek w wywiadzie z Tomaszem Lisem w TVP2, "chodzi o ludzi, a nie o same reformy" - się zastanawia. Nie wiadomo jednak nad czym. Podczas swojej zwycięskiej kampanii prezydenckiej jasno zadeklarował w czasie telewizyjnej debaty ze kontrkandydatem: "W Polsce nie ma potrzeby podnoszenia wieku emerytalnego. Można stworzyć możliwość wyboru, np. łączenie z wyższą emeryturą. Nic na siłę". Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że w czerwcu 2010 roku - gdy padły te słowa - kandydat na prezydenta Bronisław Komorowski nie kłamał, lecz wyrażał swój faktyczny pogląd co do wieku przechodzenia na emeryturę. Dziś sytuacja się zmieniła. Kandydat został już prezydentem, a szef jego partii pozostaje premierem, i to on rozdaje karty, i jego trzeba słuchać.
Bronisław Komorowski dawał w poniedziałek do zrozumienia, "że się zastanawia", a jako prezydenta nikt nie ma prawa w procesie podejmowania suwerennej decyzji pospieszać go ani opóźniać. Komorowski już jednak przystąpił do uprzedzania tego, co zrobi, jednocześnie przekonując, iż podjęta decyzja nie stanie w sprzeczności z deklaracją z kampanii wyborczej. Zaznaczył, że ustawę emerytalną jest mu łatwiej zaakceptować. - Bo znalazły się w niej zapisy, które dają Polakom prawo wyboru, a o tym mówiłem w czasie kampanii prezydenckiej i potem - że optymalną wersją zmiany w systemie emerytalnym byłaby taka zmiana, która by dawała Polakom prawo do wyboru. Mają Polacy prawo do wyboru. Można iść wcześniej na emeryturę słabszą albo później, ale na lepszą. To jest to, o co zabiegałem - mówił w TVP prezydent Komorowski.
Nie chciał jednak zauważyć, że Polacy faktycznie tego wyboru nie mają. Nikt bowiem o zdrowych zmysłach, będąc w pełni sił i nie mając zapewnionych innych źródeł dochodu, nie zdecyduje się na przejście na tę tzw. częściową, wcześniejszą emeryturę. Jej konstrukcja sprawia bowiem, że przeciętny emeryt praktycznie nie będzie się w stanie samodzielnie z emerytury częściowej utrzymać - wynosić ma ona połowę kwoty wyliczonej na dany moment emerytury. Z przejścia na wcześniejsze świadczenie "skorzystają" co najwyżej jedynie przymusowi ochotnicy, którzy ze względu na stan zdrowia nie będą w stanie dłużej pracować, bądź ci, którzy nie będą chcieli pracować, ale mający źródło utrzymania. Niestety, trudno oczekiwać, by niedomagającym kwota świadczenia wystarczyła na miesięczne wydatki na leki. O wyborze byłoby można mówić w sytuacji, gdyby można było przejść na pełną emeryturę według dotychczasowego wieku emerytalnego. Ci natomiast, którzy są w stanie i chcą dalej pracować, mogliby to robić, gromadząc tym samym swój kapitał na wyższe świadczenie w przyszłości.
Warto przy tym zaznaczyć, że choć dla mężczyzn wiek możliwego przejścia na ten zasiłek przedemerytalny utrzymano na poziomie "starego" wieku emerytalnego, to dla kobiet ustalono go wcale nie na 60 lat, lecz na 62 lata. Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Dlaczego rząd zdecydował się na wprowadzenie tzw. instytucji emerytury częściowej? Wcale nie dlatego, by społeczeństwu zrobić lepiej, wprowadzając jakieś zabezpieczenia społeczne dla tych, którzy nie będą w stanie pracować do 67. roku życia. Te są faktycznie iluzoryczne. Zrobił to dla samego siebie i własnej propagandy - by Donald Tusk z Waldemarem Pawlakiem mogli mydlić społeczeństwu oczy, opowiadając o rzekomej trosce i zabezpieczeniu społecznym, aby teraz prezydent Komorowski miał alibi do złożenia podpisu pod podniesieniem wieku emerytalnego i mógł opowiadać, że się zgadza, "bo w ustawie jest prawo wyboru". I dla wszystkich parlamentarzystów, którzy podnieśli rękę za wyższym wiekiem emerytalnym, aby mieli jakikolwiek argument dla wyborców w swoich okręgach - a nuż się nabiorą - za wyższym wiekiem emerytalnym, który uchroniłby tych posłów i senatorów przed natychmiastowym wywiezieniem na taczkach.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Środa, 30 maja 2012, Nr 125 (4360)
Autor: au