Dziś oficjalnie pożegnamy się z Leo Beenhakkerem
Treść
Zarząd PZPN ustali dziś szczegóły rozwiązania umowy z Leo Beenhakkerem, a niewykluczone, że ogłosi też nazwisko jego następcy. Czasu nie ma dużo, za niespełna miesiąc Biało-Czerwoni rozegrają ostatnie mecze w eliminacjach do mistrzostw świata i nowy szkoleniowiec musi mieć kilka tygodni, by zorganizować swoją pracę. Nawet, jeśli będzie miała charakter tymczasowy.
Na razie trwają spekulacje, pojawiają się nazwiska ewentualnych kandydatów do schedy po Beenhakkerze i niespodzianek nie ma. W nieoficjalnym rankingu najwyżej stoją notowania Franciszka Smudy i Stefana Majewskiego, choć ostatnio pojawiło się i nazwisko Pawła Janasa, mającego dość liczne grono zwolenników. Nowy trener zostanie pewnie wyłoniony z tej trójki, bo trudno spodziewać się, by centrala postawiła na Henryka Kasperczaka czy Macieja Skorżę. Pierwszy skomplikował sobie sprawę m.in. "niewypałem" w Zabrzu (nie zdołał uratować tamtejszego Górnika przed degradacją, mimo wielkich nakładów finansowych i transferów), drugi ma ważną umowę z Wisłą Kraków i choć o kadrze marzy - to jeszcze nie teraz. Największe poparcie opinii publicznej ma Smuda, który o narodowej drużynie myśli od dobrych kilku lat. I niby przemawia za nim wiele czynników. Ma doświadczenie, potrafi znaleźć wspólny język z piłkarzami i wpoić im mentalność zwycięzców, nie boi się wyzwań, lubi grę na "tak", ofensywną, widowiskową. Gdyby prześledzić jego trenerski życiorys, łatwo dostrzec, iż nie notował na swym koncie kompromitujących wpadek, nastawiał swoje drużyny bojowo, nawet w starciach z teoretycznie dużo mocniejszymi rywalami. To wzbudziło doń szacunek, także u samych zawodników. Smuda ma jednak jedną przywarę, która niekoniecznie przysparza mu zwolenników wśród działaczy. Charakter. Lubi o wszystkim decydować sam, jest niepokorny, nie ulega podszeptom. W zasadzie to żadna wada, wręcz przeciwnie, ale włodarze PZPN zdają się niezbyt mile widzieć na stołku selekcjonera osobę, która może wyznawać inną filozofią sportu i życia niż oni. Stąd Smuda może mieć problemy. Przez trzy lata centrala znosiła "kaprysy" Beenhakkera, gdyby teraz miała przez kolejne trzy znosić niepokornego Smudę - oj, tego mogłoby być za wiele.
Majewski? Budzi kontrowersje. Słuchając, co sądzą o nim piłkarze Cracovii, których jeszcze niedawno prowadził, można się załamać, włos staje na głowie. Sam trener ripostował, że prosto w oczy nikt nic złego mu nie powiedział, a jeśli ktoś nie lubi ciężko pracować, to już nie wina trenera. Tak czy inaczej nie po to Grzegorz Lato namaścił Majewskiego na szkoleniowca reprezentacji do lat 23, by potem nie powierzyć mu pierwszej drużyny. To kandydat numer jeden, do tego pozostający w znakomitych stosunkach z działaczami. Nikt nie będzie zdziwiony, jeśli dziś, lub w niedalekiej przyszłości, Lato ogłosi, że zostanie następcą Leo.
Na początek pewnie na dwa mecze. A co potem? Zobaczymy, jeśli je wygra, to z dużą pewnością można założyć, że zadowolony prezes pozostawi go na stanowisku.
Zaraz, zaraz, ktoś powie, przecież Lato we wtorek ogłosił, że kadrę może jednak objąć szkoleniowiec z zagranicy, przyznał nawet, że otrzymał już ciekawe oferty. Patrząc realnie to... nierealne. Po pierwsze, prezes nie zaryzykuje starcia z kolegami - działaczami, którzy od lat czekali na każde potknięcie Beenhakkera, ogłaszając niedawno triumfalnie, że wreszcie trenerem zostanie Polak, prezentujący naszą "wybitną myśl szkoleniową". Lato nie wyjdzie im naprzeciw, nie ma na tyle siły i charyzmy. A po drugie, przynajmniej na razie, swej propozycji nie zgłosił trener gwarantujący poziom wyższy od Leo.
Takiego trzeba by samemu poszukać, ponegocjować, coś obiecać (także spokój), zaoferować. Nie wierzę, by w PZPN była taka wola.
Wiem tylko, że włodarze naszego futbolu podejmą decyzję, za którą w 2012 roku oceni ich Naród. Nikt im nie daruje, gdy Polska skompromituje się na mistrzostwach Europy, nie przebrnie fazy grupowej, nie wygra meczu. W ich rękach spoczywa odpowiedzialność za kadrę i oby mieli tego świadomość. Bo przecież Euro 2012 ma przynieść nie tylko wielką kasę, ale i sportowy sukces. Dla kibiów po stokroć ważniejszy.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-09-17
Autor: wa