Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dziś mecz Armenia - Polska o punkty eliminacji Euro 2008

Treść

Cztery dni po trudnym meczu z Azerbejdżanem polskich piłkarzy czeka jeszcze cięższe zadanie. Dziś w Erewanie podopieczni Leo Beenhakkera zmierzą się z Armenią. Stawka identyczna - punkty eliminacji mistrzostw Europy, podobnie cel - tylko i wyłącznie komplet punktów. Nasi wiedzą doskonale, że marząc o awansie do finałowego turnieju, nie mogą sobie pozwolić na żadne straty. Zmęczeni, obiecują skuteczną walkę do upadłego. Teoretycznie i Azerbejdżan, i Armenia są drużynami o wiele słabszymi niż nasza. Pokazuje to światowy ranking, pokazuje tabela eliminacyjnej grupy A. To jednak dość złudne wrażenie. Za Kaukazem gra się bowiem w tak specyficznych warunkach, że o punkty jest bardzo trudno. Do tego rywale nie są już "Kopciuszkami", z którymi można wygrać łatwo, przyjemnie i o każdej porze dnia i nocy. W sobotę Polacy musieli włożyć mnóstwo sił, by zgarnąć pełną pulę. Dziś będzie jeszcze ciężej, bo Armenia ma większy potencjał niż Azerbejdżan. Udowodnił to choćby marcowy mecz w Kielcach. Biało-Czerwoni wygrali, ale skromnie 1:0, i po zażartym boju. Dobrze wyszkoleni technicznie, agresywni, zdecydowani i wybiegani Ormianie sprawili im sporo kłopotów, i teraz będzie podobnie. Po sobotnim meczu nasi piłkarze byli potwornie zmęczeni. Widząc to Leo Beenhakker, pozwolił im nieco odpocząć i w poniedziałek rano odwołał wcześniej zaplanowany trening. Później nie było już "zmiłuj się", ale zawodnicy złapali dzięki temu nieco oddechu. Dziś wyjdą na boisko tylko w jednym celu - by wygrać. Owszem, nie brakuje głosów, że nawet remis w Erewanie nie byłby wynikiem złym, ale nasi nie kalkulują. Chcą zgarnąć pełną pulę, bo grupa pościgowa jest niezwykle mocna i na pewno nie odpuści. Kluczem do sukcesu będzie konsekwencja w realizacji przedmeczowych założeń, lepsza niż cztery dni temu organizacja gry oraz pełna koncentracja od pierwszej do ostatniej minuty. Polakom nie mogą przytrafiać się takie kiksy, jakie w sobotę popełniał chaotyczny Artur Boruc. Dość niespodziewanie (i dobrze) wydaje się, że na przeszkodzie naszym nie stanie pogoda. Wbrew obawom w stolicy Armenii nie panują powalające upały, wieczorem jest nawet orzeźwiający chłód. W takich warunkach gra się swobodniej. Zmiany w składzie? Beenhakker zawsze długo się zastanawia, lubi zaskakiwać, ale tym razem większych niespodzianek nie możemy się chyba spodziewać. Znak zapytania trzeba postawić przy Jacku Bąku. Rosły obrońca i jeden z filarów reprezentacji wciąż odczuwa skutki urazu z soboty, ale sztab medyczny robi wszystko, by mógł wyjść na boisko. Wierzy w to mocno holenderski szkoleniowiec, który nie ukrywa, jak istotnym ogniwem drużyny jest (być może) przyszły zawodnik stołecznej Legii. Trener raczej nie zmieni bramkarza. Boruc w sobotę rozegrał najgorszy mecz w kadrze, popełniał fatalne błędy, ale ma kredyt zaufania u selekcjonera. Poza tym Beenhakker dobrze wie, że to klasowy fachowiec. Do gry aż pali się Euzebiusz Smolarek, który również odczuł na sobie ostre wejścia azerskich obrońców i przez moment mocno utykał. Jeśli już dojdzie do korekt, to najpewniej w linii ataku. W sobotę dobrze nie zagrał ani jeden z dwójki napastników: Maciej Żurawski i Grzegorz Rasiak byli bezbarwni, nie stanowili zagrożenia dla rywala. Z całkowicie innej strony pokazał się za to Marek Saganowski, który wszedł na boisko za "Żurawia" - błyskotliwy, szukający gry, nękający przeciwnika - na wszystkich wywarł znakomite wrażenie i niewykluczone, że dziś pojawi się w podstawowym składzie. Polska jest liderem grupy A eliminacji Euro 2008. Ma co prawda o jeden mecz więcej rozegrany od Portugalii i Serbii, ale i o pięć punktów więcej na koncie. Dziś ta przewaga może wzrosnąć aż do ośmiu "oczek". Dwaj najgroźniejsi rywale w walce o awans bowiem pauzują (w naszej grupie zagrają jeszcze Finlandia z Belgią oraz Kazachstan z Azerbejdżanem). Polska i Armenia grały dotąd cztery razy. W 1999 r. w Warszawie nasi wygrali 1:0. Dwa lata później - także w stolicy - było już 4:0, ale w rewanżu w Erewanie padł remis 1:1. Był to zresztą niezwykle ostry pojedynek, niemiło wspomina go szczególnie Jacek Bąk, który ujrzał wówczas pierwszą i jedyną czerwoną kartkę w reprezentacyjnej karierze. W marcu 2007 r. po golu Macieja Żurawskiego Polacy zwyciężyli 1:0. Dziś taki wynik wzięliby chyba w ciemno. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2007-06-06

Autor: wa