Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Duet w mistrzowskiej formie

Treść

Jakub Błaszczykowski i Robert Lewandowski w kolejnym meczu udowodnili, że są najmocniejszymi punktami piłkarskiej reprezentacji Polski i największymi nadziejami na Euro 2012. Duet z Borussii Dortmund tym razem przesądził o losach potyczki z Białorusią (2:0), a przypomnijmy, że w piątek dał remis w starciu z Koreą Południową (2:2). Obaj gracze są gotowi, by przystąpić do mistrzostw, a ich koledzy?

Spotkanie z Białorusią miało być ostatnim, w którym Franciszek Smuda pozwolił sobie na eksperymenty w składzie. W każdym kolejnym wystąpi już "żelazna" jedenastka, szykowana na turniej, który w czerwcu przyszłego roku obędzie się na polskich i ukraińskich boiskach. Selekcjoner postanowił zatem spróbować Marcina Wasilewskiego na środku obrony i Pawła Brożka w ataku. Po raz kolejny dał szansę na lewej stronie defensywy Jakubowi Wawrzyniakowi. Występu "Wasyla" nie można ocenić, przynajmniej gruntownie, ponieważ Białorusini nie zmusili Polaków do większego wysiłku. Przez 90 minut ani razu nie zagrozili Łukaszowi Fabiańskiemu, ba, nie oddali nawet jednego celnego strzału, po którym bramkarz Arsenalu Londyn mógłby poczuć niepokój. Nie wiadomo, jak Wasilewski spisałby się na tle mocniejszego przeciwnika, być może nigdy nie poznamy odpowiedzi, bo jak już wspomnieliśmy, czas eksperymentów dobiegł końca. Eksperymentów, dodajmy, i tak trwających wyjątkowo długo. Brożek? Wielki zawód. Był najsłabszy na boisku, chaotyczny i niedokładny. Widać, że w Trabzonsporze jest tylko rezerwowym, że brakuje mu ogrania i meczowego rytmu. W takiej formie na Euro może w ogóle nie pojechać. Gorzej, że nie widać ewentualnych zastępców. O ile pozycja Lewandowskiego w podstawowym składzie jest niepodważalna, o tyle cały czas liczyliśmy, że Brożek będzie jego naturalnym zmiennikiem. Takim, który zagwarantuje odpowiednią jakość. Dziś tak nie jest, a jeśli jego sytuacja w klubie się nie zmieni, trudno liczyć, by nagle złapał wiatr w żagle. - Napastnik musi grać, dlatego musi wywalczyć sobie szybko miejsce w składzie. Jeśli nie, powinien poszukać nowego pracodawcy - zauważył Smuda. Spory problem reprezentacja ma również z obsadą lewej obrony. Smuda uparcie próbuje tam Wawrzyniaka, bo jego faworyt, Sebastian Boenisch, od wielu miesięcy leczy kontuzję i na boisku pojawi się dopiero w przyszłym roku. Zawodnik Legii stara się, ale pewnych granic nie przeskoczy, ponieważ jest piłkarzem po prostu zbyt słabym jak na międzynarodowe wymagania. Tak naprawdę przeciw Białorusi selekcjoner chciał na tej pozycji sprawdzić Marcina Komorowskiego, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu. Nie ta jakość, nie te umiejętności. Defensywa w ogóle wciąż jest formacją, nad którą Smuda będzie musiał spędzić najwięcej czasu. O ile prawa jej strona, czyli Łukasz Piszczek i jego ewentualny zmiennik - Wasilewski, daje gwarancje jakości, o tyle środek i lewa strona są problemem. Trudno na razie powiedzieć, by lekiem na słabości był Damien Perquis. Być może potrzeba starcia z mocniejszym rywalem, aby się wykazał i pokazał, że spełnia pokładane w nim oczekiwania. Na razie gra na trójkę z plusem, a to wciąż zbyt mało. We wtorek Polacy co prawda nie stracili bramki, jako zespół w defensywie wypadli nieźle, ale starcia z Białorusią nie sposób traktować miarodajnie. Co prawda Smudzie Wasilewski się podobał, a Perquis nawet bardzo, ale z optymizmem poczekajmy do listopadowego meczu z Włochami, który będzie dobrą weryfikacją. W ogóle selekcjoner był zadowolony z ostatnich występów swoich podopiecznych. - Musimy jeszcze poprawić pewne elementy, np. dłużej utrzymywać się przy piłce, bo notujemy niepotrzebne straty, ale nie schodzimy już poniżej pewnego poziomu - powiedział.
A jeśli chodzi o najmocniejsze punkty, to nikt nie ma wątpliwości, że są dziś nimi Błaszczykowski i Lewandowski. Ten drugi we wtorek wszedł na ostatnie pół godziny i od razu pociągnął zespół do przodu. Szybko strzelił gola, ale imponował również łatwością, z jaką dochodził do sytuacji, pewnością siebie, dojrzałością. To klasowy napastnik, który z każdym miesiącem staje się jeszcze lepszy. Podobnie rzecz ma się z Błaszczykowskim. Paradoksalnie - mającym problemy w klubie, narzekającym na swoją sytuację i jasno dającym do zrozumienia, że jeśli ta się nie zmieni, zacznie się rozglądać za nowym pracodawcą. W Borussii Kuba trafił bowiem na ławkę, co na szczęście go nie podłamało, tylko wyzwoliło sportową złość. I w ostatnich meczach kadry grał jak z nut. Harował i w obronie, i w ataku, przeprowadzał efektowne rajdy, wygrywał pojedynki, asystował przy golach, wreszcie sam trafiał. W pięciu kolejnych meczach kadry zdobył aż cztery gole. - To oczywiście mnie cieszyło, ale najważniejsze, że coraz lepiej wypadaliśmy jako cały zespół. Mamy jasno obrany cel, pewne rzeczy musimy poprawić, jednak myślę, że możemy w przyszłość patrzeć z optymizmem - stwierdził. Mecz z Białorusią był pierwszym od dłuższego czasu, w którym nasza reprezentacja postarała się narzucić swój styl gry. Udało się to całkiem nieźle, ciekawe, jak wyglądałaby odważniejsza postawa na tle, przykładowo, Włochów.
Mistrzostwa Europy zbliżają się wielkimi krokami. Aż do finałów kadra prowadzona przez Smudę grać będzie z wymagającymi rywalami, którzy podniosą poprzeczkę zdecydowanie wyżej od Białorusinów. I dobrze, bo po wtorkowym meczu nie posiadamy większej wiedzy niż przed jego rozpoczęciem. Testem, takim miarodajnym, powinien być wspomniany pojedynek z Włochami, o ile oczywiście zagrają na poważnie i z zaangażowaniem. A z tym, w przypadku starć towarzyskich, bywa różnie...

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Czwartek, 13 października 2011, Nr 239 (4170)

Autor: au