Droga w nieznane
Treść
Z Elżbietą Sawicką (z d. Bednarską), sybiraczką, która uciekając przed reżimem stalinowskim, trafiła z rodziną do Nowej Zelandii, rozmawia Kamila Pietrzak W jaki sposób trafiła Pani do Nowej Zelandii w 1944 roku? - W czerwcu 1940 roku o godz. 2.00 w nocy NKWD zabrało nas do wagonów towarowych z małej wioski Choromany. Nasza rodzina liczyła wtedy 8 osób. Ja miałam 5 lat. Zawieźli nas do Białegostoku, a potem przenieśli do wagonów bydlęcych. Jeden z nich mieścił 56 osób. Dojechaliśmy do Archangielska, gdzie była bardzo ostra zima. Gdy w 1941 roku nastąpiła amnestia Sikorski - Stalin, wtedy na własną rękę mogliśmy jechać na południe Rosji. I tak z Uzbekistanu przez Morze Kaspijskie pojechaliśmy do Pahlevi w Iranie, następnie do Teheranu, gdzie umarł nasz tatuś, i do Isfahanu. W 1944 roku z grupą około tysiąca dzieci przybyliśmy do Nowej Zelandii. Wróciliśmy do Polski dopiero w 1947 roku. Jak przebiegało życie dzieci na tej wyspie? - W Nowej Zelandii mieszkaliśmy w Obozie Dzieci Polskich Pahiatua, w którym mieliśmy bardzo dobrą opiekę i nauczycieli. Powstała tam również polska szkoła. W ogóle Nowozelandczycy bardzo miło nas przyjęli i zawsze pomagali nam w potrzebie. W wakacje zapraszali nas do swoich domów i zabierali na wycieczki. Trafiłam wtedy do Nowozelandczyków, ale polskiego pochodzenia. Co Pani najmilej wspomina z tego okresu? - Najmilej wspominam skakanie po drzewach, strzelanie z łuku i jazdę na rowerze po obozie wraz z moimi rówieśnikami. Bardzo też miło wspominam pobyt u tej polskiej rodziny, a w drugie wakacje pobyt u rodziny nowozelandzkiej. A jak było w tym czasie z wiarą i modlitwą? Czy mogli Państwo uczestniczyć w polskiej Mszy Świętej? - Oczywiście. Prowadził nas ksiądz Michał Wilniewczyc. W Pahiatua mieliśmy ogromną świetlicę, w której zbudowaliśmy kapliczkę, i tak uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Przyjęłam wtedy bierzmowanie. Czy Pani utrzymuje kontakt z Polakami zamieszkałymi w Nowej Zelandii, którzy również przeżyli pobyt w obozie Pahiatua? - Tak, utrzymuję intensywny kontakt z wieloma osobami. To są prawdziwi patrioci. Często organizują wszelakie zjazdy i angażują w to również młodych, aby przekazać im swoje dziedzictwo. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2007-04-04
Autor: wa