Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dramat Bogatyni

Treść

Cztery ofiary śmiertelne, setki ewakuowanych ludzi, miejscowości odcięte od świata, zniszczone domy, pozrywane linie energetyczne i brak łączności - to żniwo ulewnych deszczów, jakie w ciągu ostatnich trzech dni przeszły nad Polską. Po coraz częściej dotykających nas anomaliach pogodowych najtragiczniejsza sytuacja jest w Bogatyni i Radomierzycach na Dolnym Śląsku, gdzie woda zmyła część tych miejscowości z powierzchni ziemi. Ludziom brakowało wody pitnej i chleba. Straty, które przyjdzie dopiero liczyć, są ogromne.
Podczas potężnej nawałnicy nad Dolnym Śląskiem na metr kwadratowy spadło nawet sto litrów wody, która pozostawiła po sobie ogrom zniszczeń. Zalanych zostało kilka miejscowości. W Niedowie w wyniku wysokiej fali na rzece Witce został przerwany zbiornik, który zapewnia wodę dla kopalni i elektrowni. Zalane i odcięte od świata zostały sąsiednie miejscowości. Ale to nie koniec. W przypadku kolejnych opadów, kiedy woda z Czech będzie nadal spływać do zbiornika, sytuacja może się powtórzyć. Wczoraj poziom wód w rzekach stopniowo się obniżał, co oznacza, że ryzyko zalania również spada. Ponad 600 osób trzeba było ewakuować w wyniku powodzi, która w sobotę nawiedziła 18-tysięczną Bogatynię. Wody na co dzień niewielkiej rzeczki Miedzianki zalały większą część miasta, zamieniając ulice w rwący potok. Woda sięgała nawet pierwszego piętra. Zburzone są domy, zerwany most. Uszkodzone są także linie energetyczne, a w mieście nie ma prądu. Sytuacja jest dramatyczna: zerwany most, nieprzejezdne drogi, a miasteczko odcięte od reszty kraju. Uszkodzeniu uległa magistrala wodna, a ludzie zostali pozbawieni wody pitnej, którą wczoraj dostarczano do miasta cysternami. W rejon Bogatyni skierowano śmigłowce i amfibie. Burmistrz Bogatyni Andrzej Grzmielewicz zaapelował o pomoc żywnościową oraz wsparcie przy odbudowie miasta i gminy po powodzi. W akcji ratowniczej brały udział wojsko, transportery samobieżne i łodzie desantowe. Ponadto zalane zostały okoliczne miejscowości: Markocice, Porajów, Opolno i Kopaczów. Woda uszkodziła część instalacji elektrowni, gdzie pracowało zaledwie 2 z 9 bloków energetycznych. W kopalni "Turów" wstrzymano wydobycie węgla, który jest niezbędny dla pracy elektrowni. Jednak podczas konferencji prasowej szef MSWiA Jerzy Miller powiedział, że w ciągu kilku najbliższych dni przywrócone zostanie wydobycie węgla, co z kolei pozwoli na zwiększenie produkcji prądu, w który zaopatrywana jest część regionu. Naprawy wymaga też należący do elektrowni zbiornik na rzece Witce, który nigdy nie był obliczony na tak dużą falę.
W wyniku naporu wody powstała wyrwa w skarpie o długości 120 metrów i wysokości 6 metrów, co doprowadziło do niekontrolowanego zrzutu ok. 5 milionów metrów sześc. wody. Elektrownia ma odbudować dolną część wyrwy tak, aby poziom piętrzenia wody mógł się podnieść o dwa metry, co zapobiegnie dalszemu jej rozlewaniu się. W najbliższych dniach, jeżeli woda opadnie, rozpocznie się szacowanie strat. Powódź na Dolnym Śląsku spowodowała śmierć trzech osób. Oprócz dwóch kobiet zginął 50-letni strażak z Ochotniczej Straży Pożarnej z Gronowa, którego fala porwała podczas zabezpieczania mostu w okolicach miejscowości Radomierzyce. Wczoraj sytuacja zaczęła się stopniowo poprawiać, ale jak poinformował Robert Korzeniowski z Centrum Zarządzania Kryzysowego we Wrocławiu, w południowej części Dolnego Śląska wciąż utrzymują się alarmy przeciwpowodziowe w wielu miejscach regionu. - Najtrudniejsza sytuacja jest w powiecie zgorzeleckim, zwłaszcza w okolicach miasta Bogatynia, które jest odcięte od świata. Trwają prace nad jak najszybszym dostarczeniem pomocy do miasta. Chodzi przede wszystkim o wodę pitną. Trudna sytuacja jest też w okolicach Zgorzelca, gdzie podtopionych zostało wiele budynków - podkreśla Korzeniowski. W Zgorzelcu na polsko-niemieckiej granicy, gdzie po przerwaniu zbiornika w Niedowie wylała Nysa Łużycka, jej poziom osiągnął 720 cm i przekraczał o 320 cm stan alarmowy. Rzeka zalała przedmieście Nysy i Bulwar Grecki. Ewakuowano ponad 120 osób, większość znalazła schronienie u rodzin. Część miasta była wczoraj pod wodą, która jednak stopniowo opadała.
Według Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, mimo zapowiadanych opadów sytuacja pogodowa będzie się poprawiać. - W najbliższych dniach, w związku z opadami deszczu, głównie o charakterze burzowym, prognozowane są wzrosty stanu wód na podgórskich i górskich dopływach Odry. Największe wzrosty będą się utrzymywać na rzekach: Nysa Łużycka, Kwisa, Bóbr, Kaczawa, Bystrzyca, gdzie przyrosty mogą wynosić od 50 do 100 cm w ciągu kilku godzin - poinformował Łukasz Legutko, rzecznik prasowy IMiGW. W ciągu zaledwie jednej doby opady deszczu przekroczyły 144 mm, podczas gdy średnia miesięczna norma waha się w granicach 60 milimetrów. - Już w piątek IMiGW wydał ostrzeżenie meteorologiczne trzeciego stopnia o intensywnych opadach deszczu i burzy w woj. dolnośląskim, w szczególności dla Sudetów i Przedgórza Sudeckiego - powiedział Legutko. To także odpowiedź na zarzuty wielu mieszkańców, m.in. Bogatyni, którzy wczoraj narzekali na brak informacji o nadchodzącym zagrożeniu, o którym wiadomości może pomogłyby na czas w ewakuacji.
Intensywne deszcze i towarzyszący im bardzo silny wiatr wywołały zniszczenia również w Warszawie. Burza sparaliżowała miasto na dobrych kilka godzin. Woda zalała m.in. niektóre stacje metra. Strażacy interweniowali ponad 2 tysiące razy. Na Lubelszczyźnie wichury i grad wielkości kurzego jaja zniszczył szereg domów. Podczas burzy, jaka przeszła nad Podkarpaciem, w miejscowości Mokra k. Jarosławia w trakcie prac przy budowie autostrady zginął 50-letni mężczyzna rażony piorunem. To już czwarta ofiara burz i powodzi w ostatnich dniach w Polsce. Nawałnice w woj. podkarpackim powaliły drzewa, zalanych zostało wiele domów. W gminach Adamówka i Sieniawa w powiecie przeworskim wczoraj nadal obowiązywał alarm przeciwpowodziowy. W obu gminach podtopionych zostało ok. 100 gospodarstw, a prawie 1,4 tys. ha pól i łąk znalazło się pod wodą. W akcjach usuwania powalonych drzew, wypompowywania wody z piwnic, udrażniania rowów melioracyjnych pracowały setki strażaków. Nieprzejezdnych jest wiele dróg powiatowych.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-08-09

Autor: jc