Dochnal spłaca dług
Treść
Z posłem Antonim Macierewiczem (PiS), byłym szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego, rozmawia Wojciech Wybranowski Według Andrzeja Czyżewskiego, jednego ze świadków w sprawie tzw. mafii paliwowej, specjalny wysłannik ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego miał szukać na Pana haków w Niemczech. Czy docierały do Pana sygnały, że mogą być na Pana szukane "kwity"? - Nie chciałbym mówić o wrażeniach, a nawet często bardzo daleko idących podejrzeniach, które rzeczywiście często mają potwierdzenie w obserwowanych przeze mnie, przez rodzinę czy znajomych wydarzeniach; tutaj zawsze wszystko będzie ulotne, niejasne. Z przykrością muszę powiedzieć, że moje zaufanie do praworządności działania obecnej prokuratury, obecnego ministra sprawiedliwości czy służb specjalnych pod obecnym kierownictwem jest żadne. W związku z tym próba odwoływania się do organów państwowych w tej sytuacji mija się, moim zdaniem, z celem; raczej będzie dla nich pretekstem do następnych represji - czy to wobec mnie, czy wobec osób z mojego otoczenia. Skąd taki sceptycyzm? - Chciałbym zwrócić uwagę, że od blisko dwóch miesięcy alarmuję opinię publiczną, iż w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego przesłuchuje się ludzi nocą, przesłuchuje się ich, stosując niedozwolone metody presji, szantażu. I nic się w związku z tym nie dzieje, żadna komisja sejmowa się nie zebrała, nikogo nie przesłuchano, premier nie wezwał szefa SKW do wyjaśnienia. To wszystko przechodzi bez echa, część mediów publikuje informacje na ten temat, absolutna większość mediów się z tego wyśmiewa, tak jak wyśmiewała się kiedyś "Trybuna Ludu" z represji, jakie na nas spadały w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych. I wszystko toczy się dalej. Z całym szacunkiem, panie redaktorze, ja oczywiście rozumiem, że zadaje pan takie pytanie, bo chciałby pan, żeby opinia publiczna była powiadomiona, jak za tą zasłoną miłości, uśmiechów, wyciągniętych rąk naprawdę wygląda rzeczywistość. Więc odpowiem krótko: wygląda coraz gorzej! Mamy w istocie do czynienia z posługiwaniem się służbami specjalnymi do walki politycznej. Te służby już nic nie robią merytorycznie, w ogóle nie zajmują się rzeczywiście bezpieczeństwem państwa, bezpieczeństwem polskich żołnierzy. Powiem tylko, że ludzie z kontrwywiadu wojskowego wtedy, kiedy ja nim kierowałem, naprawdę dobrze strzegli bezpieczeństwa polskich żołnierzy na misjach, tak dobrze, że ci tak wyśmiewani "harcerze", tak zwani nowi oficerowie lepiej strzegli bezpieczeństwa niż ludzie z funkcjonujących wiele lat WSI. I żeby nie być gołosłownym - o tym świadczy liczba osób, które zostały ranne lub poniosły śmierć. Ta liczba w okresie, gdy ja kierowałem kontrwywiadem, była nieporównanie niższa niż przez trzy lata poprzednich rządów i niż po tym, co się zaczęło dziać, gdy tych ludzi z misji zabrano i zastąpiono ich dawnymi ludźmi z WSI, o czym dowiadujemy się niestety niemal codziennie. Fakty są bezsporne, ale te fakty dla olbrzymiej części mediów i samego premiera Donalda Tuska nie mają żadnego znaczenia. Znaczenie ma tylko propaganda, znaczenie ma tylko kłamstwo, znaczenie ma tylko próba obrzucenia potokiem wyzwisk tych, którzy chcieli naprawdę w Polsce coś zrobić, zmniejszyć korupcję, zlikwidować patologię, ograniczyć zakres penetracji przez służby rosyjskie polskiego życia gospodarczego, politycznego i społecznego. Jeszcze dwa, trzy lata temu wszyscy politycy, może z wyjątkiem tych z SLD, mówili o konieczności likwidacji WSI i powołaniu nowych służb. O patologiach WSI rozpisywały się media. Jednak dziś gwałtownie krytykuje się stworzoną przez Pana Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, a w mediach jako autorytet w dziedzinie bezpieczeństwa, kreowany na "gwaranta praworządności służb", bryluje były szef WSI generał Dukaczewski, absolwent kursu GRU. - Mamy do czynienia z reakcją dawnego aparatu postkomunistycznego zmieszanego z układami mafijnymi, który za wszelką cenę chce na powrót opanować władzę i móc czerpać z niej niekontrolowane zyski. Bardzo charakterystyczna była wypowiedź przed kilkoma dniami dla jednej z telewizji, wypowiedź pana posła Jerzego Wenderlicha, który w debacie bodajże z panią posłanką Elżbietą Kruk powiedział: "My się już wreszcie nie musimy tłumaczyć!". No tak, obalono władzę PiS i ludzie z aparatu komunistycznego odetchnęli z ulgą. "Wreszcie" nie muszą się tłumaczyć, mogą próbować na nas się odegrać. Ale odgrywają się nie na tych kilkudziesięciu czy kilkuset posłach czy ludziach sprawujących funkcje publiczne. Odgrywają się niestety na państwie i Narodzie Polskim. I to jest najbardziej dramatyczne. W ostatnich tygodniach składał Pan kilka zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. Jedno z nich dotyczyło marszałka Bronisława Komorowskiego i - przypomnę - wiązało się z wpuszczeniem na utajnione posiedzenie Sejmu osoby nieupoważnionej. Drugie - "wycieku" tajnego raportu przygotowanego przez szefa SKW pułkownika Grzegorza Reszkę. Czy w którejkolwiek z tych spraw jako osoba składająca zawiadomienie był Pan przez prokuraturę przesłuchany, wezwany do złożenia zeznań? - Nie! Jeszcze nie. Ale doszła do mnie informacja, że jeżeli chodzi o zawiadomienie dotyczące popełnienia przestępstwa przez pana Reszkę, zostało wszczęte postępowanie. Rzeczywiście, takim namacalnym dowodem wszczęcia postępowania - i tylko wtedy będę mógł przekazać opinii publicznej, że naprawdę coś się dzieje, nie tylko propaganda - będzie wezwanie do złożenia wyjaśnień. Taki jest urzędowy tryb postępowania - zawiadamiający jest wzywany do złożenia wyjaśnień, tak by oprócz samego doniesienia było jego ustne stwierdzenie i wyjaśnienie powodów, które skłoniły do złożenia takiego wyjaśnienia. Na razie to jeszcze nie nastąpiło, więc publiczne zapewnienia, że postępowanie zostało wszczęte, muszę traktować jako uspokajającą propagandę. Pan Donald Tusk kilkakrotnie potwierdzał w swoich wypowiedziach, że jeżeli chodzi o wyciek tajnych informacji, tzw. tajnego raportu pana Reszki zawierającego tajne informacje, do "Dziennika", to on - jak mówił - na pewno dopilnuje, "nie puści tego płazem", "muszą być wyjaśnienia". Niestety, mam prawo podejrzewać, że jest to czysta propaganda, bo gdyby tak było naprawdę, to dzień po zapewnieniach pana Tuska "Dziennik" nie drukowałby następnych pseudorewelacji. A właśnie tak się stało, że jednego dnia pan Tusk zapewniał, iż "ukarze", "znajdzie", "uniemożliwi", a następnego dnia "Dziennik" spokojnie te swoje bzdury publikował. Wróćmy jeszcze do sprawy wizyty śledczych w Niemczech. Nie zastanawia Pana sytuacja, w której prokurator Jarosław Duś jedzie na koszt podatnika do Hamburga przesłuchać Czyżewskiego, choć mógł wystąpić do niemieckiej prokuratury o pomoc prawną? - Jeżeli traktować dosłownie to, co zostało napisane w "Gazecie Polskiej" [ujawniła sprawę wizyty Dusia u Czyżewskiego - przyp. red], a nikt nie zaprotestował przeciwko temu, nikt tego nie zdementował, to stało się coś dużo gorszego. On pojechał tam z zamiarem znalezienia haków na mnie. To by znaczyło, że - tak jak mówiłem - prokuratura, podobnie jak służby specjalne, stała się narzędziem do walki politycznej w rękach obecnie rządzących. To by obligowało do złożenia z urzędu tego prokuratora i wszczęcia przeciw niemu postępowania karnego. PiS zapowiadało złożenie wniosku o powołanie komisji śledczej w tej sprawie. - Z tego, co słyszałem, to ma być zwołane nadzwyczajne posiedzenie sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Dopiero po tym zostanie podjęta decyzja w sprawie dalszego postępowania w tej kwestii. Pana niedawni współpracownicy z Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI nie skarżyli się Panu na próby podobnego "zbierania kwitów", nie mieli sygnałów o tym, że mogą być podsłuchiwani? - Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że mamy do czynienia z systematyczną, trwałą akcją, prowadzoną przy wsparciu i czynnym zaangażowaniu pana premiera Tuska, blokowania działań Komisji Weryfikacyjnej. Przypomnę tylko kilka działań, jakie podjęto w tej sprawie: pan Reszka podjął decyzję o zablokowaniu systemu komputerowego, bez którego komisja nie może działać, o wycofaniu pracowników Kancelarii Tajnej, bez czego komisja nie ma w ogóle dostępu do akt i nie może analizować zeznań, a wreszcie - o odebraniu trzem członkom komisji poświadczenia bezpieczeństwa bez żadnego uzasadnienia. Chodziło wyłącznie o uniemożliwienie im pracy w komisji, zdekompletowanie tego ciała. Mamy do czynienia z faktami, które w istocie blokują działanie Komisji Weryfikacyjnej WSI, i równocześnie z rzewnymi wezwaniami premiera Tuska do premiera Olszewskiego, "dlaczego pan nie kończy weryfikacji", "dlaczego pan spowalnia weryfikację". To powtarza jeszcze pan Zemke, który bije na alarm. Krótko mówiąc, trzeba to sformułować dobitnie - złodziej krzyczy "łapać złodzieja". Przed kilkoma dniami premier Tusk powiedział, że trzeba stworzyć od podstaw nową służbę kontrwywiadu. Powiedział również, iż z "takimi ludźmi jak Olszewski nie jest w stanie współpracować"... - Powiedział to w sposób dużo bardziej skandaliczny i wulgarny. Powiedział: "Z ludźmi pokroju Olszewskiego i Macierewicza nie można zawierać kompromisu". To wypowiedź kuriozalna padająca z ust tego człowieka. Nawet nie powiem "polityka", bo takie odzywki nie mieszczą się w kanonie zachowań nie tylko politycznych, ale także ludzkich. Szczególnie jeżeli wobec kogoś takiego jak Jan Olszewski, człowiek pokroju pana Tuska tak się odzywa, to po prostu znaczy, iż za tą zasłoną uśmiechów i sympatycznych gestów od czasu do czasu puszczają mu nerwy i pokazuje prawdziwą twarz. Twarz nieprzyjemną. Oglądał Pan telewizyjny "show" Marka Dochnala? - Część. Niestety nie całość, ale część oglądałem. Widziałem człowieka, który - przynajmniej w tej części, którą widziałem - spłaca zobowiązanie, jak rozumiem, zawarte przy wyjściu z więzienia. On po prostu jest wdzięczny - co rozumiem - panu ministrowi Ćwiąkalskiemu i obecnym władzom, które go wypuściły, i w istocie zrezygnowały w ten sposób z prowadzenia dalszego postępowania w związku z przestępstwami, jakie są mu zarzucane. I teraz spłaca ten dług. Sugeruje Pan, że była to transakcja - coś za coś? - Takie to robiło wrażenie. Jeżeli pyta mnie pan o wrażenie, jakie odniosłem z tego spektaklu telewizyjnego, to powiem: tak, takie odniosłem wrażenie. Dochnal przecież kwestionował wszystko, co udało się komisji śledczej ustalić. Tylko że - proszę na to zwrócić uwagę - kwestionował to w programie telewizyjnym, a więc w sytuacji, gdy za słowo nie ponosi żadnej odpowiedzialności. A zeznania przed sejmową komisją śledczą składał pod rygorem odpowiedzialności karnej. Dlatego też tamte są w świetle prawa wiarygodne, a te telewizyjne - ot, takie sobie zabawy medialne. Zresztą widać wyraźnie, że panowie z TVN też byli uczestnikami tej gry. Zbigniewowi Wassermannowi zarzucono - jak twierdzi Dochnal - że próbował kontaktować się z lobbystą. Tymczasem - jak mówi sam były koordynator służb specjalnych - to dziennikarze TVN skontaktowali się z nim, prosząc o przygotowanie pytań, jakie chciałby zadać Dochnalowi, pytań, których później w programie nie przedstawiono... - Gdy zwrócili się do mnie panowie z TVN, to - mając już doświadczenie niewiarygodności tej stacji - podziękowałem im najmocniej i powiedziałem, że nie wezmę udziału w tym spektaklu, bo nie mam żadnych gwarancji, jak moja wypowiedź zostanie wykorzystana i do czego użyta. Doświadczenie pana ministra Zbigniewa Wassermanna potwierdza niewiarygodność i złą wolę ludzi tej stacji, w związku z tym raz jeszcze przestrzegam zarówno widzów, jak i osoby, które są zaproszane do udziału, że mogą ich spotkać takie manipulacyjne konsekwencje. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-02-29
Autor: wa