Do zadań specjalnych
Treść
Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik
Grupa „D”, stanowiąca specjalną jednostkę Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL zajmującego się walką z Kościołem, oficjalnie przestała istnieć blisko 30 lat temu. Nie znaczy to jednak, że metody, którymi się posługiwali jej funkcjonariusze, poszły w zapomnienie. Niektóre z nich wykorzystywane są dziś przez media dokładnie w tym samym celu, jaki przyświecał komunistycznej władzy.
Grupę „D” powołał w ramach Departamentu IV MSW minister Stanisław Kowalczyk 19 listopada 1973 roku. Celem działalności jednostki była tzw. dezintegracja Kościoła. Działalności grupy – oprócz zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki – przypisuje się zabójstwa innych księży: ks. Romana Kotlarza (18 VIII 1976), o. Honoriusza Stanisława Kowalczyka OP (8 V 1983), ks. Antoniego Kija (13 VIII 1984), ks. Stanisława Palimąki (27 II 1985), ks. Stefana Niedzielaka (20I 1989), ks. Stanisława Suchowolca (30 I 1989), ks. Sylwestra Zycha (11 VII 1989).
Do rozbijania Kościoła funkcjonariusze Grupy „D” wykorzystywali wszystkie możliwe środki, w tym media. Jednym z przykładów tego rodzaju działalności może być postać ks. Henryka Jankowskiego. Od chwili, gdy 17 sierpnia 1980 roku odprawił Mszę św. dla strajkujących robotników Stoczni Gdańskiej, znalazł się w orbicie intensywnego zainteresowania komunistycznych władców. W połowie września 1983 roku na polecenie Komitetu Centralnego PZPR na łamach „Głosu Wybrzeża” ukazał się artykuł „Czerwona rzodkiewka”, szkalujący proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku. Treść artykułu została powielona przez inne organy prasowe, w tym przez „Express Wieczorny”. Niedługo potem, na polecenie kierownictwa Departamentu IV MSW, funkcjonariusze Wydziału VI, znanego jako samodzielna Grupa „D”, podszywający się pod czytelników, napisali do redakcji „Głosu Wybrzeża” około 20 listów solidaryzujących się z treścią artykułu wymierzonego w ks. Henryka Jankowskiego. Tak rozpoczęła się akcja niszczenia zasłużonego kapłana.
Niespełna rok później, 20 lipca 1984 roku Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku przesłała do sądu akt oskarżenia. Proboszcz parafii św. Brygidy został oskarżony o „nadużywanie wolności sumienia i wyznania przez rozpowszechnianie treści mogących wyrządzić szkodę interesom państwa, podejmowanie działalności w celu wywołania niepokoju społecznego, rozgłaszanie fałszywych wiadomości na temat suwerenności PRL, wystawianie w parafialnym kościele na widok publiczny napisów nawiązujących do działalności zdelegalizowanego związku ’Solidarność’, tolerowanie manifestacji politycznych podczas nabożeństw”.
Wydawało się, że wraz z upadkiem komunistycznych struktur władzy w Polsce walka ta się skończy. Tak się jednak nie stało. 15 marca 1992 roku ks. Henryk Jankowski wygłosił w gdańskiej bazylice św. Brygidy kazanie krytykujące sprawujących władzę. Choć nie wymienił w nim żadnego nazwiska, urażony poczuł się były premier Jan Krzysztof Bielecki, który wysłał do kapłana list w tej sprawie. Okazało się, że stosowany w systemie komunistycznym „medialny” sposób walki z duchowieństwem został przejęty przez nowe struktury. Kazania i dekoracje Grobu Pańskiego z okazji Triduum Paschalnego tym razem nie podobały się „postępowym” mediom z „Gazetą Wyborczą” na czele. Rozpoczęła się medialna nagonka i szkalowanie kapłana. Co ciekawe, poza rzekomym antysemityzmem, zarzuty pod adresem proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku były zadziwiająco podobne do tych, które wcześniej wysuwali komuniści…
Ponieważ tym sposobem nie udało się zniszczyć kapłana, w 2004 roku sięgnięto po mocniejszą broń. Tym razem media oskarżyły ks. Henryka Jankowskiego o nadużycia seksualne wobec jednego z ministrantów. Znów rozpętano nagonkę. Wkrótce rodzina rzekomej „ofiary” wycofała się z oskarżenia, a prokuratura oczyściła kapłana z zarzutów. Nikt jednak nie zamierzał go przepraszać. Co więcej, kilka lat później zaczęto dowodzić, że to właśnie proboszcz parafii św. Brygidy był kontaktem operacyjnym SB jako „Libella” i „Delegat”, choć wszystko wskazuje na to, że pod tymi pseudonimami ukrywała się zupełnie inna osoba.
Esbecka metoda
W 1964 roku w ręce ks. kard. Stefana Wyszyńskiego wpadł referat Stanisława Morawskiego, ówczesnego dyrektora Departamentu IV MSW, w ramach którego kilka lat później funkcjonowała Grupa „D”, zatytułowany „Parafia głównym odcinkiem walki z klerem”. Funkcjonariusz peerelowskich organów bezpieczeństwa przekonywał w nim, że dobrym sposobem na uderzenie w duchownych „może być umiejętnie spreparowana i rozkolportowana plotka”. „Podana umiejętnie osobie o predyspozycjach i zdolnościach plotkarskich, z odpowiednią ekspresją, we właściwym czasie i odpowiednich okolicznościach – ma wielkie możliwości zniechęcania, oskarżania, podrywania autorytetu, wprowadzania insynuacji itp.” – twierdził Morawski. Okazuje się, że właśnie ta esbecka metoda jest bardzo często wykorzystywana do walki z katolickim duchowieństwem również współcześnie. Przypomnijmy dwa najgłośniejsze przykłady.
19 kwietnia 2005 roku w porannej audycji Radia Zet prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres powiedział, że w IPN znajdują się dokumenty, „które zawierają bardzo bolesne informacje dla Ojca Świętego”. Plotka natychmiast została „rozdmuchana” przez media, które zaczęły dywagować na temat agenta, który rzekomo „donosił na Jana Pawła II”. 27 kwietnia 2005 roku prezes IPN publicznie ogłosił, że był nim o. Konrad Hejmo, długoletni opiekun polskich pielgrzymów w Rzymie. Wkrótce wyszło na jaw, że osąd taki wydano zaledwie po pobieżnym „zapoznaniu się” z dokumentacją, bez jakiejkolwiek weryfikacji i dokładnego zbadania sprawy. Wszystko zrobiono tak, by ojcu Konradowi uniemożliwić jakąkolwiek obronę. Dziennikarze manipulowali informacjami, historycy nie zamierzali korygować ewidentnych błędów w swoich wypowiedziach czy raportach na ten temat. Zachowało się jednak wiele jednoznacznych dowodów nie tylko na to, iż „operacja” przeciwko ojcu Konradowi Hejmie była zaplanowanym działaniem, a jej relacja medialna oparta była na kłamstwie w iście esbeckim stylu. Wypada mieć nadzieję, że wcześniej czy później prawda ujrzy światło dzienne.
Można powiedzieć, że sprawa o. Konrada Hejmy była – nie tylko dla mediów – pewnego rodzaju „próbą generalną” przed atakiem na ks. abp. Stanisława Wielgusa. Kłamstwa i manipulacje w tej sprawie – nie tylko medialne – opisałem w wydanej w maju 2013 roku książce „Zamach na Arcybiskupa. Kulisy wielkiej mistyfikacji”. Żaden z jego uczestników do dziś nie podjął ani próby naprawienia krzywd, ani zadośćuczynienia.
Precyzyjny cel
Nietrudno zauważyć, że stare, praktykowane w systemie komunistycznym metody eliminacji niewygodnych duchownych przez próby ich kompromitacji weszły już na stałe do kanonu współczesnego dziennikarstwa. Tak było w przypadku ks. abp. Sławoja Leszka Głódzia, któremu niewiele ponad rok temu tygodnik „Wprost”, wspierany przez „Gazetę Wyborczą”, przedstawił długą listę rzekomych win.
W lipcu 2013 roku kierowany przez Tomasza Lisa tygodnik „Newsweek” wziął na celownik ks. abp. Henryka Hosera, ordynariusza diecezji warszawsko-praskiej i przewodniczącego Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski do spraw Bioetycznych. Do ataku natychmiast przystąpiły inne media z „Gazetą Wyborczą” i telewizją TVN na czele. Dlaczego lewackie środowiska zaatakowały ordynariusza warszawsko-praskiego właśnie w tym momencie, skoro jego stanowczy sprzeciw wobec in vitro czy gender słyszany był od dawna? Czyżby dlatego, że – podobnie jak ks. abp Sławoj Leszek Głódź – wymieniany był wśród kandydatów na przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski?
Ponieważ ks. abp. Henryka Hosera nie udało się zniszczyć fałszywym zarzutem współudziału w ludobójstwie w Rwandzie, posłużono się ks. Wojciechem Lemańskim. Ku radości mediów proboszcz z podwarszawskiej parafii nie tylko podawał w wątpliwość kompetencje swojego ordynariusza, ale oskarżał arcybiskupa o „niestosowne zachowania”. Tym samym dla mediów stał się niezwykle cennym narzędziem.
Zmasowane ataki medialne nie ominęły również ks. abp. Józefa Michalika, byłego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Tym razem narzędziem mediów stała się Małgorzata Marenin, szefowa świętokrzyskich struktur Twojego Ruchu, która złożyła w sądzie pozew przeciwko metropolicie przemyskiemu o rzekome pomówienie jej i poniżenie w oczach opinii publicznej. Kobieta poczuła się urażona homilią ks. abp. Michalika, wygłoszoną 16 października 2013 roku we Wrocławiu, podczas Mszy św. jubileuszowej z okazji 90. urodzin ks. kard. Henryka Gulbinowicza. Co prawda sąd umorzył postępowanie przeciwko arcybiskupowi, jednak media zdążyły już zrobić swoje…
Nieznani sprawcy
Jeśli mówimy o Grupie „D” jako specjalnej jednostce Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL, to nie sposób nie dodać, że powstała ona dlatego, że dla rządzących w PRL ekip walka z Kościołem katolickim i usiłowanie jego zdyskredytowania w oczach opinii publicznej należały do spraw priorytetowych. Przyglądając się współczesnym mediom „głównego nurtu” w Polsce, można odnieść wrażenie, że ich priorytety są podobne. Jeśli z „niewygodnego” duchownego nie da się zrobić współpracownika SB, to można zrobić z niego antysemitę, ludobójcę lub pedofila. Określone media i usłużne „autorytety” zawsze pospieszą z pomocą. Kiedyś tego rodzaju zadania zlecał Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Dziś w tym kontekście trzeba zadać kilka pytań. Kto obecnie jest zleceniodawcą kolejnych akcji niszczenia księży i biskupów? Kto stoi za tym, że ich fałszywi oskarżyciele czują się bezkarni? Kto sprawia, że prawda w tych sprawach stanowi temat „zakazany” i lękają się jej nawet ci, którzy oficjalnie twierdzą, że się jej nie boją?
Sebastian Karczewski
Nasz Dziennik, 6 czerwca 2014
Autor: mj