Czym Komorowski różni się od Kaczyńskiego?
Treść
Jeden z dzienników, porównując przed wyborami program Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego, nie znalazł zasadniczych, deklarowanych różnic między kandydatami. Pytanie, czy rzeczywiście tych różnic nie było?
Oczywiście były, ale firmy PR doradzały kandydatom trzymanie się tzw. środka w elektoracie, co łączy się z niepodejmowaniem tematów trudnych. Jarosław Kaczyński oraz PiS w sposób radykalnie odmienny niż PO podchodzą do sprawy niezależności Instytutu Pamięci Narodowej, trudno przypuszczać, aby zmieniło się jego stanowisko co do konieczności zlikwidowania wpływu służb post-PRL-owskich na polskie życie publiczne. Jednakże tematy te raczej pomijano. Debata prezydencka była zatem płytka, nawet nudna, o czym świadczyła telewizyjna dyskusja przedstawicieli czterech ugrupowań parlamentarnych. Bardzo boleśnie tę debatę odczuli wyborcy o przekonaniach głęboko katolickich. Sprawa in vitro najbardziej odzwierciedliła brak liczenia się kandydatów z tym elektoratem, gdyż praktycznie nikt nie uzgodnił swojego zdania z oficjalnym nauczaniem Kościoła w tym względzie. Było to widać w czasie spotkania czterech kandydatów w studiu TVP (w dyskusji uczestniczyli tylko reprezentanci ugrupowań parlamentarnych, innych nie dopuszczono).
Dlaczego tak się stało? Wynikało to z faktu, że nikt o elektorat jednoznacznie katolicki nie zabiega. Brak narodowej, parlamentarnej konkurencji dla PiS i innych partii doprowadził do sytuacji, że uznano, iż ten elektorat z definicji jest już zagospodarowany, gdyż pozbawiony jest politycznej reprezentacji (alternatywy).
Równie bolesny brak dało się odczuć w sferze tematyki dotyczącej polityki międzynarodowej. Prawie w ogóle nie mówiono o przyszłości Unii Europejskiej i przyszłości Polski w Europie. Europa tymczasem stoi dziś przed kolejnym fundamentalnym wyborem kształtu tzw. procesu integracji. Wielki kryzys finansowy skłania Niemcy do lansowania zwiększenia władzy gospodarczej Brukseli nad państwami członkowskimi. Natomiast w Wielkiej Brytanii premier David Cameron publicznie deklaruje, że nie zgodzi się, aby budżet Wielkiej Brytanii był wpierw recenzowany przez komisarzy unijnych, nim trafi do brytyjskiego parlamentu. Oznaczałoby to bowiem, że kształt budżetu poszczególnych państw musiałby być pierwotnie zatwierdzany w Brukseli, suwerenność gospodarcza poszczególnych państw jeszcze bardziej zostałaby zniwelowana. Państwa UE mogą rzeczywiście przypominać coś w rodzaju dzisiejszych województw w strukturze administracyjnej państwa polskiego. Zatem dzisiejsza debata o przyszłości UE ma równie fundamentalny charakter, co niedawny problem ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Co ciekawe - temat ten w ogóle nie istniał w debacie prezydenckiej, mimo że prezydent ma realne kompetencje co do polityki zagranicznej państwa. Można by nawet rzec - jedyne istotne w sensie kreatywnym kompetencje głowy państwa.
Dlaczego więc o tak kluczowej kwestii nie dyskutowano? Bo dyskusje polityczne w Polsce już dawno straciły charakter poważnego namysłu nad rzeczywistością, a przerodziły się w czystą grę marketingową. Odbiorca przekazów medialnych jest tylko maszynką do głosowania, którą należy odpowiednio pobudzić do pożądanych zachowań (głosowań). Nad elektoratem władzę mają ośrodki medialne o preferencjach lewicowo-liberalnych.
Wyborcy o preferencjach katolicko-narodowych nie są dziś przedmiotem jakichś intensywnych starań parlamentarnych podmiotów partyjnych, co powoduje, że tematy ważne dla nich nie są dziś przedmiotem deklaracji polityków. Wydaje się, że politycy uznali, iż wyborców tych zadowolą proste chwyty, wywołujące pozytywny strumień emocji. Prawdziwa walka toczy się o sympatie elektoratu lewicowego. Wszystko to może spowodować dość szybkie przesterowanie sceny politycznej w kierunku lewicowym. Decyduje o tym sam fakt istnienia stosunkowo niewielkiej partii lewicowej na scenie parlamentarnej, a mianowicie SLD. Można by wręcz per analogiam zaryzykować twierdzenie, że dopóki na tej scenie nie pojawi się jakiś byt polityczny o jednoznacznej myśli zabarwionej tradycją chrześcijańsko-narodową, dopóty wielcy gracze nie będę w sposób wystarczający uwzględniać tego, co jest ważne dla narodowo-konserwatywnych środowisk w Polsce.
Prof. Mieczysław Ryba
Autor jest kierownikiem Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX wieku Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, wykładowcą w WSKSiM, członkiem Kolegium IPN.
Nasz Dziennik 2010-06-21
Autor: jc