Czy "Produkt polski" jest naprawdę polski
Treść
Czy produkty spożywcze oznaczane znakiem "Produkt polski" rzeczywiście w pełni pochodzą z naszego kraju - zastanawiali się posłowie w trakcie dyskusji nad rządową "Informacją na temat szans i możliwości polskich producentów przetwórstwa spożywczego na rynkach UE". Parlamentarzyści mają poważne wątpliwości co do zaistniałej sytuacji, gdyż - jak podkreślają - duża część tego rynku pozostaje w rękach obcokrajowców.
Takie obawy wyrażali między innymi posłowie Jan Szyszko i Sławomir Zawiślak. W ich opinii, w zaistniałej sytuacji bardzo ciężko jest zdefiniować, czym się charakteryzuje polski producent. - Czy to jest ktoś, kto się nazywa Kowalski, czy ten, kto jest zarejestrowany w Polsce, czy może ten, kto przejął większość polskiego kapitału? - pytał prof. Szyszko. - Jeśli mówimy o przemyśle przetwórczym, to sytuacja jest taka, że firmy w większości są przejęte i nie stanowią własności rolników ani polskiego Skarbu Państwa - zauważył z kolei Zawiślak. Ponadto, jak podkreślił, duża część surowców jest sprowadzana z zewnątrz, co sprawia, że polscy producenci nie mogą swoich produktów sprzedać po korzystnych cenach.
Ponadto prof. Szyszko zauważył, iż do wytworzenia tzw. polskich produktów często wykorzystuje się surowce niepochodzące z Polski. Jak zaznaczył, w jego opinii, niemożliwe jest, by np. polska kiełbasa smakowała identycznie jak kiełbasa, którą wyrabia się tylko w jednym miejscu Europy, od Polski sporo oddalonym. - Jest więc możliwe, że istnieje transfer produktów z innych części Europy, które w Polsce są sprzedawane z etykietą "Produkt polski" - mówił poseł.
Szczególnie skomplikowana sytuacja jest w sektorze przetwórstwa tzw. owoców miękkich. - Jeśli chodzi np. o truskawki, to sytuacja jest tragiczna - mówił poseł Kazimierz Gołojuch (PiS). - Cały przemysł przetwórczy jest w rękach kapitału obcego. Plantatorzy truskawek nie mają ich gdzie dziś sprzedawać. Skupy, które działały jeszcze przez jakiś czas po wejściu do Unii Europejskiej, nie funkcjonują. Wynika to z tego, że zakłady przetwórcze sprowadzają truskawki czy koncentraty z innych krajów UE, a także spoza niej - podkreślał Gołojuch.
Odpowiedź przedstawiciela rządu obecnego na posiedzeniu sejmowej Komisji ds. Unii Europejskiej sprowadziła się jedynie do zrzucenia odpowiedzialności za masowy napływ owoców z krajów trzecich na działalność Komisji Europejskiej. - Jako Polska mamy tutaj bardzo ograniczone instrumentarium - stwierdził Andrzej Dycha, wiceminister rolnictwa, tym samym przyznając, że prawo Unii Europejskiej stoi ponad prawem krajowym.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-06-19
Autor: wa