Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy potrzebna nam cenzura obyczajowa?

Treść

Ostatnio któryś z polskich dziennikarzy wygrzebał w internecie zapisy amerykańskiej cenzury obyczajowej dotyczącej produkcji filmowych powstałej w latach trzydziestych XX w., a obowiązującej do lat sześćdziesiątych. Wskazania tej cenzury obowiązywały w praktyce nie tylko w USA, ale także w Europie i ostateczne ich odrzucenie nastąpiło dopiero w 1968 roku w wyniku działań amerykańskich hipisów także europejskiej "rewolucji studentów". W polskojęzycznych mediach zaczęło się ostatnio gremialne wyśmiewanie "Kodeksu Haysa" (bo taki tytuł nosił podstawowy dokument, do którego odwoływała się cenzura amerykańska). W wielu mediach kpiny na ten temat przekraczały, jak to się dziś często zdarza, wszelkie granice dobrego smaku. Czy jest się z czego śmiać? Dokument ten zaczyna się stwierdzeniem, że sztuka filmowa powinna tak jak każda sztuka służyć podniesieniu moralnemu i duchowemu ludzkości. Nie może więc być nośnikiem antywartości. Nie może demoralizować. W związku z tym nie wolno w niej prezentować szczegółowo okrutnych zbrodni i gwałtu oraz sposobów popełniania przestępstw. Zabroniona jest apoteoza przestępstwa, wszelkiego zła i patologii (np. homoseksualizmu). Nie wolno więc złych, niemoralnych bohaterów filmów przedstawiać tak, by zjednywali sympatię. Jeden więc z paragrafów tego kodeksu mówi: "Prawo naturalne albo ludzkie nie zostanie wyśmiane ani naruszone". "Kodeks Haysa" zabrania naruszania "świętości małżeństwa" (ukazywania zdrady małżeńskiej w sposób pozytywny czy atrakcyjny), ukazywania wszelkich takich zachowań, które znamionują samo tylko pożądanie seksualne. Zakazuje nagości, zabrania scen "rozbierania się" i scen, które należy uznać za lubieżne i rozwiązłe. Zakazuje wszystkiego tego, co nieprzyzwoite ("ani sytuacji, ani w słowie, ani w geście, ani w żarcie), sprośne, niestosowne oraz tego, co pozbawione gustu - "wstrętne, nieprzyjemne, jednak niekoniecznie złe". Zakazuje wszystkiego tego, co "bezbożne", "bluźniercze", ujmujące kwestie religijne "w kontekście wulgarnym". W świetle tego kodeksu nie wolno wyśmiewać żadnej wiary ani przedstawiać negatywnie religii i kapłanów. Nakazuje przedstawiać z szacunkiem "wszelkie religijne ceremonie". "Kodeks Haysa" nakazuje również przedstawiać "z szacunkiem" wszelkie symbole patriotyczne i patriotyczne wartości oraz przedstawiać "uczciwie" wszystkie narody i ich historię. Gdy czytamy ten dokument, musimy dojść do wniosku, że nic nie stracił na wartości i aktualności. Także dziś można by go z powodzeniem zastosować w każdym kraju chrześcijańskim. Warto go czytać, by podlegając nieustannej zalewie tego, co nieuczciwe i niemoralne, uświadamiać sobie wciąż i w pełni, na czym polega zło i niemoralność dzisiejszej filmowej i telewizyjnej (ale również radiowej i prasowej) kultury. Stanisław Krajski "Nasz Dziennik" 2008-04-30

Autor: wa