Czas przełomu
Treść
Rewolucja zatoczyła koło; krąg się zamknął; świat dotarł do końca aktualnego kursu i niepewnie patrzy na to, co osiągnął. Gdzieś po drodze musiał chyba zbłądzić. Drąży go zwątpienie dużo głębsze od zwątpień religijnych. Można by je nazwać zwątpieniem antyreligijnym, czyli obawą, że niewiara nie oznacza idealnej mądrości. (...) Ludzie zwątpili nie tylko w to, w co wierzą, ale nawet w to, co wiedzą. Kwestionują nie tylko to, co każe im się robić, ale i to, co już zrobili.
A co zrobili? Zniszczyli miłosierdzie w imię konkurencji, po czym obrócili konkurencję w monopole. Zmienili chłopów i mistrzów rzemiosła w robotników, a następnie robotników w bezrobotnych. Zdeptali setki drobnych, ludzkich przejawów pobożności i współczucia, goniąc za wolnym rynkiem, a wolność w ich wydaniu odniosła taki skutek, że obywatele stali się prawie że niewolnikami państwa. Gdzie kiedyś mieli sanktuaria, postawili hotele dla arystokratów, po to tylko, by odkryć, że arystokraci już dawno przestali składać się ze szlachty czy bodaj z dżentelmenów. Wyjałowili świat najsuchszym, najposępniejszym ateizmem, po czym okazało się, że ateizm tylko oczyścił pole, aby mogły powrócić irracjonalne zabobony ze swymi kryształami i amuletami. Zbudowali miasta pełne bloków, wyróżniających się tylko wysokością czynszu i ciasnotą pomieszczeń, miasta, za których bogactwo i biedę jednakowo się wstydzą i z których sami uciekli na wieś - po to, aby miasta w końcu ich tam dosięgły, rozpełzając się nieubłaganie na całą okolicę. Na wszystkie te sprawy nowoczesny człowiek spogląda niepewnie, nie wiedząc, co myśleć, bo przecież są to skutki jego własnych doktryn, sławiących naukę i wolnomyślicielstwo. (...) I nawet jeśli jego niepewność osiąga tylko poziom rozważań, czy dzisiejsza harówka jest lepsza od dawnej pańszczyzny i czy oszukańczy finansiści są lepsi od rozbójniczych baronów, człowiek powinien zdać sobie sprawę, że rozstrzygnięcie tych dylematów jest niemożliwe bez udziału jakiejś trzeciej siły, jakiegoś ponadczasowego autorytetu. Ilekroć coś rozważamy, kładąc racje na obu szalach wagi, potrzebujemy również ośrodka, który zrównoważy szale. Historia dała nam tylko jedną instytucję, która w ogóle może do tego aspirować.
Kiedy chrześcijański apostoł powiedział, że każdego dnia umiera, ujął w tych słowach prawdę, którą wszyscy słyszymy od dziecka. Słyszymy mianowicie, że Kościół jest umierający. I tak jak święty umierał każdego dnia, tak też Kościół umierał w każdym stuleciu. Gdy Julian Apostata z wyżyn cesarskiego tronu ogłosił kult Apollona, ludzie mówili, że Kościół umiera. Gdy w Europie zaczęły tryumfować orientalne herezje, ludzie mówili to samo - i w tym sensie mieli rację. Kościół umierał, ale kult Apollona był już wtedy martwy. Gdy kalwinizm odbierał katolikom jeden kraj za drugim, ludzie też mówili o śmierci Kościoła, i też nie bez powodu. Kościół umierał, ale orientalne herezje były martwe już od dawna. Kiedy rewolucja francuska wykreowała nowe niebo i nową ziemię, było oczywiste dla każdego rozsądnego człowieka, że chrześcijaństwo się skończyło. Kościół był umierający, ale kalwinizm nie wykazywał już nawet szczątkowego śladu życia. Wiara chrześcijańska umierała co dzień na nowo - za to jej wrogowie po prostu umierali.
To, co dziś widzimy (...) to dowód, że świat areligijny radzi sobie w efekcie dużo gorzej niż świat religijny. Kościół umiera dzisiaj, jak to ma w zwyczaju, ale nowoczesność już jest martwa i nie odżyje więcej - chyba że zostanie podniesiona z martwych w taki sposób jak Łazarz.
tłumaczenie - Jaga Rydzewska
G.K. Chesterton - fragment posłowia do pracy zbiorowej "The Return of Christendom", 1922.
"Nasz Dziennik" 2009-04-30
Autor: wa