Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Contra in vitro skarży posła PO

Treść

Naruszenie praw osób wierzących do dobrego imienia zarzucają szef i sekretarz Stowarzyszenia Contra in vitro posłowi Platformy Obywatelskiej Tomaszowi Kuleszy. Wczoraj pozew w tej sprawie trafił do Sądu Metropolitalnego w Przemyślu. W ocenie wnioskodawców, sprawa dotyczy wiary, a w takiej sytuacji zastosowanie mają przepisy Kodeksu Prawa Kanonicznego.
Sprawa odnosi się do wydarzeń z 16 czerwca, na dzień przed wizytą w Rzeszowie kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wówczas to na ulicach pojawił się samochód prowadzony przez prezesa Jacka Kotulę z lawetą, a na niej billboard, na którym umieszczono zdjęcie Bronisława Komorowskiego w zestawieniu z martwym płodem. Pod zdjęciami widniały napisy: "Marszałek Komorowski popiera kompromis aborcyjny" i "Kompromis aborcyjny zabija chore dzieci". Inicjatorom zależało na podkreśleniu faktycznych poglądów Bronisława Komorowskiego ubiegającego się o najwyższy urząd w państwie, który to wielokrotnie publicznie pochwalał tzw. kompromis aborcyjny. Ich zdaniem, jest to sprzeczne z prawem naturalnym i nauczaniem Kościoła. Ponadto chcieli pokazać, że każdy przypadek aborcji, bez względu na motywy sprawcy czy okoliczności, pozostaje morderstwem.
Na skutek doniesienia na policję, jakie złożył poseł Tomasz Kulesza, samochód Kotuli zatrzymano, a następnie zaaresztowano lawetę z billboardem. Prokuratura Rejonowa dla Miasta Rzeszów umorzyła śledztwo jeszcze przed jego wszczęciem, ale billboard do dziś nie wrócił do właściciela. Natomiast poseł Tomasz Kulesza (PO) na łamach jednej z lokalnych gazet nazwał Kotulę i organizatorów akcji billboardowej - przedstawicieli stowarzyszenia Contra in vitro - "ateistami" i "praktykującymi niewierzącymi". Lekceważące wypowiedzi posła na temat inicjatorów akcji pojawiły się także w innych mediach. To oburzyło nie tylko samego zainteresowanego, ale także środowisko z nim związane. - Określenie, jakiego użył poseł Kulesza, jest obelżywe i niesprawiedliwe nie tylko dla mnie, ale dla każdego człowieka wierzącego i praktykującego. Jako katolicy działamy w stowarzyszeniu, bronimy życia nienarodzonych, obracamy się w środowisku katolickim, i określanie nas w ten sposób, jak uczynił to parlamentarzysta PO, uważamy za deprecjonowanie nas przed społeczeństwem - powiedział "Naszemu Dziennikowi" szef Stowarzyszenia Contra in vitro.
Jego zdaniem, tym bardziej jest to nie na miejscu, gdyż organizatorzy akcji nie kłamali, mówiąc o proaborcyjnych poglądach wówczas marszałka Sejmu, a obecnie prezydenta elekta Bronisława Komorowskiego. Dlatego stowarzyszenie dwukrotnie zwróciło się do posła Kuleszy z prośbą o publiczne przeproszenie oraz o wycofanie się ze słów obrażających uczucia religijne Jacka Kotuli i przedstawicieli Contra in vitro. Kiedy nie było żadnej reakcji ze strony parlamentarzysty, Jacek Kotula oraz sekretarz stowarzyszenia Ireneusz Dzieszko postanowili skierować sprawę do Sądu Metropolitalnego w Przemyślu. - Osobiście jestem zrażony do sądów cywilnych, gdzie sprawy się przeciągają. Natomiast sąd kościelny rozstrzyga spory pomiędzy ludźmi wierzącymi. Decyzja należy teraz do sądu. Będziemy zadowoleni, jeżeli sąd przyzna nam rację, a poseł Kulesza nas przeprosi - uważa szef Stowarzyszenia Contra in vitro. W jego opinii nikt, tym bardziej poseł RP, nie ma prawa obrażania kogokolwiek. - Dosyć bezkarnego obrażania katolików. Nie może być tak, że taki człowiek mówi na nas "ateiści", a potem zasiada w pierwszych ławach kościelnych, jak gdyby nigdy nic. Nie chcemy żadnych odszkodowań. Chodzi nam tylko o zasady, żeby ludzie, którzy często idą do wyborów pod hasłami chrześcijańskimi, którzy na swoich stronach internetowych chwalą się współpracą z organizacjami katolickimi, w każdej sytuacji realizowali te zasady w praktyce, a nie obrażali innych chrześcijan - dodaje Jacek Kotula. Jego zdaniem, krok, na jaki się odważyli, powinien być także drogowskazem dla innych, których uczucia religijne obrażane są na prawo i lewo, bez żadnych konsekwencji. Poseł Kulesza, proszony przez nas o komentarz w tej sprawie, stwierdził, że jest to sprawa sumienia Jacka Kotuli jako chrześcijanina. Zapowiedział też, iż jeżeli zajdzie taka potrzeba, stawi się przed sądem kościelnym.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-08-05

Autor: jc