Co zaniedbali polscy prokuratorzy w Moskwie
Treść
Dlaczego polska prokuratura wojskowa nie poinformowała rodzin, które przyjechały do Moskwy po katastrofie pod Smoleńskiem identyfikować ciała swoich bliskich, że Rosjanie będą od nich żądać pobrania materiału do badań genetycznych? - Może ktoś czegoś nie dopilnował, może mówiono, ale rodziny były w szoku - tłumaczy w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" płk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Rodziny nie dostały też do podpisu formularza zgody na pobranie próbek przetłumaczonego na język polski. Sporządzone w języku rosyjskim dokumenty były podpisywane "w ciemno".
Strona rosyjska potrzebowała próbek do identyfikacji, dlatego w Moskwie pobierano krew od rodzin ofiar - stwierdza polska prokuratura wojskowa prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. - Do identyfikacji potrzebny był materiał porównawczy, w tej sytuacji nie należy się dziwić stronie rosyjskiej, że chciała pozyskać próbki - mówi płk Jerzy Artymiak, p. o. rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. - Nie widzę tu żadnej sensacji - dodaje.
Rodziny ofiar zwracają uwagę, że takie próbki pobierano od rodzin w Polsce. - W Polsce próbkę krwi pobrano od matki mojego męża - mówi Beata Gosiewska. Artymiak przyznaje, że po katastrofie wydano decyzję zabezpieczenia próbek porównawczych do badań DNA, ale nie były one do końca wiarygodne. - Dlatego nic dziwnego, że strona rosyjska, mając możliwość uzyskania bezpośrednio od rodzin ofiar próbek, wystąpiła o nie - stwierdza prokurator.
- Na pytanie o cel pobierania krwi Rosjanie odpowiedzieli, że im nie wystarczą próbki pobrane w Polsce. Nikt wówczas nie protestował. Poprowadzono nas do pobrania krwi, bo było to konieczne - mówi nam Andrzej Melak, brat Stefana. Krew pobierano od osób blisko spokrewnionych, zrezygnowano z tego m.in. w przypadku wuja Przemysława Gosiewskiego, który był na identyfikacji. - Rozumiem, że było to konieczne dla wymogów rosyjskiego postępowania karnego - mówi pełnomocnik kilku rodzin ofiar mecenas Bartosz Kownacki. Zaznacza jednak, że z informacji jego klientów wynika, że zabrakło danych na temat czynności śledczych rosyjskich. Przyznają to same rodziny, mówiąc o bałaganie i chaotycznych działaniach.
Pułkownik Artymiak przyznaje, że po katastrofie różne czynności odbywały się bardo szybko. - Może ktoś czegoś nie dopilnował, może mówiono, ale rodziny były w szoku - mówi. - To nie jest jakieś zaniedbanie, że należy kogoś napiętnować, można, owszem, zrzucić winę na MSZ, na służby konsularne, na prokuraturę, ale my działaliśmy poprzez biegłych, którzy byli umocowani - podkreśla prokurator.
Pułkownik Artymiak zaznacza, że w identyfikacji uczestniczyli prokuratorzy wojskowi przy udziale polskich medyków sądowych, a działanie rosyjskich medyków miało pełne uzasadnienie i służyło dobremu celowi. Prokurator podkreśla, że stan zwłok po katastrofie - wiele było w stanie szczątkowym - wymuszał badania DNA.
Beata Gosiewska przyznaje, że obecny w Moskwie wuj jej męża sam zgłaszał żądania przeprowadzenia badań DNA. Dodaje jednak, że po czynnościach identyfikacyjnych musiał podpisać protokół, który był po rosyjsku. Nie było dołączonego tłumaczenia polskiego, więc podpisywał niejako "w ciemno". Ponadto informowano rodziny, że badania genetyczne będą trwały dwa dni. - A w Polsce lekarze nam mówili, że takie badania trwają 6 dni - mówi Gosiewska. - Jak było tak dobrze, to gdzie są te dokumenty z sekcji zwłok? - pyta adwokat Piotr Pszczółkowski w kontekście niedawnego wywiadu minister zdrowia Ewy Kopacz. - Skoro są różne pytania i wątpliwości, to nie było idealnie - dodaje. - Lekarze spóźnili się na sekcję, a protokołów nie mamy do dziś - wskazuje.
- Mnie interesuje, czy polscy patomorfolodzy byli przy czynnościach identyfikacyjnych - mów mecenas Kownacki. - Zapewnia się nas, że tak, ale z naszych informacji wynika, że tak nie było, a lekarze byli jedynie przy niektórych czynnościach - stwierdza adwokat. - Lada dzień spodziewamy się otrzymania tłumaczeń protokołów oględzin - zapowiada prokurator Artymiak. Podkreśla, że przy identyfikacji dochowano należytej staranności i śmiało możemy przyjąć, że w trumnach pochowano właściwe osoby - dodaje. - Rodziny nie wiedzą do dziś, kogo pochowały, to jest skandal, który powinien być naprawiony - stwierdza Pszczółkowski. - Kto podjął taką decyzję o nieotwieraniu trumien, to rodzina decyduje o tym - podkreśla. Beata Gosiewska przytacza słowa prokuratora Krzysztofa Parulskiego, który powiedział, że niebawem będą dostępne protokoły sekcji zwłok i wówczas rodziny po zapoznaniu się z nimi, jeżeli będą miały jakieś wątpliwości, będą mogły składać wnioski o ekshumacje. Jej zdaniem, przeprowadzane w Moskwie działania identyfikacyjne powinny być takie, żeby tych wątpliwości nie było. A polscy śledczy obecni w Moskwie powinni być gwarantem ich wiarygodności.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2010-08-30
Autor: jc