Co prostowali Rosjanie
Treść
Po publikacji "Naszego Dziennika", który ujawnił wątpliwości co do wiarygodności protokołu oględzin ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej podjął czynności weryfikacyjne. Rosjanie mieli potwierdzić tożsamość świadków, których nazwiska widniały w protokole, i potwierdzić ich zeznania. Według pełnomocników, wojskowa prokuratura powinna zwrócić się do Rosjan z wnioskiem o przesłanie nowo sporządzonych protokołów.
W ocenie mec. Piotra Pszczółkowskiego, pełnomocnika Jarosława Kaczyńskiego, reakcja Rosjan na wykazane w "Naszym Dzienniku" nieścisłości w protokołach oględzin ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego była do przewidzenia i należało się spodziewać sprostowania informacji. Jednak trudne do zaakceptowania jest to, że w ogóle pojawiły się w tym zakresie wątpliwości. Przypomnijmy: identyfikację zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego rozpoczęto 10 kwietnia 2010 roku o godz. 23.20 w pomieszczeniu na terenie lotniska Siewiernyj. Zakończono ją po 17 minutach. Sporządzony odręcznie dokument, który powstał po przeprowadzeniu tej procedury, przekazany też stronie polskiej, jest wyjątkowo niechlujny. Nieczytelne jest imię prokuratora o nazwisku Rachmatulin. Osobami tzw. przybranymi przez stronę rosyjską do uczestnictwa w tej czynności byli dwaj mężczyźni. Obaj podali takie same imiona i imiona ojców (Aleksiej Władimirowicz), ich nazwiska to Kubieko i Kiebanow. Pierwszy jako miejsce zamieszkania podał numer jednostki należącej do Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych położonej w pobliżu miejscowości Widnoje pod Moskwą. Drugi świadek formalnie mieszka w Moskwie, ale reporterzy "Naszego Dziennika" podczas wizyty w stolicy Federacji Rosyjskiej ustalili, że Kiebanow nie mieszka i nigdy nie mieszkał pod wskazanym w protokole adresem, a okoliczni mieszkańcy nie znają nawet takiego nazwiska.
Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej jednak zaprzeczył, jakoby podane w protokole oględzin ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego dane osobowe świadków tych czynności były nieścisłe. "Śledczy wystąpili z kilkoma wnioskami dotyczącymi faktycznego miejsca zameldowania i zamieszkania świadków, a także przesłuchali ich. W wyniku tych czynności śledztwo uzyskało potwierdzenie wcześniejszych informacji, jak również samej obecności tych osób przy dokonywaniu oględzin" - podano w komunikacie.
Są to jednak wyłącznie zapewnienia, które nie muszą być wcale zgodne z rzeczywistością, bo na obecnym etapie strona polska nie ma możliwości weryfikacji działań prokuratury rosyjskiej. - Rzeczywistość jest taka, że nikt z nas nie ma dostępu do rosyjskich materiałów. Na dobrą sprawę Rosjanie mogą powiedzieć, że coś sprostowali, ale wcale nie muszą tego uczynić - zauważył mec. Pszczółkowski. Jego zdaniem, po tego rodzaju medialnych deklaracjach składanych przez Rosjan naturalne wydaje się wystąpienie (w ramach pomocy prawnej) Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie z wnioskiem do strony rosyjskiej o przekazanie protokołów przeprowadzonej weryfikacji, w tym zeznań złożonych przez świadków. - Jestem przekonany, że taki wniosek zostanie złożony i sytuacja zostanie wyjaśniona. Jeżeli prokuratura nie uczyni tego z urzędu, to osobiście będę o to wnioskował - zapewnił nas mec. Pszczółkowski. W ocenie pełnomocnika, trzeba podjąć działania, bo strona rosyjska nie przekaże nam żadnych dokumentów "z urzędu", i jeżeli pojawiła się informacja o wytworzeniu pewnej dokumentacji, to należy z tej wiedzy skorzystać. - Musimy wnioskować o dostarczenie dokumentów i czekać na dobrą wolę strony rosyjskiej. Z kolei żeby złożyć wniosek o nadesłanie odpisów dokumentów dotyczących jakichś czynności, trzeba mieć wiedzę, że czynność taka się odbyła. Rosjanie nie zdają nam relacji z tego, co robią. Stąd olbrzymia rola dziennikarzy przy pozyskiwaniu takiej wiedzy - dodał mec. Pszczółkowski.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-06-20
Autor: jc