Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ciche umorzenie afery z Ludwigsburga

Treść

Po niemal czterech latach postępowania warszawska prokuratura okręgowa umorzyła śledztwo w sprawie nielegalnego przekazania stronie niemieckiej przez byłą Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu dowodów hitlerowskich zbrodni na Polakach. Powód? Przedawnienie karalności czynu. - Postępowanie w sprawie wysyłki akt do Ludwigsburga zostało umorzone 12 października 2009 roku - potwierdził rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prokurator Mateusz Martyniuk. Chociaż umorzenie nastąpiło kilka miesięcy temu, informacja ta nie dotarła do szerszej opinii publicznej. Kopię pisma prokuratury okręgowej z ostatnich dni z informacją o umorzeniu śledztwa w sprawie wysyłki do Niemiec dowodów zbrodni na Polakach zamieściło na swoich stronach internetowych stowarzyszenie Blogmedia24.
Mimo bezprecedensowego charakteru tej sprawy i ogromnego rezonansu społecznego, jaki wywołała - nie wydano żadnego komunikatu dla mediów. Nie zwołano konferencji prasowej. Utrzymując wyniki śledztwa w tajemnicy, nie dano nawet szansy na publiczne napiętnowanie sprawców. Tak jakby było rzeczą naturalną, że funkcjonariusze państwowi odpowiedzialni za zacieranie śladów zbrodni na Narodzie pozostają bezkarni.
Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN ustaliła, że w minionych latach wysłano za granicę, głównie do Niemiec, aż 62 tys. 937 historycznych dokumentów pochodzących z akt śledztw prowadzonych przez tę instytucję. Były to najczęściej oryginalne dowody zbrodni niemieckich na Polakach w czasie II wojny światowej. Większość z nich trafiła do Centrali Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu (Die Zentrale Stelle der Landesjustitzverwaltungen zur Aufklärung nationalsozialistischer Verbrechten), a stamtąd rozprowadzone zostały po niemieckich archiwach. Wśród "wyeksportowanych" dowodów znajdowało się 11 996 aktów zgonu, 41 522 protokoły przesłuchań, 2304 fotokopie, 871 fotografii, 759 protokołów ekshumacji, 512 szkiców, 385 protokołów oględzin, 281 wyroków oraz wiele innych dokumentów.
- Akta śledcze przekazywane do Niemiec dokumentowały nie tylko zbrodnie na ludności, ale także straty materialne wyrządzone w Polsce w ramach systemu niemieckich represji. Były kopalnią wiedzy na temat podpaleń, grabieży mienia etc. - twierdzą nasi informatorzy związani z IPN.
Materiały z przeprowadzonego w IPN skontrum w archiwach przekazane zostały prokuraturze w celu ustalenia winnych przestępstwa.
Na skutek utraty dowodów zbrodni na Polakach aż 4630 spraw karnych prowadzonych przez pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej pozostaje formalnie w zawieszeniu, a w ponad 600 dalszych nie ma żadnej decyzji procesowej. Prezes IPN zdecydował, że prokuratorzy mają zwracać się do Ludwigsburga o informację, czy strona niemiecka przeprowadziła śledztwo na podstawie przesłanych dowodów i jak się ono zakończyło. Prokuratorzy mają także występować o zwrot oryginalnych materiałów śledztwa lub przynajmniej przesłanie uwierzytelnionych kopii - poinformował Instytut Pamięci Narodowej.
- Zwrot oryginałów jest, według strony niemieckiej, niemożliwy, ponieważ zostały one umieszczone w systemie niemieckich archiwów i rozprowadzone po archiwach. Już trzy lata temu uzyskaliśmy tę odpowiedź z Ludwigsburga - twierdzą nasze źródła w IPN. Niemcy zadeklarowali jedynie, że mogą wskazać, gdzie dane dokumenty są przechowywane i ewentualnie dostarczyć uwierzytelnione kopie.
Proceder wysyłki materiału dowodowego za granicę do 2004 r. odbywał się bez podstawy prawnej, a więc także bez ścieżki zwrotu do kraju - wynika z informacji departamentu prawno-traktatowego MSZ z 2005 r. przygotowanej dla ministra sprawiedliwości. Polska ratyfikowała konwencję genewską o pomocy prawnej w sprawach karnych z 1959 r. dopiero w kwietniu 2004 r., a dodatkowe ułatwienia wprowadziła w umowie dwustronnej z Niemcami z 17 lipca 2004 roku.
Informacja o tym, że dowody niemieckich zbrodni na Polakach trafiły w niemieckie ręce, wywołała skandal. Do IPN zaczęły zgłaszać się osoby posiadające wiedzę na temat wysyłki akt (były one kierowane do prokuratury). Nasi Czytelnicy podnosili w listach, że oczekują po tym śledztwie nie tylko ustalenia listy utraconych dowodów i ujawnienia nazwisk osób odpowiedzialnych za ten haniebny proceder, ale także podania motywów, którymi kierowali się sprawcy.
Prokuratura zakwalifikowała proceder jako "przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego na szkodę interesu publicznego lub prywatnego", tj. jako czyn z art. 131 par. 1 kk. Przestępstwo to zagrożone jest karą do trzech lat pozbawienia wolności. Karalność takiego przestępstwa ustaje po zaledwie 5 latach, a jeśli wcześniej zostało wszczęte postępowanie - po dziesięciu latach od popełnienia. Gdyby przyjąć inną kwalifikację, np. "utrudnianie postępowania karnego przez funkcjonariusza publicznego", zagrożenie karą byłoby wyższe i okres przedawnienia karalności dłuższy nawet o 10 lat.
- Większość przypadków przekazania akt stronie niemieckiej miała miejsce w latach 60. i 70. ubiegłego wieku - przypomniał prokurator Martyniuk.
Z naszych informacji wynika, że były również przypadki przekazywania Niemcom oryginalnych materiałów archiwalnych z II wojny światowej w latach 90., co może wskazywać na ogólną tendencję panującą w tym czasie. Przekazano wtedy stronie niemieckiej wystawę oryginalnych zdjęć "Powstanie Warszawskie 1944", archiwum Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy oraz kilkanaście tomów akt niemieckiego ministerstwa spraw wewnętrznych. Ten ostatni zbiór darowano z dedykacją: "W imię dobrej współpracy...". Nie zostały one jednak objęte zawiadomieniem prezesa IPN do prokuratury, a prokurator nie zdecydował się na rozszerzenie zakresu postępowania o te wątki.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2010-03-05

Autor: jc