Chcą pytać premiera
Treść
Stefan Hambura zwrócił się w imieniu rodzin, które reprezentuje, do premiera Donalda Tuska z apelem o publiczne spotkanie i debatę w sprawie katastrofy smoleńskiej. W liście otwartym do szefa rządu pełnomocnik twierdzi, że taka dyskusja jest ze wszech miar potrzebna. "Rząd RP pod Pana przewodnictwem oddał prowadzenie postępowania wyjaśniającego przyczyny katastrofy oraz śledztwo wraz z działaniami wyjaśniającymi stronie rosyjskiej" - ocenił, zwracając się do premiera.
Jeszcze przed zakończeniem tej kadencji rządu bliscy ofiar katastrofy smoleńskiej oczekują od Donalda Tuska wzięcia udziału w publicznej debacie i udzielenia wyczerpujących odpowiedzi na szereg pytań. Zwłaszcza po publikacji raportu Jerzego Millera. Czy spotkanie się odbędzie, zależy od szefa rządu.
"Tak jak w marcu tego roku, tak i teraz zwracam się do Pana Premiera o publiczne spotkanie tylko w imieniu reprezentowanych przeze mnie rodzin (...) oraz własnym. Mam nadzieję, że po wnikliwej lekturze opublikowanego raportu końcowego Komisji Jerzego Millera nie będzie Pan miał obaw i lęku, aby przystąpić do publicznej dyskusji w sprawie katastrofy smoleńskiej". Według Stefana Hambury, publiczne spotkanie i dyskusja w tej sprawie są konieczne, ponieważ "zaniechania, a także utrudnienia i przeciąganie w czasie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej doprowadziły do naruszenia prawa".
Andrzej Melak, brat tragicznie zmarłego w Smoleńsku Stefana Melaka, powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że takie spotkanie powinno się odbyć jeszcze przed zakończeniem tej kadencji rządu. - Premier Donald Tusk raport komisji Jerzego Millera uznał najwidoczniej za kończący sprawę katastrofy smoleńskiej. Uważa wnioski w nim zawarte za wyczerpujące. Ja tak nie uważam. Jestem przekonany, że szczegółowym w tej sprawie stanowiskiem rządu zainteresowane są nie tylko rodziny, ale również opinia publiczna, i to nie tylko w Polsce - mówi Melak. Jego zdaniem, trudno nie dostrzec niechęci premiera Tuska do spotkań z rodzinami. - Jest ona w moim przekonaniu całkowicie uzasadniona. Podczas dotychczasowych spotkań padały pytania, na które nie chciał odpowiadać, doszło nawet do ataków złości i lekceważenia rozmówców, a nawet do okłamywania. Pamiętam dobrze, jak premier zapewniał, że każdy będzie mógł zapoznać się z nagraniami przebiegu jednego ze spotkań, po czym okazało się, że jest to jednak niemożliwe. Zdaję sobie sprawę z tego, że Donald Tusk niespecjalnie życzy sobie rozmów z rodzinami. Uważam jednak, że jego powinnością jest udzielenie odpowiedzi na pytania. W raporcie Millera jest wiele sprzeczności, mamy tego świadomość. Nie przestaniemy pytać. Również o odpowiedzialność za wybór 13. załącznika konwencji chicagowskiej. Nie wystarczy chować się za raportem, w dodatku tak niedokładnym. Zdajemy sobie sprawę z tego, że do końca tej kadencji rządu pozostało niewiele czasu. Liczymy jednak na to, że obecny premier odpowie w końcu na nasze pytania publicznie - podkreśla nasz rozmówca. Małgorzata Wassermann oceniła, że tylko publiczne spotkanie ma sens. - Doświadczenie nauczyło mnie, że spotkania tzw. zamknięte nic nie wnoszą. Na żadnym z nich nie padły merytoryczne odpowiedzi. Obecny rząd przez cały czas zachowuje się tak, jakby katastrofa rządowego samolotu z prezydentem na pokładzie nie była w ogóle jego sprawą. Premier ma świadomość, że ciąży na nim odpowiedzialność polityczna, dlatego od ponad roku niechętnie wypowiada się w ogóle w sprawie katastrofy. Taka publiczna, otwarta debata z udziałem rodzin jest potrzebna. Jeśli takie spotkanie się odbędzie, wezmę w nim udział - deklaruje Małgorzata Wassermann. Z kolei Beata Gosiewska, żona Przemysława Gosiewskiego, który zginął w katastrofie rządowego Tu-154M, nie sądzi, aby takie spotkanie miało jeszcze sens. - Uważam, że powinniśmy najważniejsze pytania wystosować do rządu na piśmie po przerwie wakacyjnej. Trzy nasze spotkania z reprezentantami rządu, które odbyły się do tej pory, pokazały, jak jesteśmy traktowani jako rodziny ofiar tragedii smoleńskiej. Pokazały również, jaki jest styl debaty według obecnego rządu. Jeśli takie spotkanie będzie organizowane, oczywiście wezmę w nim udział. Niewiele jednak spodziewam się po tym rządzie - uważa Beata Gosiewska. Jej zdaniem, debaty z udziałem rządu nigdy nie są merytoryczne. Polegają głównie na pokazaniu się z jak najlepszej strony. - W takiej konwencji była również konferencja zorganizowana w związku z prezentacją raportu końcowego komisji ministra Jerzego Millera. Nie chodzi w tym wszystkim niestety o prawdę. Zależy nam na tym, aby pytania były sformułowane w sposób jasny na piśmie i na otrzymaniu równie jasnej odpowiedzi. Zwłaszcza że kończy się kadencja rządu. Myślę, że w połowie września uda nam się sformułować szereg takich pytań. Zachowanie rządu do tej pory jest niepoważne. Nie wierzę już w to, co mówią publicznie premier i jego ministrowie. Dlatego liczę na rzetelne odpowiedzi na piśmie na nasze pytania - zaznacza Beata Gosiewska.
Paulina Gajkowska
Nasz Dziennik 2011-08-25
Autor: jc