BOR idzie w zaparte
Treść
Niesprawdzenie lotniska w Smoleńsku mogło mieć przełożenie na stan bezpieczeństwa lądowań w kwietniu 2010 r. - uważa prokuratura. Biuro Ochrony Rządu odpowiada, że nie było takiego obowiązku i sami Rosjanie podjęli się tego zadania.
Procedury bezpieczeństwa są aktualnie badane przez kilku ekspertów i prokuratura nie chce oficjalnie komentować ich ustaleń. - Czekamy na sporządzenie opinii biegłych - mówi Renata Mazur, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, która prowadzi śledztwo w sprawie wątku organizacyjnego lotów do Smoleńska.
Według nieoficjalnych informacji, które podaje RMF FM, biegli mieli wykluczyć, aby brak sprawdzenia lotniska miał wpływ na samą katastrofę, jednak mogło to skutkować obniżeniem poziomu bezpieczeństwa. Prokuratura wskazuje, że podczas poprzedniej wizyty prezydenta w Smoleńsku lotnisko to było sprawdzane przez BOR.
- To nie jest żadna nowa informacja, ona krąży już od czasów katastrofy - komentuje nie bez racji mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik prasowy Biura Ochrony Rządu. - BOR nie ma takich procedur, które umożliwiałyby wejście na lotnisko znajdujące się za granicą naszego kraju, i dokonywanie samowolnych sprawdzeń. Ten obowiązek spoczywa na gospodarzu - zaznacza.
Eksperci komisji ministra Jerzego Millera wskazywali, że BOR nie przeprowadziło rekonesansu na lotnisku w Smoleńsku, ale - jak zaznaczali - nie miało to wpływu na katastrofę. - Miałoby to wpływ, gdyby ten wypadek nastąpił po lądowaniu i polegał na wrogim działaniu wobec prezydenta - wyjaśniał Miller.
Z raportu wynika, że grupa przygotowawcza funkcjonariuszy BOR obecna w Smoleńsku 6 kwietnia, która miała dokonać rekonesansu, nie została wpuszczona przez ochronę obiektu.
- Rosjanie powiedzieli, że zabezpieczą lotnisko we własnym zakresie, czyli dokonają sprawdzeń, zabezpieczą teren przyległy i będą dokonywać kontroli pirotechnicznej osób udających się na lotnisko. I to zarówno 7 kwietnia, jak i 10 było realizowane - podkreśla Aleksandrowicz.
Prokuratura we wniosku do strony rosyjskiej o pomoc prawną zwróciła się o wyjaśnienie okoliczności, czy funkcjonariuszy rzeczywiście nie chciano wpuścić na teren lotniska. - Nie mamy żadnej informacji od Rosjan w temacie realizacji wniosku - informuje Renata Mazur.
- Wina leży i po jednej, i po drugiej stronie. Po stronie Rosjan, bo nie chcieli udostępnić do sprawdzenia miejsca czasowego pobytu prezydenta - ocenia ppłk Andrzej Pawlikowski, były szef BOR. Jak zaznacza, na forum międzynarodowym przyjmowane są pewne podstawowe zasady ochrony VIP. - BOR de facto powinno sprawdzać stronę rosyjską, na zasadzie koleżeńskiej, czy wszystkie kroki zostały właściwie podjęte i czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, czyli np. uczestniczyć fizycznie w sprawdzeniach - mówi. - BOR, w mojej ocenie, w ogóle zaniechało tych działań - dodaje.
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga podejrzewa, że funkcjonariusze BOR mogli nie dopełnić obowiązków, przygotowując wizyty w Katyniu w kwietniu 2010 roku.
- Chcę wyrazić nadzieję, że jest jasność w tej sprawie, że chodzi nie o jakichś bliżej nieokreślonych funkcjonariuszy BOR, zwłaszcza nie o szeregowych funkcjonariuszy BOR, (...) ale o kierownictwo BOR, o panów generałów Mariana Janickiego i Pawła Bielawnego, którzy ustawowo są zobligowani do podjęcia działań mających na celu ochronę lotniska i samolotu - komentował informacje prokuratury poseł Antoni Macierewicz, szef parlamentarnego zespołu smoleńskiego.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik Wtorek, 8 listopada 2011, Nr 260 (4191)
Autor: au