Ból aborcji
Treść
Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik
Z dr. hab. n. med. Tomaszem Dangelem, specjalistą medycyny paliatywnej i anestezjologii, założycielem Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci, rozmawia Izabela Borańska-Chmielewska
W jaki sposób i w jakim stopniu można uśmierzać ból u chorego dziecka przed urodzeniem i po urodzeniu?
– Postępowanie przeciwbólowe jest u nich tak samo skuteczne jak u starszych dzieci i osób dorosłych, tzn. w pełni skuteczne. Są w tej dziedzinie opracowane standardy postępowania doskonale znane anestezjologom, neonatologom oraz położnikom wykonującym zabiegi wewnątrzmaciczne. Byłem członkiem grupy ekspertów kierowanej przez dr. Kanwaljeet S. Ananda, która opublikowała takie standardy dla noworodków w 2001 roku.
Przełom w tej dziedzinie dokonał się w 1987 r. dzięki pracy opublikowanej przez Ananda i Hickey’a. Dzisiaj aż trudno uwierzyć, że wcześniej noworodki nie otrzymywały leków przeciwbólowych, a znieczulenie do operacji opierało się głównie na środkach zwiotczających mięśnie. Gdy zaczynałem swoje szkolenie w anestezjologii, obowiązywała właśnie taka doktryna, tzw. metoda z Liverpoolu, której autorami byli prof. Cecil Gray i prof. Gordon Jackson Rees, skądinąd bardzo szanowani anestezjolodzy. Dzisiaj, gdy o tym myślę, przechodzi mi dreszcz po plecach. Przecież już wtedy znieczulano zwierzęta laboratoryjne poddawane eksperymentom medycznym.
Czy można stwierdzić, w którym momencie od poczęcia dziecko zaczyna odczuwać ból?
– Według opinii dr. Ananda, którego uważam za autorytet w tej dziedzinie, od 20. tygodnia ciąży. Na podstawie tej wiedzy wprowadzono zmiany legislacyjne w USA.
A wcześniej? Co odczuwa dziecko np. w 13. tygodniu?
– W 13. tygodniu powstają połączenia w mózgu między wzgórzem a korą mózgową, które przenoszą informację o bólu. Można przypuszczać, że wówczas dziecko zaczyna reagować na ból na najwyższym poziomie układu nerwowego, jaki stanowi kora mózgowa. Ta kora posiada już w 13. tygodniu swoje zasadnicze warstwy, które następnie ulegają dalszemu różnicowaniu.
Mimo że nie wiemy na pewno, czy 13-tygodniowe dziecko prenatalne odczuwa ból, mając tylko wiedzę o strukturach nerwowych, to jednak lepiej, jeżeli przyjmiemy, że ten bodziec „odczuwa”, chociaż trudno przypuszczać, by na tym etapie rozwoju miało tego świadomość. Noworodek pewnie też nie posiada takiej świadomości, a jednak przysługuje mu prawo do znieczulenia. W hospicjum tak właśnie postępujemy wobec dzieci, z którymi nie możemy się porozumieć: podajemy lek przeciwbólowy i obserwujemy reakcję dziecka. Jeżeli po podaniu leku dziecko uspokaja się, wnioskujemy, że wcześniej reagowało z powodu bólu.
O jakim bólu odczuwanym przez dziecko mówimy, jeśli chodzi o aborcję?
– W Polsce, o ile mi wiadomo, nie zabija się dziecka w łonie matki, ale wywołuje sztuczne poronienie. Wówczas dziecko rodzi się i umiera wskutek niedojrzałości lub wady letalnej. Nie wykluczam jednak, że stosuje się także metodę zabicia dziecka w łonie matki przez wstrzyknięcie potasu do żyły pępowinowej. W pierwszym przypadku dziecko przed śmiercią może cierpieć z powodu duszności, ponieważ jego płuca są niedojrzałe (tak jak u wcześniaka). Z doświadczeń medycyny paliatywnej wiemy, że duszność dla człowieka może być znacznie trudniejsza do zniesienia niż ból. W drugim przypadku umiera z powodu zatrzymania czynności serca.
Z moich doświadczeń zawodowych jako anestezjologa (35 lat) i lekarza hospicjum dla dzieci (20 lat) wynika, że ból, duszność oraz inne objawy powodujące cierpienie u dzieci, które umierają w sposób naturalny, można skutecznie opanować. Tym właśnie zajmujemy się w hospicjum. Jeżeli rzeczywiście jacyś lekarze (np. pediatrzy w Belgii albo polscy ginekolodzy) twierdzą, że jest inaczej, to – proszę wybaczyć – ale są nieukami i ignorantami w dziedzinie medycyny paliatywnej. Zalecałbym im przeszkolenie w naszym ośrodku.
Aborterzy i ich poplecznicy twierdzą, że aborcja nie jest dla dziecka bolesna, że nie powoduje cierpienia.
– Nawet gdybyśmy całkowicie znieczulili matkę i dziecko, aborcja pozostanie złem moralnym, ponieważ jest zabiciem niewinnego człowieka. Dlatego uważam, że spekulacje na temat bólu mają znaczenie drugorzędne i wiodą na manowce. To tak jakbyśmy zastanawiali się nad optymalną – bezbolesną metodą kary śmierci: gilotyna, stryczek, komora gazowa, a może letalny zastrzyk? Co jest bardziej „humanitarne”? Jeżeli przyjmiemy taką płaszczyznę dyskusji, to niechybnie dojdziemy do wniosku, że najbardziej bezbolesne dla zabijanego dziecka byłoby wstrzyknięcie potasu do żyły pępowinowej. Ale czy to nie przypominałoby dyskusji esesmanów w Oświęcimiu?
Na kanwie nagonki na prof. Bogdana Chazana niektórzy lekarze (np. prof. Mirosław Wielgoś) próbowali jak gdyby zmiękczać skandal zabijania dzieci, opowiadając, że aborcja nie przebiega w ten sposób, że dziecko jest rozrywane na strzępy, tylko wskutek farmakologicznej indukcji porodu roni się samoistnie. Wcześniej umiera w łonie matki. Ale znane są przecież przypadki, że dziecko roni się żywe.
– Tak jak wspomniałem powyżej, po zamknięciu pępowiny dziecko dusi się, chyba że ma to „szczęście” i np. z powodu wady mózgu nie ma struktur nerwowych odbierających bodźce chemiczne. Ja nie chciałbym umierać, dusząc się przez kilka godzin. Dlatego tak istotna jest odpowiedź na pytanie: czy w takiej sytuacji można dziecku podać morfinę i tlen? To pytanie tylko pozornie jest absurdalne.
Natomiast propagowanie i praktykowanie aborcji przez profesorów medycyny uderza w jej podstawy (vide przysięga Hipokratesa: „Nigdy nikomu, także na żądanie, nie dam zabójczego środka ani też nawet nie udzielę w tym względzie rady; podobnie nie dam żadnej kobiecie dopochwowego środka poronnego”). Przyjęcie zasady, że ludzi nieuleczalnie chorych należy zabijać z powodu ich cierpienia (zamiast pozwolić im żyć i łagodzić cierpienie), spowoduje, że medycyna będzie zajmowała się wyłącznie pacjentami, którzy dobrze rokują i nie cierpią. Mam nadzieję, że nie dożyję takich czasów. Założenie, że możliwy do osiągnięcia jest świat, w którym ludzie nie cierpią, jest oczywiście utopią.
Rozumie Pan te próby przekonania społeczeństwa, że aborcja jest lepszym rozwiązaniem w przypadku chorego dziecka, które nie ma szans na przeżycie, niż pozwolenie mu naturalnie się urodzić i naturalnie umrzeć? Że dziecko mniej cierpi?
– Nie, nie rozumiem i nie akceptuję tych argumentów. Opierają się bowiem na dwóch fałszywych przesłankach: pierwszej, że sztucznie poronione dziecko nie cierpi; drugiej, że naturalnie urodzone dziecko, umierające na oddziale neonatologii albo w domu pod opieką hospicjum, cierpi. Obydwa te twierdzenia są nieprawdziwe.
Proszę zwrócić uwagę, że problem leży gdzie indziej. W istocie cierpią rodzice, gdy nagle otrzymują niepomyślny wynik diagnozy prenatalnej. Przeżywają szok, który powoduje, że stają się podatni na sugestie lekarza. To krytyczny moment, w którym lekarz może pomóc im w zaakceptowaniu choroby dziecka albo przeciwnie – zaproponować aborcję.
Ale czy ich cierpienie uzasadnia zabicie dziecka? Uważam, że lekarze, którzy twierdzą, że przerwanie ciąży „przerywa” również cierpienie rodziców i w ten sposób im „pomaga”, bo „rozwiązuje problem” – są w błędzie. Nie posiadają bowiem wiedzy na temat dalszych konsekwencji aborcji: poczucia winy i zespołu poaborcyjnego. Dlatego ich rozumowanie jest fałszywe, a nieprzekazanie kobiecie informacji o psychologicznych następstwach aborcji – niezgodne z ustawowym obowiązkiem uzyskania świadomej zgody na przerwanie ciąży.
Od 15 lat prowadzimy tzw. hospicjum perinatalne, które polega na objęciu opieką rodziców od momentu przekazania im diagnozy wady letalnej. Zajmują się tym w naszej fundacji moja żona, prof. Joanna Szymkiewicz-Dangel oraz psycholodzy naszego hospicjum: mgr Agnieszka Chmiel-Baranowska i mgr Dominika Maksiewicz.
Dziękuję za rozmowę.
Izabela Borańska-Chmielewska
Nasz Dziennik, 27 sierpnia 2014
Autor: mj