Bogaty kupi sobie nerkę
Treść
Osoby, które zdecydowały się pobranie lub oddanie narządów poza granicami kraju, nie będą musiały rejestrować tego faktu we własnym państwie - takie jest założenie projektu dyrektywy Parlamentu Europejskiego. Zdaniem ekspertów w dziedzinie transplantologii oraz parlamentarzystów z Prawa i Sprawiedliwości, rodzi to niebezpieczeństwo nielegalnego handlu narządami przez ośrodki transplantacyjne. Istnieje też zagrożenie, że kliniki z bogatych krajów będą "kupowały narządy" w biednych państwach.
Dyrektywa zakłada, że "państwa członkowskie dopilnują, aby właściwy organ prowadził rejestr żywych dawców po akcie dawstwa, zgodnie z przepisami o ochronie danych osobowych i o poufności danych statystycznych, oraz gromadził informacje dotyczące ich późniejszej obserwacji, w tym w szczególności ewentualnych powikłań związanych z aktem dawstwa, pojawiających się w krótkiej, średniej i dłuższej perspektywie czasowej". Brak tu jednak konkretnego przepisu obligującego dawcę lub biorcę do potwierdzenia w swoim kraju faktu zgody na pobranie organów lub poddania się przeszczepowi w innym państwie UE.
W opinii ekspertów w dziedzinie transplantologii oraz parlamentarzystów z Prawa i Sprawiedliwości, rodzi to obawę zagrożenia zdrowia i życia m.in. biorcy, który mógłby otrzymać narząd od osoby chorej. - Jeżeli taka rejestracja nie będzie wymagana, to zachodzi obawa nielegalnego handlu tymi organami. Może tu być zagrożony interes ludzi z krajów biednych, do których zalicza się też Polska, zmuszonych często sytuacją finansową do oddania swego organu. Poza tym sam dawca może być uprowadzony przez jakieś organizacje parające się tym procederem - stwierdza senator Joanna Fetlińska (PiS) z senackiej Komisji Zdrowia.
Argumentację tę potwierdza europoseł Urszula Krupa, która ostrzega, że istnieje niebezpieczeństwo powstania zjawiska tzw. turystyki transplantacyjnej. Jej zdaniem, grozi to nielegalnym handlem narządami ludzkimi przez ośrodki transplantacyjne. - To kwestia biznesu. Jeżeli nie będzie dokładnych uregulowań prawnych, dojdzie do sytuacji, że w obecnej dobie "wolnego rynku" uderzy to w człowieka, jego godność i byt. Ludzie biednieją, więc takich zagrożeń będzie coraz więcej. Jak ktoś nie ma co do garnka włożyć, będzie się ratował w każdy możliwy sposób - stwierdza Urszula Krupa.
Sytuacja jest o tyle ważna, iż są kraje, w których zapotrzebowanie na narządy do przeszczepów znacznie przewyższa liczbę narządów pobranych ze zwłok. Profesor Leszek Pączek z Kliniki Immunologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej w Warszawie zauważa, że może powstać sytuacja, gdy narządy pobrane na przykład w Polsce będą przeszczepiane w innych krajach Unii i że więcej narządów zostanie wysłanych z Polski aniżeli otrzymamy ich z innych państw UE.
Projekt dyrektywy współgra z większością przepisów rządowego projektu nowelizacji ustawy z 1 lipca 2005 r. o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów. Na uwagę zasługuje m.in. to, że nowela nie zmienia obowiązującego obecnie prawa w kwestii tzw. pojęcia zgody domniemanej na oddanie narządów. Chodzi tu o sytuację, gdy w przypadku zmarłej osoby lekarz nie musi pytać jej rodziny o zgodę na pobranie narządu. Jak zaznacza Urszula Krupa, może to pociągać za sobą różnego rodzaju nadużycia, na przykład doprowadzić do zaprzestania leczenia ciężko chorych pacjentów. Jest to również niezgodne z nauką społeczną Kościoła, który stoi na stanowisku, że konieczna jest zgoda świadoma, a więc wyrażona jeszcze za życia potencjalnego dawcy.
Warto też zaznaczyć, że "swoistym" odpowiednikiem pojęcia zgody domniemanej funkcjonującej w polskim prawie jest Europejska Karta Dawcy, której utworzenie KE zapowiadała jeszcze w maju 2007 roku, jako główną metodę zwiększenia liczby dawców. Dokument miał umożliwić oddanie narządów każdemu, kto taką kartę posiada. W zaproponowanej dyrektywie takiej propozycji na razie nie ma. - Nie wiadomo jednak, czy to się nie zmieni, wziąwszy pod uwagę stale rosnącą tendencję do liberalizacji prawa w zakresie transplantacji - komentuje Krupa. Wątpliwości lekarzy budzi też inny zapis noweli odnoszący się do kwestii finansowania całej procedury związanej z przeszczepem.
Otóż zakłada ona rozdzielenie finansowania czynności związanych z przeszczepem. Budżet państwa miałby płacić tylko za czynności związane z pobraniem i przeszczepieniem narządu. Natomiast NFZ płaciłby za prace komisji orzekających o śmierci mózgowej oraz za podtrzymanie czynności narządów zmarłego w celu ich pobrania, przechowywania i transportu. Dotychczas ww. procedury były opłacane ze środków przeznaczonych na świadczenia wysokospecjalistyczne finansowane z budżetu państwa.
W opinii Ministerstwa Zdrowia, autora projektu oraz konsultanta krajowego ds. transplantologii klinicznej prof. Wojciecha Rowińskiego, uzasadnieniem wprowadzenia tego novum jest fakt, iż śmierć mózgową stwierdza się nie tylko na potrzeby pobrania narządów w celu ich przeszczepienia, ale również w celu przerwania długotrwałego nieuzasadnionego leczenia pacjentów, u których podejrzewa się śmierć mózgową.
Zdaniem wielu lekarzy, oddzielenie finansowania procedur związanych z przeszczepem obrazuje ogólną tendencję wyrzucania z budżetu państwa wszystkiego, co wiąże się z finansowaniem służby zdrowia. Przerzuca się koszty na NFZ, czyli bezpośrednio na podatników płacących składki. Ponadto przeszczepianie narządów w przypadku niektórych schorzeń jest znacznie tańsze niż ich leczenie. Tak jest na przykład w kwestii przeszczepienia nerek, gdzie różnica między ich wieloletnią dializą a przeszczepem wynosi blisko 50 procent.
Anna Ambroziak
"Nasz Dziennik" 2009-02-10
Autor: wa