Błąd prokuratury zabił Krzysztofa?
Treść
Wśród dokumentów dotyczących sprawy Olewnika przechowywanych w Kancelarii Tajnej znajdują się materiały operacyjne zebrane m.in. przez policję w pierwszych tygodniach po uprowadzeniu Krzysztofa Olewnika. Wskazano w nich wówczas prawdopodobne - a jak dziś już wiadomo, że prawdziwe - miejsce przetrzymywania porwanego mężczyzny oraz nazwiska sprawców uprowadzenia. Zostały one jednak zbagatelizowane przez prowadzącego wtedy postępowanie prokuratora rejonowego z Sierpca. Krzysztofa zamordowano, prokurator nie poniósł żadnych konsekwencji, a utrzymywana na tej części dokumentacji klauzula "tajne" chroni go przed postawieniem ewentualnych zarzutów. Przed sądem ma natomiast stanąć Włodzimierz Olewnik, ojciec zamordowanego mężczyzny - wyjaśnień w tej sprawie domaga się rzecznik praw obywatelskich. "Krzysztof mógł żyć" - mówił wielokrotnie Włodzimierz Olewnik, pytany o okoliczności zdarzenia w sopockiej prokuraturze, kiedy to zbulwersowany miał ponoć "naruszyć nietykalność prokuratora". Taki zarzut przed kilkoma dniami postawiła ojcu zamordowanego Krzysztofa bydgoska prokuratura. Według naszych informatorów, dokumenty, które tak wstrząsnęły Włodzimierzem Olewnikiem, to wciąż utajnione materiały operacyjne zebrane przez policję w pierwszych kilkunastu dniach prowadzonego śledztwa. W kilku z nich wskazane jest miejsce, w którym - jak sugerowano - przetrzymywany jest porwany Krzysztof Olewnik. Odnotowano, że jest to miejsce, w którym "dzieje się coś dziwnego", i wskazywano na zagadkowe "ruchy" na terenie wskazanej posesji. Informacja została zignorowana przez prowadzących postępowanie. Dzisiaj, choć po siedmiu latach nie ma już wątpliwości, iż te dane mogły znacznie wcześniej doprowadzić do sprawców porwania i uratować życie Krzysztofa, prokurator, który zbagatelizował ten ślad, nie poniósł żadnych konsekwencji. - To nie jest jeden dokument, a kilka. Wskazane w nich jest nie tylko miejsce, gdzie - jak wówczas podejrzewano, a dziś już wiadomo, że zasadnie - w pierwszych tygodniach po porwaniu przetrzymywany był mój syn, ale również nazwiska osób wskazywanych jako sprawcy porwania. To były prawdziwe, trafne wskazówki - potwierdza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Włodzimierz Olewnik. Wiele wskazuje na to, że prowadzący postępowanie w sprawie na pierwszym etapie prokurator Leszek Wawrzyniak z Prokuratury Rejonowej w Sierpcu te informacje zlekceważył. Nie podjął żadnych działań sprawdzających - a takie mogłyby uratować życie Krzysztofa Olewnika. Choć Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia o intensywnym śledztwie w sprawie zaniedbań w śledztwie - nikomu ze śledczych nie postawiono do tej pory żadnych zarzutów. Nie usłyszeli ich też prokuratorzy z Sierpca. Czy kiedykolwiek usłyszą? - Te dokumenty są nadal tajne, a Prokuratura Krajowa zdecydowanie przekonuje, że ich ujawnienie jest niemożliwe i niepotrzebne. Moim zdaniem, chodzi o to, by chronić prokuratora, który popełnił taki błąd. Tak długo jak dokumenty te są niejawne, można udawać, że ich nie ma - uważa Włodzimierz Olewnik. Informacja na ten temat trafiła już jednak do posłów sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, którzy od kilku miesięcy domagają się od prokuratury zdecydowanego działania w sprawie wyjaśnienia wszystkich nieprawidłowości w śledztwie dotyczącym porwania i zamordowania Krzysztofa Olewnika. - Rzeczywiście, mamy pewne sygnały, że pan Olewnik znalazł w materiałach operacyjnych, dokumentach śledztwa takie, które wskazują, że prokuratura miała informacje o prawdopodobnych porywaczach czy też miejscu przetrzymywania Krzysztofa Olewnika. Będziemy chcieli usłyszeć wyjaśnienia w tej sprawie - mówi poseł Andrzej Dera (PiS). Według nieoficjalnych informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik", materiały operacyjne, o których mowa, to m.in. policyjna notka oraz anonimowy donos. Włodzimierz Olewnik nie chce na ten temat rozmawiać. - Przepraszam, ale ujawniając, co to za dokumenty, gdzie zostały wytworzone, naraziłbym się na odpowiedzialność za ujawnianie danych chronionych klauzulą "tajne" - mówi ojciec zamordowanego Krzysztofa. Tymczasem od kilkunastu dni "Dziennik" na podstawie informacji pochodzących z Ministerstwa Sprawiedliwości uparcie lansuje tezę, jakoby dokumenty, do których miał w sopockiej prokuraturze dotrzeć Olewnik, stawiały jego rodzinę w niekorzystnym świetle. Wówczas rzekomo - jak pisze "Dziennik" - "Chciał zniszczyć dokument, który znalazł w aktach, uderzył interweniującego prokuratora". - Bzdura! - mówi świadek zdarzenia mecenas Ireneusz Wilk. Kilka tygodni wcześniej prokurator krajowy Marek Staszak przekazał posłom Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka sprawozdanie dotyczące ustaleń prowadzonego śledztwa w sprawie rzekomego naruszenia nietykalności cielesnej prokuratora przez Olewnika. W informacji jednak wątek "niszczenia dokumentu" nawet się nie pojawia. Sprawą postawienia zarzutów Olewnikowi interesuje się rzecznik praw obywatelskich dr Janusz Kochanowski. - Rzecznik jest w stałym kontakcie z rodziną Olewników. Zwrócił się również pisemnie do prokuratury w Bydgoszczy z prośbą o informacje w związku z prowadzonym tam dochodzeniem w sprawie Włodzimierza Olewnika - usłyszeliśmy wczoraj w biurze prasowym RPO Janusza Kochanowskiego. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-12-18
Autor: wa