Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Biegli wytknęli śledczym błąd

Treść

Anna Ambroziak


Czynności sekcyjne wykonywane na terenie Federacji Rosyjskiej były pozorowane. Z punktu widzenia medycznego przeprowadzono je w sposób niewłaściwy - oceniają pełnomocnicy rodzin, których bliscy zginęli na Siewiernym. - Doszło do rażących nieprawidłowości, jeśli chodzi o procedurę sekcyjną wykonywaną przez stronę rosyjską. Co więcej, te rażące nieprawidłowości spowodowały, że wyniki sekcji były nieprawidłowe. Natomiast polscy biegli mieli bardzo trudną sytuację, bo po dwóch latach, kiedy nastąpił rozkład ciała, wyniki badań nigdy nie będą takie, jakie były możliwe do osiągnięcia dwa lata wcześniej. Chodzi tu oczywiście o nienasycenie pewnych narządów, ale też o pewne czynności wykonane przez Rosjan - mówi mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik wdowy po wicepremierze Przemysławie Gosiewskim. Analiza szczątków po dwóch latach od śmierci praktycznie uniemożliwia wykrycie ewentualnych śladów materiałów wybuchowych czy amunicji. Jak dowiedział się "Nasz Dziennik", biegli, którzy uczestniczyli przy ekshumacji Janusza Kurtyki i Przemysława Gosiewskiego, uważają, że szanse na to są praktycznie zerowe. Próbki do badań pod tym kątem zostały jednak przez nich zabezpieczone. Zespół biegłych jest również zdania, iż gdyby do sekcji doszło wcześniej, tj. po katastrofie, trwałyby one zdecydowanie dłużej - ze względu na to, że byłaby wówczas możliwość przeprowadzenia szerszej gamy badań. Pełnomocnicy rodzin uważają, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo smoleńskie, powinna wszcząć odrębne postępowanie w sprawie poświadczenia nieprawdy przez biegłych rosyjskich przeprowadzających sekcje ofiar katastrofy smoleńskiej. - Jeśli dowodowo potwierdzą się pewne nieprawidłowości, prokuratura wojskowa powinna wdrożyć odpowiednią procedurę celem pociągnięcia do odpowiedzialności karnej osób, które poświadczyły nieprawdę w dokumentacji sądowo-medycznej ofiar - deklaruje mec. Rogalski. Tego samego zdania jest mec. Zbigniew Cichoń, pełnomocnik Zuzanny Kurtyki. - Prokuratura powinna wszcząć odrębne postępowanie karne przeciwko osobom, które poświadczyły nieprawdę - potwierdza prawnik.
Przesłuchanie kogokolwiek ze strony rosyjskiej będzie jednak bardzo trudne ze względu na ogólnie znany stan - niechęć Federacji do współpracy. Czy doszło do znieważenia zwłok ofiar? Zgodnie z polskim kodeksem karnym za znieważenie przyjmuje się takie postępowanie lub jego zaniechanie, które narusza godność ludzką. Sformułowanie jest nieostre, stąd możliwość wielu interpretacji. Czy o znieważeniu ciała można byłoby mówić, gdyby okazało się, że zostało okaleczone lub zostało włożone do trumny bez ubrania? - Dla rodzin jest to znieważenie, po ludzku rzecz ujmując. Jednak z punktu widzenia znamion przestępstwa wskazuje to tylko na rażące nieprawidłowości ze strony Rosjan - ocenia mec. Rogalski. Beata Gosiewska tuż po katastrofie przekazała garnitur i pozostałe elementy garderoby męża stronie rosyjskiej, by ubrała w nie ciało. Jednak garnitur, buty, koszula i bielizna zostały odesłane do Polski. Na ciele Przemysława Gosiewskiego był rozłożony biały całun, na tym z kolei został rozłożony garnitur - przekazany przez stronę rosyjską. W trumnie była też reszta rosyjskiej garderoby, w tym buty - też rosyjskie.
Według art. 262 kk, kto znieważa zwłoki, prochy ludzkie lub miejsce spoczynku zmarłego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch.
Dlaczego sekcji zwłok ofiar nie przeprowadzono tuż po katastrofie w Polsce? W ocenie prawników, fakt zaniechania tych czynności to kardynalny błąd prokuratury. Wojskowa Prokuratura Okręgowa już kilka miesięcy po katastrofie przyznawała, że sekcje można było przeprowadzić. - Oczywiście, że istniała możliwość powtórzenia sekcji, nie było tutaj żadnej przeszkody prawnej - przyznawał w sierpniu, a więc pięć miesięcy po katastrofie, płk Jerzy Artymiak, obecnie Naczelny Prokurator Wojskowy, odpowiadając na pytania dziennikarzy o badanie ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Gdybyśmy mieli jakiekolwiek wątpliwości co do jakości czy rzetelności tej sekcji, to wówczas prokurator nakazałby, żeby zwłoki prezydenta przewieźć do prosektorium i przeprowadzić ponowną sekcję, tym razem przez polskich lekarzy - podkreślał Artymiak. I zapewniał, że takich wątpliwości po prostu nie było, a w sekcji prezydenta w smoleńskim "morgu" uczestniczył szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztof Parulski. - Takiej sytuacji nie ma co rozważać; przeprowadzenie tej sekcji na terenie Rosji, w obecności polskiego prokuratora, miało stworzyć gwarancje jej rzetelności - stwierdził wtedy Artymiak. W sekcjach pozostałych ofiar polscy prokuratorzy już nie uczestniczyli. Dlaczego? Bo przeprowadzono je, zanim polscy prokuratorzy przyjechali do Moskwy. Przy tych czynnościach nie było też polskich lekarzy sądowych. O kwestię przeprowadzenia w kraju sekcji zwłok ich bliskich rodziny smoleńskie pytały niejednokrotnie. Jak podkreśla Ewa Kochanowska, wdowa po Januszu Kochanowskim, rzeczniku praw obywatelskich, podczas spotkania z ministrem Tomaszem Arabskim i minister Ewą Kopacz w Moskwie, które odbyło się w obecności Rosjan, minister Arabski bardzo zdecydowanie przekonywał rodziny, że mają dokonać identyfikacji na terenie Rosji, ponieważ nie będą mieć tej możliwości w Polsce - ze względów sanitarnych rodziny nie będą mogły otwierać trumien. - On nie mówił do nas, on mówił do tych Rosjan, którzy znajdowali się na sali - zaznacza Kochanowska.

Kłamstwa Kopacz
Warto przypomnieć deklaracje minister Kopacz, która wielokrotnie przekonywała opinię publiczną o obecności polskich lekarzy przy sekcjach zwłok. Według minister, w przypadku wszystkich ciał zostały one przeprowadzone, ponieważ taka jest procedura. "Z wielką uwagą obserwowałam pracę naszych patomorfologów przez pierwsze godziny. Pierwsze godziny nie były łatwe i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani jako obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut, a potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić. Wykonywali jak fachowcy swoją pracę, z wielkim poszanowaniem ofiar tej katastrofy - perorowała w Sejmie Kopacz pod koniec kwietnia 2010 roku. - Lekarze i ci, którzy dokonywali identyfikacji zwłok, na pewno widzieli ślady po sekcji na ciałach - odpowiadała dziennikarzom. "Oni zapewniali mnie, że wszystkie czynności zostały przeprowadzone. Sekcja zwłok jest działaniem obowiązkowym, przeprowadza się ją rutynowo w takich przypadkach. Jak twierdzą polscy lekarze, na miejscu zostały pobrane próbki do toksykologii. Lekarze czy prokuratorzy, którzy tam pracowali, to wybitni eksperci, specjaliści. Musimy mieć do nich zaufanie" - przekonywała obecna marszałek Sejmu w "Gazecie Wyborczej". Później okazało się to nieprawdą.

Anna Ambroziak

Nasz Dziennik Piątek, 23 marca 2012, Nr 70 (4305)

Autor: au