Bez wpływu esbeków na IPN
Treść
Senatorowie nie chcą, aby Rada Instytutu Pamięci Narodowej była wybierana przez środowiska naukowe, co przewiduje uchwalony przez Sejm projekt zmian w ustawie o Instytucie. Senatorowie opozycji argumentują, że może to skutkować wywieraniem wpływu na IPN przez byłych współpracowników komunistycznej bezpieki. Z istnieniem takiego zagrożenia zgadzają się też przedstawiciele koalicji.
- Tak źle napisanej ustawy, która by trafiła do Senatu, nie pamiętam - stwierdził podczas dyskusji w Senacie wicemarszałek Zbigniew Romaszewski. - Jest ona napisana w sposób nieudolny - dodał, oceniając, że zapewne zakwestionuje ją Trybunał Konstytucyjny. Romaszewski zwracał uwagę, że podczas zadawania pytań sprawozdawcy komisji senackiej zastanawiano się, po co w ogóle jest ta ustawa. - Na to pytanie nie potrafimy w gruncie rzeczy odpowiedzieć - ocenił.
- Dlaczego i w imię czego musimy zmieniać coś, co dobrze działa? - pytał retorycznie senator Władysław Dajczak (PiS). - IPN bardzo dobrze przysłużył się przybliżaniu najnowszej historii Polski - podkreślił. - Dlaczego dziś przeżywamy kolejny atak na IPN? - zastanawiał się Stanisław Piotrowicz (PiS). - W tej ustawie jest zakamuflowane stanowisko, że od tej pory żadnej lustracji w Polsce nie będzie - przewidywał. W jego ocenie, wbrew deklarowanym zamierzeniom inicjatorów projektu "jest to upolitycznienie IPN, które chce się nazwać odpolitycznieniem".
Efektem niezadowolenia z zapisów ustawy o IPN jest zgłoszenie do niej kilkunastu poprawek podczas prac w komisji petycji. Do najistotniejszych należy odebranie prawa wyłaniania kandydatów na członków nowej Rady IPN przez środowiska naukowe. Komisja chce, by pięciu członków Rady powoływał Sejm, dwóch Senat i dwóch prezydent RP.
Senator Jan Dobrzyński (PiS) zwracał uwagę, że w przypadku utrzymania dotychczasowego rozwiązania "tajni współpracownicy SB, którzy przecież byli na uczelniach", będą mieli wpływ na wybór prezesa. - Może się zdarzyć tak, że to esbecy będą wybierać prezesa IPN. Czy środowisko PO zdaje sobie z tego sprawę? - pytał Dobrzyński. Jan Rulewski (PO) odpowiadał, że członkowie Rady nie mogą być tajnymi współpracownikami, a co do elektorów, to biorąc pod uwagę duże liczby naukowców, nie należy za bardzo obawiać się wpływu agentów na IPN. - Szanse, aby oni uzyskali prymat w wyborach, są małe, ale zgadzam się, że są one możliwe - przyznał jednak Rulewski. Romaszewski akcentował, że jeżeli Sejm chciałby odrzucić tę poprawkę, to należałoby wprowadzić obowiązek lustracji elektorów.
Opozycyjni senatorowie wytykali szereg innych zagrożeń dla Instytutu, które niesie ustawa. - W ustawie jest ukryty mechanizm wpływu na prezesa, ma on odpowiadać za wszystko, ale nie będzie mógł kształtować polityki Instytutu - mówił Piotrowicz. Za mała jest też wielkość większości przewidzianej do wyboru prezesa. - Na odpolitycznienie wskazuje kwalifikowana większość parlamentarna, bo wówczas potrzeba konsensusu, natomiast sprowadzenie do zwykłej większości jest upolitycznieniem - wskazywał senator.
Prezes IPN prof. Janusz Kurtyka stwierdził na forum Senatu, że zmiany prowadzą do "chaosu decyzyjnego w IPN" i zawierają "rozwiązania, które de facto naruszają niezależność prezesa". Prowadzą do powstania nieformalnego kierownictwa poprzez wyposażenie w duże kompetencje Rady przy ich ograniczeniu w odniesieniu do prezesa. Może to prowadzić do sytuacji, w której w Radzie zasiądą osoby będące "zaufanymi ludźmi partii politycznych czy rządu, którzy będą mogli swoje wpływy realizować w sposób nieformalny".
Prezes podkreślał, że wybieranie członków Rady spośród środowiska naukowego to "propagandowa zasłona". - Zostaje stworzony mechanizm, w którym środowiska naukowe są wciągane w świat polityki - stwierdził.
Kurtyka odrzucał argumenty, jakoby celem ustawy było otwarcie zasobów IPN. - To pozorna prawda, archiwa są w IPN obecnie całkowicie otwarte, średni dostęp wynosi dwa tygodnie - podkreślał. Zwracał zarazem uwagę, że nie jest wykonalne zadanie przygotowania inwentarza zasobów do 2012 roku, ponieważ trzeba opisać ok. 2 mln jednostek archiwalnych i inwentarz liczyłby ok. 300 tomów. Na razie Instytut planuje publikację 10 tomów.
Szef IPN wskazywał na zagrożenie rekomendacji wydawanych przez Radę co do działalności Instytutu. - W codziennej działalności może być to odczytane jako dyrektywa, Rada będzie dyktowała kierunki działań w takich obszarach jak badania naukowe, sposób udostępniania dokumentów, ściganie zbrodni i procedury lustracyjne - wyliczał. Dodał, że zaniepokoiła go wypowiedź medialna posła Rybickiego z PO, który stwierdził, iż IPN powinien zająć się wyłącznie ściganiem zbrodni hitlerowskich i stalinowskich. - Być może poseł uznaje, że zbrodnie po 1953 r. ścigane być nie powinny - ocenił prof. Kurtyka.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2010-04-09
Autor: jc